niedziela, 24 lutego 2013

6. Serce nie sługa

Nadrabiam straty? Albo raczej wykorzystuje ostatni wolny czas, przed powrotem do szkoły ^^ Zamiast czytać lekturę XD To strrraszne, że jutro już poniedziałek i znowu... Ach... No cóż...


SERCE NIE SŁUGA


Shon czule głaskał mnie po włosach i mruczał cicho do ucha, że wszystko będzie dobrze. Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. Czułam się tak bezpieczna w jego silnych ramionach, tak potrzebna.
- Przepraszam - wymamrotałam. Blondyn nie odpowiedział, tylko jeszcze mocniej mnie przytulił.
- Nie oddam cię - wyszeptał, na co ja jeszcze głośniej zaniosłam się szlochem. Miłość jest do dupy, przychodzi w najmniej oczekiwanych momentach, wtedy gdy jej nie chcesz.
- Mai... Chodź do domu - zagadnął nagle brat. Zupełnie zapomniałam o nim, ale to on był głównym powodem, dla którego nie chciałam... Nie chciałam Shon'a.
- Felix... Ja nie chcę - wymamrotałam cicho, nie patrząc na brata.
- Jak to? - zapytał nagle.
- Chcę zostać z Shon'em - powiedziałam, a łzy nadal spływały po policzkach. Chłopcy zmierzyli się wzrokiem.
- Uważaj! - krzyknął blondyn, po czym wyjął pistolet i zastrzelił jakiegoś mężczyznę, który stał za Felix'em.
Mój brat spojrzał zdezorientowany na trupa.
- To nie mój człowiek - odezwał się Shon, po czym wstaliśmy z kanapy.
- Mój też nie - odezwał się Felix.
- Dobra, zrobimy tak. Wyprowadzisz ją tym korytarzem - powiedział, odsuwając szafę z książkami.
- Shon?  - spojrzałam na chłopaka. On nie mógł tego zrobić. Ten idiota, po prostu nie mógł! Chłopak mnie zignorował.
- Czarny dodge, napewno nie pominiesz - powiedział wciskając kluczyki w ręce brata.
- Idioto! Co ty kombinujesz?! - wykrzyknęłam przerażona.
- Za jakiś czas się zobaczymy - powiedział, po czym namiętnie mnie pocałował. Starł kciukiem łzę, po czym oddał mnie w ręce brata.
- Shon! - wykrzyknęłam, ale on zignorował to i wybiegł z pokoju.
- Mai chodź! - krzyknął brat, jednak ja stałam cały czas wpatrując się w drzwi z nadzieją, że blondyn wróci. Felix mocno mnie szarpnął i zmusił do biegu za nim, trzymając mój nadgarstek. Korytarz był długi, bez drzwi, bez okien. Drogę jedynie oświetlały nam płonące pochodnie przy ścianach. W pewnym momencie upadłam.
- Musimy uciekać - warknął. Chciałam się podnieść, ale nie byłam w stanie. Spojrzałam na niego zapłakanymi oczami. Brat mnie podniósł i ruszył dalej, niosąc mnie na rękach. Ujrzeliśmy duże, metalowe, potężne drzwi. Brunet je kopnął i zalała nas fala ciepłego słońca. Znajdowaliśmy się na parkingu. Felix szybko odszukał wzrokiem samochód i wsadził mnie do niego, po czym sam zajął miejsce kierowcy.
- Zapnij pasy - powiedział, odpalając silnik. Nigdy tego nie robiłam, tym razem też nie zamierzałam. Z oczu dalej płynęły mi łzy. Brunet postawił samochód na tylnych kołach i szybko ruszył.
- Wie co robi. To potężny wróg - powiedział, delikatnie klepiąc mnie po trzęsącej się dłoni.
- Felix... A jeśli... - słowa utknęły mi w gardle.
- Poradzi sobie - odparł i uśmiechnął się, po czym ostro skręcił. Nic już nie mówiłam. Tylko modliłam się, by ten dupek przeżył i mnie odnalazł, choćby po to, bym mogła na niego nawrzeszczeć.
- Mai, co jest między wami? - zapytał nagle.
- Nie wiem - powiedziałam, patrząc w okno. Brat gwałtownie się zatrzymał.
- Kochasz go? - zapyta, zmuszając mnie, bym na niego spojrzała. Milczałam, a moje zielone oczy na nowo stały się mokre. Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Brat się nie odezwał. Bez słowa zawiózł nas do domu. Weszliśmy w milczeniu do mieszkania.
- Jeśli za tydzień się tutaj nie zjawi, wyprowadzamy się - powiedział, gdy usiedliśmy na kanapie.
- Dlaczego? - zapytałam.
- Bo ani ja, ani ten dupek nie będziemy cię narażać na niebezpieczeństwo.
- Felix! Chrzanisz teraz głupoty! Będziemy tu mieszkać! - wykrzyknęłam.
- Nie! Niby przed chwilą wszystko było pod kontrolą?!
- Braciszku... - załkałam - A co jeśli on wróci po tym tygodniu? - zapytałam. Brunet milczał, a ja patrzyłam na niego wyczekująco. Westchnął.
- Pojedziesz do ciotki, a ja tu zostanę. Gdy wróci, dam znać - odezwał się nagle. Wtuliłam się w starszego chłopaka.
- A... A nie mogę zostać? - poprosiłam.
- Nie - warknął, cały czas mnie tuląc.
- Nie dbam o swoje bezpieczeństwo! - wyrwałam mu się z uścisku - Chcę być z wami. Tobą i Shon'em! - krzyczałam, czując jak złość i żal we mnie wzbierają.
- Nie zostaniesz tu - odparł.
- Mam zadzwonić do rodziców? - zapytałam, próbując mu zagrozić.
- Przyjeżdżają za kilka dni. Wtedy z nimi wszystko ustalę - mruknął spokojnie.
- Nie możesz mi tego zrobić! Nie chcę jechać do Meredith! - krzyczałam.
- Mai, idź do pokoju. Proszę - rzuciłam mu mordercze spojrzenie i opuściłam salon. Padłam na swoje wygodne łóżko i nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
Śnił mi się blondyn. Stał z moim bratem i o coś się kłócili. Stałam za daleko, więc nie usłyszałam o co. Po chwili scenka się zmieniła. Blondyn stał oparty o futrynę i flirtował z jakąś niską blondynką, ubrana na róż. Wyglądała jak Jasmin.
Obudziłam się zalana łzami.

Dzień pierwszy, od tamtego dnia...
Siedziałam w swoim pokoju, słuchając radia. Żadnych wiadomości o wczorajszym zajściu. Cały dzień spędzony na tęsknocie, przemyśleniach i łzach. Nawet nie wyszłam z pokoju. Cały czas byłam zła na brata. Jak on śmiał, zrobić mi coś takiego?! Ciotka... Ona mnie nienawidziła. Mieszkałam z nią, nim wyprowadziłam się do brata. Kobieta cały czas mnie poniżała i na mnie krzyczała. Przemoc psychiczna. Najgorsza z możliwych. Nie raz mnie uderzyła, gdy próbowałam się bronić przed jej słownymi zaczepkami. To były najgorsze lata mojego życia. Jednak ta sytuacja, wyprowadzała mnie z równowagi. Nie pewność, że człowiek, którego się kocha, że jest bezpieczny, szczęśliwy. Tak, zakochałam się w tym blond dupku. Zależało mi na nim... A nawet nie wiem, czy żyję. Kolejny wybuch płaczem. To okropne uczucie. Nikomu, nawet największemu wrogowi, nie życzę, by czuł się tak jak ja teraz.

Dzień drugi, trzeci i czwarty i piąty.
Wyglądam koszmarnie. Nawet prysznica nie miałam siły wziąć! Cały czas leżałam na łóżku i płakałam. Brat przynosił mi do pokoju żarcie i picie, ale nie mogłam jeść. Nawet czekolada w takich chwilach smakuje ohydnie! Felix, mnie prosił, bym zaczęła żyć, a nie tylko egzystować. Nie mogłam, nie potrafiłam.

Dzień szósty.
Przyjechali rodzice. Jak zwykle kochani... Tak to tylko bratu wysyłają pieniądze i płacą rachunki, a co z tego?! Skoro nigdy ich nie było! Nie chciałam z nimi rozmawiać. Podjęli decyzję, że zamieszkam sama. Dobre i to.. Lepsze niż mieszkanie z ciotką. Znaleźli mi już mieszkanie, w jakimś małym mieście.

Dzień siódmy.
Brat spakował moje rzeczy. Nie odzywałam się do niego, aż do tego dnia.
- Feeeelix! - zawyłam z pokoju. Brunet wpadł szybko jak gepard. Leżałam zapłakana na łóżku.
- Co się stało? - spytał zdezorientowany.
- Co z Shon'em? - zapytałam, czując, jak oczy na nowo robią się mokre.
- Nic. Ogarniaj się - powiedział i wyszedł z pokoju. Głośno zaczęłam płakać. Felix wrócił do pokoju i mnie przytulił. Kiedyś to pomagało, ale nie teraz.
- Tęsknię - wymamrotałam.
- Weź prysznic, zawiozę cię do nowego domu - powiedział. Po kilku godzinach byłam gotowa.

3 komentarze:

  1. Lol LOL LOl LOLOLOLOLOLOL
    To...Jest....SUPEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEER!!!!!!!!!!!

    cZEKAM NA KONTYNUACJE A TY WBIJ NA MOJEGO BLOGA KIEDY CHCESZ
    assasinscreed00.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. hm?A gdzie kontynuacja?Ja tu czekam i czekam... :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na kontynuację. Jeden z nielicznych blogów, którego chętnie czytam i przy którym doświadczam miliona uczuć (kocham Shona <3). Masz prawdziwy talent, wystarczy tylko trochę pracy i chęci, a będziesz mogła pisać prawdziwie godne uwagi opowiadania. :D

    OdpowiedzUsuń