czwartek, 8 sierpnia 2013

27, Rozdział dwudziesty-siódmy

Hej ;)
Dzisiaj troszkę wcześnie, bo musiałam wstać o 8. God why?! Ano trudno, jeden dzień da radę.
W każdym bądź razie, mam nadzieję, że się wam spodoba :)
Enjoy!

Rozdział dwudziesty-siódmy


- D-dziecko? I mówisz mi to, po tym jak się kochaliśmy? - naskoczyłam na chłopaka. Blondyn milczał. Patrzyłam na niego przerażonym wzrokiem. Byłam zła. Wykorzystał mnie.
- Shon... Właśnie w bardzo dobitny sposób, uświadomiłeś mi, że nic tak naprawdę o tobie nie wiem - powiedziałam ze łzami w oczach. Przez myśl przeszło mi, że skoro tak naprawdę go nie znam, to może nie darzę go tak silnym uczuciem, jakim jest miłość, a zwyczajnym zauroczeniem. Chłopak delikatnie chwycił mnie za ramię i chciał przyciągnąć w swoją stronę.
- Nie - wyrwałam mu się i wstałam. Shon pokręcił głową i podniósł się. Objął mnie swymi umięśnionymi ramionami, położyłam swe dłonie na jego klatce.
- Mai, ja musiałem się nim zaopiekować - powiedział, po chwili ciszy. Czułam jak jego wszystkie mięśnie są naprężone.
- Czy jest jeszcze coś, co powinnam wiedzieć? Coś tak ważnego jak dziecko? - zapytałam trzęsącym się głosem. Nie tylko się bałam, ale byłam też zła.
- Nic takiego chyba już nie ma - odparł twardo.
- Chcę wrócić do domu - zapowiedziałam cicho.
- Tutaj jest twój dom. Mieliśmy zamieszkać razem - zaprzeczył, cały czas nie wypuszczając mnie z swych silnych ramion.
- Wtedy jeszcze myślałam, tylko o nas. Co twoje dziecko, by o tym pomyślało? Że sprowadzasz jakąś dziewczynę do domu, hm?
- Mai, dobrze wiesz, że cię kocham - powiedział tylko, po czym złożył na ustach namiętny pocałunek.
- Wracajmy - poprosiłam ponownie. W oczach chłopaka widziałam błysk złości. Nigdy nie chciałam, by był na mnie zły, ale tym razem musiałam tak postąpić. Nie mogłam mu ulec, musiałam zrobić to, co słuszne.
- Właściwie, wiesz Shon, zastanawia mnie jedno...
- Co? - mruknął.
- Gdybyśmy wzięli ślub, kiedy byś mi o tym powiedział? - zapytałam. Chyba zbiłam go z tropu.
- Improwizacja skarbie - odparł zawadiacko.

Ciężka ręka opadła na moją talię, wybudzając jednocześnie mnie ze snu.
- Co? - wymamrotałam nieprzytomnie.
- Nie chciałem cię obudzić - powiedział Shon i nakrył nas kołdrą. Wtuliłam się w tors chłopaka.
- Jesteś zła? - zapytał z wyraźną ciekawością.
- Nie tyle zła, co zagubiona - odpowiedziałam i spojrzałam w czarne oczy. Zawsze wywoływały to samo wrażenie. Można się było w nich zatracić.
- Po południu przyjadę z dzieciakiem. Spotkamy się w parku - zagadnął.
- Myślisz, że to dobry pomysł?
- Tak. W końcu kiedyś będziesz jego matką - powiedział triumfalnie.
- O ile wcześniej nie zajmę dla siebie całego łóżka - mruknęłam pod nosem i zaczęliśmy się wygłupiać. Było nam to potrzebne, dla rozładowania całej tej stresującej, przynajmniej dla mnie, sytuacji.
Rano, gdy się obudziłam Shon'a już nie było. Spojrzałam na zegarek, dochodziła godzina jedenasta.
- Cholera! - mruknęłam pod nosem i zerwałam się z łóżka. Wzięłam szybki prysznic. Założyłam czarny top i jasne, powycierane, krótkie spodenki, a na stopy włożyłam czarne trampki. Popatrzyłam w lustro. Właściwie to nigdy nie ubierałam się kobieco, nigdy nie spotykałam się z dzieckiem mojego chłopaka. Nie miałam pojęcia, czy jest dobrze, czy nie. Przejechałam pomadką po ustach i wyleciałam z domu.
W parku czekał już na mnie Shon z małym chłopcem. Blondynek ubrany w ciemne spodenki i koszulkę z zespołem Metallica. Podeszłam bliżej, chłopiec popatrzył na mnie swymi dużym niebieskimi oczami.
- Kochanie, to jest Max - przedstawił mi Shon swojego dzieciaka. Uśmiechnęłam się do malca.
- Max, to jest twoja mamusia - powiedział do syna.
- Mamusia? - Max niezgrabnie powtórzył za Shon'em, który tylko kiwnął głową. Postanowiliśmy przejść się po parku. Nigdy nie sądziłam, że Shon, ten dupek i gangster, może być tak doskonałym ojcem. Można był zauważyć, że był wzorem dla malucha. Chłopiec próbował, być taki jak on. Shon usiadł na ławce, Max również zaczął się wdrapywać. Shon mnie objął, to i Max siadał mi na kolanach. Wszystko to wyglądało dość zabawnie.
- Chcę loda! - poprosił w pewnym momencie chłopiec.
- Jakiego?
- Tuskafkowego - oparł grzecznie z uśmiechem.
-Dobrze - uśmiechnęłam się - A ty Shon? - chłopak pokręcił głową. Pięć minut później, po zjedzeniu loda, chłopiec poszedł bawić się w piaskownicy z innymi dziećmi.
- Jak wrażenia? - spytał Shon, biorąc mnie za rękę.
- Max to przeuroczy chłopiec. Jest słodki - powiedziałam z uśmiechem przyglądając się dzieciakowi.
- Więc, mogłabyś zostać jego matką? - drążył temat.
- Może pewnego dnia - odparłam, patrząc w oczy blondyna - Co się stało z jego matką? - spytałam, po czym od razu zaczęłam żałować, że nie przemyślałam tego.
- Mai, bo tak naprawdę, to jego matka jest w więzieniu -przyznał.
- W więzieniu? - powtórzyłam, niczym ułomna. No, ale fakt faktem, że teraz już nic nie rozumiałam.
- Tak - mruknął.
- Lepiej chodźmy już. Zbiera się na porządny deszcz, a lepiej byście nie lecieli podczas burzy - powiedziałam. Chłopak przyznał mi rację. Shon zawołał Max'a, który chwilę potem wspinał się na ławkę.
- Max, ile ty właściwie masz lat? - zapytałam. Chłopiec policzył palce na rączce i pokazał mi cztery.
- No, no - odparłam z uśmiechem, podając mu małe autko, które wcześniej kupiłam. Chłopiec wziął zabawkę i grzecznie podziękował. Odprowadziłam kawałek Shon'a i Max'a. Na pożegnanie od malucha dostałam buziaka w policzek, przez co już do końca byłam nim oczarowana. Kolejno Shon namiętnie i mocno mnie pocałował.
- Zobaczymy się jutro - powiedział z zawadiackim uśmiechem. Wracając powolnie piechotą do domu złapała mnie burza. Gdy cudem dotarłam do mieszkania, byłam już cała przemoknięta.
- Zmokła kura - zaśmiał się Felix, rzucając mi ręcznik.
- To nie jest śmieszne - odparłam naburmuszona i pokazałam chłopakowi język.
- Oj siostra, siostra - zagadnął - Chcesz gorącej czekolady? - zapytał.
- Poproszę - odpowiedziałam z nikłym uśmiechem. Po wysuszeniu się, odebrałam kubek z ciepłym napojem od brata i zamknęłam się w pokoju. Nastąpił czas na przemyślenia. Shon ma dziecko. Ma dzieciaka z kobietą, która jet w więzieniu... Kurcze, a co jeśli ja tylko mu ją zastępuję, co jeśli tamta kobieta wyjdzie z więzienia i Shon do niej wróci? Czemu nie zapłacił za jej wolność? Przecież jest bogaty... Nic już z tego nie rozumiałam. A czym dłużej rozmyślałam o tej sprawie, tym gorsze scenariusze przychodziły mi do głowy.

wtorek, 6 sierpnia 2013

26, Rozdział dwudziesty-szósty

Hej ;)
Tak, wiec udało mi się dzisiaj skończyć rozdział. Wiem, miałam nie dodawać nic do końca wakcji, ale... Jak pisałam w poprzedniej notce nie dostałam pracy, a czasu wolnego trochę mam. To też postanowiłam dodać coś. I w ten oto sposób mamy kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się Wam spodoba ;)
A, bo bym zapomniała... Postaram się odpowiadać na wszystkie komentarze i informować w nich, kiedy pojawi się następny rozdział :) Zaaaapraszam
Pozdrawiam słońca :*

Rozdział dwudziesty-szósty


Po parogodzinnej podróży samolotem, znaleźliśmy się na małej wysepce na środku morza.
- Shon, to jest wyspa... Mięliśmy jechać do ciebie - zagadnęłam z uśmiechem na ustach.
- No, prawie już jesteśmy. Kupiłem tą wyspę kilka lat temu - odparł spokojnie, delikatnie ciągnąc mnie za rękę, bym poszła za nim. Moje oczy zrobiły się nienaturalnie duże. Shon w odpowiedzi na mój chwilowy wygląd, tylko się zaśmiał. Wyspa nie była duża. Morze, plaża i dżungla. Chłopak zaciągnął mnie między drzewa. Miło było pobyć w cieniu, gdyż słońce nie miało dzisiaj litości.
-Shon, gdzie my idziemy? - zapytałam w końcu, gdy pół godziny 'zwiedzaliśmy' przyrodę posiadłości mego chłopaka.
- Do mnie, mówiłem ci już - mruknął od niechcenia.
- No, ale chodzimy po jakiejś dżungli.
- Dom znajduje się w samym centrum wyspy. To już niedaleko - dodał. W związku ze słowami chłopaka, już o nic nie pytałam. Nie chciałam być nachalna, ani ciekawska. Godzinkę, może półtorej po krótkiej wymianie zdań znaleźliśmy się przed ogromnym budynkiem.
- To mój dom - powiedział stając za mną i obejmując mnie od tyłu. Odruchowo położyłam swe dłonie na jego.
- To ma być dom? - zapytałam - To raczej jest... Tu mogłoby zamieszkać kilka rodzin - zaśmiałam się cicho. Posiadłość Shon'a była ogromna, miała 4 piętra, wszystko było w ciemnych barwach.
- To nic, nie widziałaś jeszcze środka. Mamy basen kryty i niekryty, siłownie, kilka sypialni, bilard... Ogólnie fajna chata - zapowiedział skromnie - Chcesz wejść do środka, czy może wolisz posiedzieć nad basenem? - dopytał.
- Jest ładna pogoda. Na basen - odpowiedziałam entuzjastycznie. Skierowaliśmy się za budynek. Zbiornik wody jak chyba wszystko na wyspie, był duży. Wokół niego stały leżaki z parasolami. Stanęłam nad wodą.
- Pięknie tutaj - zachwyciłam się. Chłopak bez słów złożył pocałunek na mojej szyj. Z zaskoczenia obślizgnęła mi się noga na mokrym kafelku i oboje wpadliśmy do basenu. Mimo, że Shon trzymał mnie mocno w tali, to i tak zachłysnęłam się wodą. Blondyn zaczął się śmiać.
- Niezdara - dogryzał.
- To nie jest śmieszne. Chcę na ląd - zamarudziłam. Shon popatrzył na mnie poważnie.
- Nauczyć cię pływać? - spytał.
- Chętnie, ale nie dzisiaj. Następnym razem, jak tu przyjedziemy - odpowiedziałam. Chłopak podsadził mnie i usiadłam na brzegu basenu. Sam ściągnął z siebie koszulkę, ukazując swój świetnie wyrzeźbiony brzuch, a potem trampki i dżinsy. W samych czarnych bokserkach z mokrymi włosami wyglądał jeszcze bardziej pociągająco, niż na co dzień. Zaśmiał się widząc rumieńce na moich policzkach. Ściągnął ze mnie czerwoną tunikę. Na chwilę zatrzymał wzrok na piersiach opinających przez czarny stanik z kokardką.
- No, no, no... - zamruczał - Chyba ci cycki urosły.
- Już ja niedługo sprawdzę, czy tobie co nieco nie urosło przypadkiem - odgryzłam się złośliwie. Chłopak w odpowiedzi złapał mnie za nogi i wciągnął do basenu.Oparł mnie plecami o ścianę zbiornika i ściągnął spodnie.
- Serio? Bokserki z misiem? - zapytał, nie kryjąc zdziwienia.
- Eeej, są urocze -zaprotestowałam. Bokserki były koloru niebieskiego z białym miśkiem, który trzymał czerwone serducho, a na pupie był napis "Love". Chłopak nic nie powiedział. Złożył na ustach namiętny pocałunek. Jego ręce krążyły na moim ciele. Założyłam swe nogi na jego biodrach i całowałam go z taką samą pasją, jak on mnie.
Po  chwili przepełnionej erotyzmem i namiętnością, poprosiłam chłopaka o wyjście z basenu. Zgodził się, zajęliśmy miejsca na leżakach.
- Opalisz się na zielono - dogryzł mi.
- Nie będę się opalać. Przeniesiemy się do cienia? - spytałam.
- Nieee - odparł i pokazał mi język - Ale możemy iść pod prysznic - zapowiedział z zawadiackim uśmiechem. Moje policzki nabrały rumieńców, czułam jak są gorące.
- A-ale... Teraz? - zapytałam.

+18

- Tak, lekkie orzeźwienie się przyda - zagadnął.
- No faktycznie, coś gorąco dzisiaj - pokiwałam głową. Chłopak w mgnieniu oka podniósł się i podał mi rękę. Moment później szliśmy objęci na prawo od basenu. Jakieś pięć minut później stanęliśmy pod prysznicem. Shon puścił chłodną wodę, która delikatnie muskała nasze ciała. Zsunął mi ramiączko od stanika i jego ciepły język dotknął mego rozpalonego ramienia. Mruknęłam z zadowolenia. Chłopak na chwilę przerwał i zgrabnie rozpiął mi stanik, który chwilę potem wylądował na ziemi. Odwróciłam się do niego tyłem, ręka blondyna spoczęła na mojej pupie. Podniosłam biustonosz i powoli wyprostowałam się. Stanik przewiesiłam przez ściankę. Mocno wpiłam się w usta chłopaka, który chętnie oddawał moje pocałunki, jednocześnie ściągnął ze mnie bokserki.
W pewnym momencie złapał biust w swoje ręce  i zaczął pocałunkami schodzić niżej. Zaczął ssać, lizać sutki, a jego prawa ręka zabawiała moją kobiecość.
- Shon - wyjęczałam jego imię. Blondyn nie przerwał swojej roboty, robił to z większym pragnieniem. Nie doczekując się reakcji chłopaka, postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Mimo błogości, którą mi sprawiał, odsunęłam go od siebie. Chłopak popatrzył na mnie zdziwiony z nutką złości.
- Kocham Cię - szpenęłam mu do ucha - Dzisiaj ja zrobię ci dobrze - odparłam z nieśmiałym uśmiechem.
- Ja ciebie też kocham - odpowiedział tylko i namiętnie mnie pocałował. Całując całe jego ciało schodziłam niżej. Robiłam to jak namiętniej, jak najlepiej tylko potrafiłam. Aż w końcu moja twarz znalzła się na wprost jego dużej męskości. Powoli zsunęłam jego bokserki i ujrzałam jego w całej okazałości. Polizałam główkę jego dumy. Wzięłam go do ust, ssąc delikatnie, objeżdżając jeżykiem dookoła. Chwilę potem, złapałam go w ręce, którymi poruszałam w górę i w dół, a jednocześnie lizałam jego kuleczki. Spojrzałam na chłopaka, jego twarz wyrażała błogość. Dumę mężczyzny włożyłam między krągłe piersi. Ścisnęłam biust, a Shon zaczął poruszać biodrami w przód i tył. Chłopak zamruczał. Puściłam biust, a ustami złapałam jego męskość. Teraz należał do mnie. Teraz to ja nadawałam rytm. Zadowolony ponownie murknął i dłońmi delikatnie przyciągnął moją głowę. Zrozumiałam, że pragnie mocniejszych doznań. Zaczęłam, więc wspomagać się ręką, by doznał jak najwięcej. Wypuściłam jego dumę z ust, gdy cała zawartość została wypuszczona.
- To było... - powiedział, pomagając mi wstać.
- Mam nadzieję, że ci  się podobało - odparłam z uśmiechem. Chłopak złożył pocałuek na ustach i  odwrócił mnie do siebie tyłem. Skierował moje ręce na ścianie, a ja wygięłam swe napalone ciało. Shon bez pitolenia się w zabawy, gwałtym ruchem wszedł we mnie. Wypełniał mnie całą. Głośno jęknęłam. Chłopak zaczął powoli, stopniowo zwiększając prędkość. Nie trzeba był długo czekać, by całym moim ciałem wstrząsnęły dreszcze rozkoszy. Chłopak doszedł w tym samym momencie co ja. Serce waliło mi jak oszalałe.
- Rewanżyk - odparł, po czym namydlił me piersi. Już szybciej się wykompaliśmy.

TheEnd +18


Pół godziny później siedzieliśmy w bieliźnie oparci o ściankę prysznica.
- Piękny dzisiaj dzień - zagadnęłam.
- Taaa - mruknął, tuląc mnie od tyłu.
- Aż szkoda wracać - zaśmiałam się cicho.
- To nie wracajmy. Jest kilka łazienek i łóżek do wypróbowania, jeszcze jacuzzi, nie byliśmy na dachu - wymieniał.
- Następnym razem, może - powiedziałam, nadgryzając jego język.
- Wprowadź się do mnie - wypalił nagle. Zaskoczył mnie tą propozycją.
- Dobrze. Ale i tak musimy wrócić do mnie, muszę się spakować.
- Mai, jest coś, co jeszcze musisz wiedzieć - mruknął, bardziej do siebie, niż do mnie.
-Co takiego? - zapytałam, patrząc mu w oczy.
- Ja mam dziecko - odparł, wbijając we mnie swój twardy wzrok.

Moja propozycja...

Hej ;)
Jednakże, że nie dostałam pracy, postanowiłam poświęcić odrobinę czasu blogowi. Jakiś czas temu czytając rozdziały, nie byłam z nich zbytnio zadowolona, do tego zauważyłam,że co nie co zostało pominięte przeze mnie. 
Moja propozycja jest następująca, by poprawić wszystkie rozdziały i dodać to, czego nie dodałam.
Dlatego też, napiszcie w komentarzach co sądzicie o tym pomyśle. Czy wolicie, by opowiadanie zostało poprawione, czy też może jednak zostało tak jak jest.
Tak więc, dajcie znać :) Czas (by decyzja, która zapadnie, nie była przedłużana) jest do... Piątku. 
Jak wstanę, to sprawdzę i pojawi się notka, czy poprawiam, czy zostaje jak jest.
Najbliższy rozdział będzie najpóźniej jutro :)
Pozdrawiam

czwartek, 18 lipca 2013

25, Prawda

Hej, hej. Kolejna notka jest. Wybaczcie moje rozległe przerwy między rozdziałami, ale, albo brak weny (skubana szybko ucieka), albo czas, albo problemy osobiste (że tak pięknie to ujmę)... Tak też proszę o zrozumienie.


Rozdział dwudziesty-piąty

Prawda



-W... W więzieniu? - padłam na kanapę obok współlokatorów. Tyle myśli przebiegło mi przez głowę. Kretyn jeden! W oczach zawitały łzy. Jeśli się dowiedzą o jego czynach, to już nigdy nie będzie wolny. Ukryłam mokrą twarz w trzęsących się dłoniach. Miałam tego dość.
- Mai spokojnie - odezwał się brat.
- Spokojnie - prychnęłam, pociągając nosem. Chłopak popatrzył na mnie surowo, ale w jego oczach dojrzałam cień zrozumienia.
- Wyciągnę go - mruknął niechętnie po długim milczeniu. Spojrzałam na Felix'a. Obejmował delikatnie Jasmin, a mina nie wyrażała żadnych uczuć. Jego twarz wydawała się być pusta.
- A może wystarczy zapłacić kaucję? - rzuciła blondynka.
- A skąd weźmiesz tak dużą sumę pieniędzy? - zapytał chłopak.
- Przecież on jest bogaty - odparła.
Shon nigdy nic nie mówił o tym. Może i słusznie, nigdy nie poruszaliśmy takich tematów.
- Nie mów, że nie wiesz - dodała smętnie.
- Nie wiedziałam o tym - przyznałam. Dziewczyna pokręciła głową i westchnęła.
- Poczekajcie tutaj, przyjadę za trzy, cztery godziny i pojedziemy po jego parszywy tyłek - powiedziała, wstawając z sofy. Pięć minut później zostałam sama z bratem. Chwilę porozmawialiśmy i Felix musiał wyjść. Podobno otrzymał ważny telefon. Tak też zostałam sama.
Przechadzając się po mieszkaniu, próbowałam zminimalizować stres, jednak na darmo. Spacerek po mieszkaniu przynosił zerowe skutki. Usiadłam do komputera i przeglądałam strony internetowe z najświeższymi informacjami. Jeszcze nie ustalili podobno jego dokonań. Miałam nadzieję, że zdążymy, nim uda im się zebrać obciążające Shon'a zeznania.

To były najdłuższe cztery godziny z mojego życia. Czas dłużył mi się nie ubłagalnie.
- Nareszcie! - wykrzyknęłam, słysząc trzask wejściowych drzwi. Wyleciałam z pokoju i wpadłam na Jasmin.
- Możemy już jechać - powiedziała z uśmiechem na twarzy.
- Okej - na czerwoną tunikę narzuciłam długi, czarny sweter, a później założyłam trampki. Zeszłyśmy na parking, gdzie w czarnym bmw-u czekał na nas Felix. Usiadłam z tyłu, a Jas zajęła miejsce obok kierowcy i ruszyliśmy. Godzinę później, dzięki szybkiej jeździe brata, znajdowaliśmy się pod więzieniem.
- Mai, poczekasz tutaj - poprosił chłopak, gdy wysiedliśmy z auta.
- Dlaczego? - spytałam pretensjonalnie.
- Bo to ja miałem go wyciągnąć - odparł - Po prostu poczekaj - wycedził przez zęby, widząc, że chcę z nim prowadzić wojnę argumentów. Zaskoczona jego ostrym tonem, tylko kiwnęłam głową. Oparłam tyłek o maskę samochodu, a para odeszła kierując się w stronę wielkiej, szarej bramy. Cały ten budynek był ogromny, ciemny i odrzucający. Nie tyle, że był obskurny. Nie, nie był. Po prostu sprawiał wrażenie, że gdy tylko wejdziesz do środka, to już nigdy nie wyjdziesz. Na samą myśl przeszły mnie dreszcze.
Słońce powoli chowało się za horyzontem, na niebie pojawiły się ciemny chmury, wiatr zebrał na sile, a najważniejszej trójki w moim życiu nie było widać. Powoli zaczynało padać. Wsiadłam do samochodu, gdzie samotnie przesiedziałam jeszcze godzinę. Dopiero wtedy ujrzałam ekipę. Wybiegłam z auta i przytuliłam mocno chłopaka. Shon miał rozbitą wargę, a z jego ramienia spływały trzy stróżki krwi..
- Co ci się stało? - zapytałam.
- Nic, zasłużyłem sobie - mruknął, po czym uśmiechnął się.
- A żebyś wiedział - wycedziła Jasmin, który wsiadła do samochodu. Ponownie wtuliłam się w chłopaka.
- Chodź, bo się przeziębisz - szepnął , po czym zajęliśmy tylne miejsca. Felix ruszył z piskiem opon.
Shon, po długich prośbach w końcu powiedział jak to się stało, że wylądował w więzieniu.
Brat zaparkował i wysiedliśmy z samochodu.
- Shon - Jasmin szturchnęła blondyna posyłając mu "to" spojrzenie.
- Nie wkurwiaj mnie - odparł tylko i spojrzał na mnie - Mai, mam coś do załatwienia, ale niedługo wrócę.
- Obiecujesz? - spytałam.
- Obiecuję - odparł, po chwili milczenia. Uśmiechnęłam się i pocałowałam go szybko.

Siedziałam z Felix'em i Jasmin w salonie, gdy odezwał się mój telefon.
- Tak? - odebrałam.
- Zejdź. Zabiorę cię gdzieś - usłyszałam w odpowiedzi.
- Dobrze - odparłam i rozłączyłam się.
- Mai...? - zagadnął brat, widząc mnie przy drzwiach.
- Wychodzę - powiedziałam z uśmiechem.
- Właśnie widzę. Uważaj na siebie - dodał i odwrócił się.
- Będę, będę - odpowiedziałam i wyszłam z mieszkania.
Na parkingu czekał Shon. Nonszalancko oparty o dodge charger'a, zawadiacko uśmiechał się.
- Gdzie jedziemy? - spytałam, po namiętnym pocałunku złożonym przez chłopaka.
- Do mnie - wypalił. Wsiedliśmy do samochodu. W związku z tym, że Shon uwielbiał szybką jazdę, już po godzinie znajdowaliśmy się na... Lotnisku.
- Co my tu robimy? - spytałam zaskoczona przyjazdem do tego miejsca.
- Musimy się przelecieć - powiedział - Mój dom znajduje się kawałek stąd. Chodź - złapał mnie za dłoń i delikatnie pociągnął za sobą.
 Wsiedliśmy do prywatnego samolotu. Chłopak podał mi piwo i usiadł na przeciw mnie.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że jesteś bogaty? - spytałam, nim zdążyłam to przemyśleć.
- Bo nie sądziłem, że byłoby to dla ciebie ważne - odparł.
- Nie jest - przyznałam mu rację, po czym upiłam łyk zimnego napoju. Siedząc na przeciwko chłopaka uznałam, że jestem niesamowitą szczęściarą, że go mam. On był idealny. No dobra... Może nie do końca, bo mógłby już odpuścić bycie gangsterem, no, ale... Kurcze, kocham go. Jest idealny. Uśmiechnęłam się, wpatrując się w stale twarde, czarne oczy Shon'a.


CDN....


Tak, tak kochane. Jest to koniec części pierwszej. Druga pojawi się prawdopodobnie dopiero po wakacjach. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam.
Chciałabym również podziękować wam za komentarze, które mnie motywowały do pisania. Gdyby nie wy, opowiadanie nie zaszłoby tak daleko. 
Dziękuję wam również za wytrwałość w czytaniu.
Kontynuacja będzie na tym blogu, tj tej stronie :)
Pozdrawiam was :***

sobota, 6 lipca 2013

24. Rozdział dwudziesty-czwarty

Ahahah :D Dobry! :) Mam dzisiaj wenę :D To też jest nowy rozdział. Mam nadzieję, że się wam spodoba :) No dobra, nie będę przedłużać. Miłego czytania,mnie wyjątkowo miło/dobrze pisało się tą notkę *.*
Pozdrawiam :*

Rozdział dwudziesty-czwarty



Po powrocie do domu i rozpakowaniu niewielkich zakupów, położyłam się z słuchawkami w uszach na łóżku. Zaczęłam się zastanawiać nad misją Shon'a. Co jeśli powtórzy swe czyny? Niby tamta kobieta miała go doprowadzić do kogoś ważnego, ale... Zaczęłam się obawiać o  naszą przyszłość. Doskonale oboje wiedzieliśmy jak to się skończy, gdy po raz drugi dopuści się zdrady. Nie, nie mogłabym mu przebaczyć, nie po raz drugi. Zapomniałabym kiedyś. Może.
I tak słuchając swojej playlisty, myślami krążyłam wokół gangstera.

Oczami Shon'a


Jechałem samochodem z zawrotną prędkością. Dobrze wiedziałem, co robić w takich przypadkach. Że też przyjąłem to denne zadanie. Stać mnie na więcej. Morderstwo. I to w jak tandetny sposób. Upozorować wypadek. Kurde, a miło byłoby narobić... Szlag! Helikopter! Uśmiechnąłem się do siebie. Na tylnych siedzeniach leżał otumaniony mężczyzna. Niby bogaty, bez rodziny, bez przyjaciół. Dobrze, przynajmniej nikt nie będzie mi pierdolił później jak to jestem bez serca. Chociaż, racja, gówno mnie to interesuje. Ostro skręciłem w prawo, niemalże wpadając na ścianę. Zarysowałem auto, ale dzięki temu dwa wozy policyjne przeżył czołowe zderzenie z budynkiem. No dobra, nie przeżyli. Kocham to robić! Miała to być moja ostatnia misja, a potem na emeryturę miałem przejść, bo Mai... Nie chcę, by ponosiła odpowiedzialność za moje czyny. Ba! Nikt nie powinien odpowiadać za to, co robię. Przejechałem przez tory, kolejny uśmiech pojawił się na twarzy.
-Yeah! - wykrzyknąłem, w lusterkach widziałem jak dwa samochody wpadają pod pociąg. Tego jeszcze nie widziałem. Dość interesujący widok. Nie ma co. Włączyłem głośno muzykę, by jeszcze bardziej zwrócić na siebie uwagę psów. Byli tacy słabi, jakby dopiero co, byle jaką szkołę ukończyli. Każdy naiwny, miękki i niewyszkolony. Głupota wysyłać takich ludzi na służbę. I pomyśleć, że mają mnie złapać. Śmieszne. Żałosne.  Niepoważne.
Przywiozłem przyszłego trupa na urwisko. Założyłem rękawiczki. Przywiązałem kamień do mężczyzny i pchnąłem go do wody. Zanim wpadł, patrzył na mnie smutnymi, załzawionymi oczami.  Przygotowałem scenerię dla policji. Teraz wyglądało to, jakby popełnił samobójstwo. Wróciłem do samochodu i odjechałem. W drodze powrotnej do pracodawcy zatrzymałem się w klubie. Wypiłem tam dwa piwa i znowu ruszyłem w drogę. Godzinę później byłem na umówionym miejscu. Jego jeszcze nie było. Cisza, ciemność i chłód. Nagle zostałem otoczony ze wszystkich stron świata przez mundurowych. No, to kurwa są jakieś jaja! Chuj jebany mnie wystawił psom! A ja za niego czarną robotę odwalam. Cały sprzęt leżał w samochodzie. Wystarczające dowody, żeby mnie obciążyć.

Oczami Mai


Zadzwoniłam do Shon'a, ale nie odebrał. Wysłałam mu wiadomość, by napisał mi sms'a, gdy będzie mógł. Nie chciałam go kontrolować. O nie... Po prostu chciałam się upewnić, że żyje. Że nic mu nie jest. Robiło się już późno, wzięłam, więc długi prysznic, podczas którego śpiewałam najróżniejsze hity. Gdy wróciłam do pokoju, już w piżamie, nadal nie wyświetlała się żadna nowa wiadomość na telefonie. Popatrzyłam smutno na mały wyświetlacz i położyłam komórkę na szafeczce nocnej. Sama przykryłam się kołdrą w misie i wtuliłam w nią. 
Rano, po obudzeniu pierwsze co zrobiłam, to spojrzenie na wyświetlacz. Cholerka, nadal nic. W zasadzie nigdy ze sobą jakoś nie pisaliśmy, zawsze był przy mnie. Nie mogłam, więc stwierdzić, czy to jest w jego krwi, że nie odpisuje, albo też odzywa się po kilku dniach, czy też wręcz przeciwnie. Postanowiłam, nie panikować. Dawał sobie rady w przeróżnych sytuacjach, więc wierząc w jego umiejętności nie będę przerażona chodzić po suficie, ścianach, czy nie wiem jeszcze czym. Pozostawało mi wierzyć, że wróci cały i mieć nadzieję.  Po dwóch dniach nie wytrzymałam.
- Felix - wpadłam do salonu, niczym burza. Chłopak oderwał się od dziewczyny i spojrzał pytająco na mnie.
- Co? - spytał.
- Braciszku - uśmiechnęłam się - Bo mam prośbę - podeszła bliżej siadając obok chłopaka.
- Słucham - odparł.
- No bo, wiesz... Ja martwię się o Shon'a. Wiem, że za nim n ie przepadasz, ale może dałoby radę coś się dowiedzieć na jego temat. Nie odpowiada mi na sms'a, a powiedział, że będziemy w kontakcie. Boję się o niego - przyznałam. Brat objął mnie ramieniem i głośno westchnął.
- Kiedy do niego napisałaś? - zapytał. 
- Trzy dni temu. Myślałam, że może nie ma czasu, by odpisać, albo coś, ale teraz... Po tylu dniach.
- A może zapomniał? - rzucił Felix. 
- Nie zapomniałby - mruknęłam lekko obruszona. Chłopak milczał.
- Felix, proszę cię... - nadal milczał.
- Będziecie mięli okazję wyjaśnić sobie wszystko - powiedziała Jasmin. Chłopak spojrzał na nią złowieszczo.
- Taka prawda, kotku - pocałowała go w policzek i ruszyła do kuchni.
- Braciszku - mruknęłam, tuląc się do brata - Gdyby role były odwrócone, czego byś chciał? - spytałam. Tak, zaczęłam prowadzić grę psychologiczną. To może się udać.
- Mai. Nigdy bym do tego nie dopuścił, jasne? - skarcił mnie wzrokiem - Mimo to, spróbuję się czegoś dowiedzieć.
- Aiii! Bracie jesteś najlepszy! - wykrzyknęłam, dając mu buziaka w policzek.
- Wiem - odparł entuzjastycznie i poszedł do Jasmin. Włączyłam telewizor, akurat było ustawione na wiadomościach. Szczerze powiedziawszy nie chciałam tego słuchać, który polityk, co o kim powiedział. Wróciłam do pokoju. Odpaliłam komputer i włączyłam jakiś film. Miał na celu mnie odstresować. Powinnam być już teraz spokojna.
- Mai! - usłyszałam krzyk Jas. Wstałam od komputera i momentalnie znalazłam się w salonie.
- O co chodzi? - zapytałam spokojnie.
- Shon... - zająknęła się Landryna.
- Wiecie coś na jego temat? - dopytałam.
- Tak - odpowiedziała nie pełnie Jasmin.
- Jest w więzieniu - powiedział smętnie Felix. Wskazując ręką, w której trzymał pilot na ekran telewizora.

piątek, 5 lipca 2013

23. Rozdział dwudziesty-trzeci

Na początek : Przepraszam. Że tak długo nie pisałam. Najpierw problemy w relacjami, potem szkoła, a potem padła mi klawiatura. Normalnie pisać się nie dało. Masakra - reasumując.
Mam nadzieję, że rozdział się wam spodoba ;) Mam nadzieję, że jest również wystarczająco długi i ciekawy. Hm, no co by tu jeszcze, chyba byłoby tego na tyle. W każdym bądź razie zapraszam was do czytania. Pozdrawiam :**



Rozdział dwudziesty-trzeci


Obudziłam się przykryta puchową kołdrą. Shon siedział obok, wpatrując się w horyzont za oknem. 
- Dzień dobry - szepnęłam chłopakowi do ucha. Spojrzał na mnie i złożył delikatny pocałunek na ustach.
- Śpij, jest jeszcze wcześnie - odparł. Wyciągnęła rękę po telefon, który leżał na szafce. Dochodziła druga.
- Czemu nie śpisz? - spytałam siadając.
- Nie mogę - odparł krótko. Głośno westchnęłam.
- Chodź - poprosiłam, ciągnąc chłopaka do siebie, tak, by się położył obok mnie. Z lekkim z początku oporem, znalazł się u mego boku. Wtuliłam się w mężczyznę mojego życia.
- Kocham cię - szepnęłam, dając mu buziaka w policzek. Shon objął mnie ramieniem, mocniej do siebie przytulając.
- Śpij - mruknął z zamkniętymi już oczami. Drugą ręką gładził delikatnie moje włosy. Zamknęłam oczy. Pod ciężkimi powiekami zebrały się łzy.


Krople deszczu mocno uderzały w szybę. Było ciemno, mimo południowej godziny. To chmury zasłoniły słońce, skutecznie blokując promienie przed dostaniem się do naszego świata. Shon'a nie było w pokoju, pewno dalej kręcił się gdzieś po mieszkaniu. Usłyszałam hałas. Nie zwróciłam na niego większej uwagi, sądząc, że komuś wypadło jakieś naczynie z ręki. Zamknęłam oczy i przeciągnęłam się. Moje drzwi cicho zaskrzypiały. Uśmiechnęłam się i otworzyłam oczy, ale mina mi zrzędła, gdy zobaczyłam, kto przyszedł mnie odwiedzić. Młody mężczyzna, który wtedy celował do Shon'a. Stał cały w krwi z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Ty... Ty nie możesz żyć. Zabiłam cię! - wykrzyczałam przerażona. Mężczyzna zaśmiał się i wycelował broń w moją stronę. Usłyszałam huk.


- Mai, Mai - poczułam lekkie szarpanie ramieniem. Otworzyłam powolnie oczy - Miałaś zły sen - odparł.
- Troszkę - potwierdziłam, bardziej okrywając się kołdrą.
-Troszkę? Płakałaś, mamrotałaś coś niezrozumiałego przez sen, a do tego przywaliłaś mi w szczękę - mruknął, lekko obruszonym tonem.
- Oj, przepraszam kochanie - powiedziałam dając mu buziaka w policzek - Lepiej? - spytałam z uśmiechem. Chłopak podniósł wzrok do góry i westchnął.
- Co ci się śniło? - spytał.
- Jakieś głupoty - powiedziałam.
- Jakie? - dopytał.
- Mniejsza o to. Chcę się wyspać - bardziej poprosiłam, niż oświadczyłam.
- Mai! Chcę wiedzieć - warknął. Westchnęłam, po czym opowiedziałam chłopakowi sen.
- Zadowolony? - spytałam. Shon zmierzył mnie karcącym wzrokiem.
- Nie chcę tu dłużej mieszkać - oznajmił nagle.
- Co? Dlaczego? - spytałam, zrywając się do siadu.
- Po prostu nie chcę. Rano mnie tu już nie będzie - wypowiedział w pusty sposób.
- A-ale Shon...
- Nie ma ale. Śpij - dodał, całując mnie w czoło. Chwyciłam chłopaka za rękę. nie mogłam zasnąć, nie potrafiłam. Bałam się, że gdy obudzę się, jego już przy mnie nie będzie.

Zasnęłam! Nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale zasnęłam! Co ze mnie za kretynka! Jaki on jest głupi! Nie było go! Egrh!
Zerwałam się z łóżka i przeszukałam całe mieszkanie, ale on musiał je opuścić.
- Gdzie jest Shon? - spytałam zakochańców, którzy właśnie spożywali śniadanie.
- Myśleliśmy, że jest u ciebie - odparła Landryna.
- Dupek - mruknęłam do siebie. Wróciłam do pokoju i zadzwoniłam do chłopaka. Kretyn będzie miał kilka nieodebranych połączeń i jedną wiadomość z pytaniem : 'o co chodzi?'
W oczach pojawiło się przerażenie. Bałam się o niego, w końcu nie wiem na co mógł wpaść.
Po nagraniu się mu na pocztę głosową, postanowiłam coś zrobić. Włączyłam głośno radio i zaczęłam sprzątać. Telefon oczywiście był w mojej kieszeni, na wypadek gdyby Shon zdzwonił. Zdążyłam wysprzątać cały swój pokój, a usłyszałam dobrze mi znana solówkę na gitarze.
- Słucham? - odebrałam telefon.
- Cześć. Dzwoniłaś - odparł, nijakim tonem.
- Tak. Gdzie ty jesteś? - zapytałam, na początek.
- W Europie - odpowiedział.
- Słucham?! Co ty tam robisz? - spytałam dość przestraszonym głosem.
- Mam misję - przyznał niechętnie.
- Shon...Uważaj na siebie. Wrócisz, prawda?
- Tak. Nie martw się.
- Jeszcze jedno...
- Co?
- Dlaczego mi nie powiedziałeś o tym?
- Ponieważ, wiem, że wyszła by z tego jakaś kłótnia. A jakoś nie miałem ochoty na wymianę argumentów - powiedział. Czułam, jak przybiera tą swoją ostrą postawę.
- Ach... A więc to tak. Gdyby coś, pisz. Kocham cię - pożegnałam się z chłopakiem.
- Ciebie też - odparł i odłożył słuchawkę.
Byłam zła. Wściekła. Powinien mi mówić o takich rzeczach, a nie wprowadzać jakieś zamęty. Co on do cholery chce osiągnąć?
- Jasmin! - zawołałam przyjaciółkę z pokoju. Blondynka po chwili stała w drzwiach.
- Co? - spytała ciekawskim tonem.
- Idziemy na zakupy? - zaproponowałam.
- Tak - odparła entuzjastycznie.
- Za jakieś dziesięć minut będę gotowa - powiedziałam i zaczęłam przeglądać swoją szafę. Przebrałam się w czerwony t-shirt i czarne krótkie spodenki. Poprawiłam włosy i nałożyłam na usta błyszczyk. Chwilę pokrzątałam się po pokoju i zabrałam ze sobą czarną małą torebkę, do której wrzuciłam portfel, telefon z słuchawkami i klucze. Gdy założyłam czarne adidasy byłam gotowa.
- Idziemy? - spytałam Landrynę.
- Tak - odpowiedziała. Dziewczyna była ubrana w różowy top, miniówkę i szpilki.
- Lalusia - zaśmiałam się i wyszłyśmy z mieszkania.
Droga do centrum zajęła nam pół godziny samochodem.
- A co z Shon'em? - spytała, gdy wyszłyśmy z kolejnego sklepu.
- Jest w Europie. Na misji - dodałam. Dziewczyna nie dopytywała, widząc niezadowolenie z mojej strony.
- Patrz! Jaka urocza sukienka! - wskazała palcem na kremową kieckę z koronką.
- Ładna - zgodziłam się, kierując jej rękę ku ziemi.
- Będzie moja - powiedziała, po czym zaśmiała się złowieszczo.

sobota, 25 maja 2013

21, Rozdział dwudziesty-drugi

Hej ;) Więc, n-n już jest jak widać XD
Harry - nie mam pewności na tę (albo tą) chwilę, czy pojawi się kontynuacja. Również polubiłam te postacie i pisanie tego sprawia mi ogromną frajdę. Natomiast wiem, że w przyszłym roku szkolnym, będę miała o wiele mniej czasu, niż teraz. W końcu matura mnie czeka :/ Ale najprawdopodobniej tak. Na pewno bym chciała.
Zachęcam również, po raz kolejny do głosowania w ankiecie ;)
W sumie to chyba tyle miałam do powiedzenia. Miłego czytania ;-)

Rozdział dwudziesty-drugi


Oczami Shon'a


Złość sięgała zenitu. Kilka szybkich, sprawnych ruchów i wyswobodziłem się z uchwytu dwóch osiłków. Jednego z nich kopnąłem w brzuch, natomiast drugiemu skręciłem rękę. Byli całkiem nieźle wyszkoleni, ale nadal gorsi niż ja. Brakowało im talentu. Rzucili się obaj na mnie. Kilka chwytów wystarczyło, by leżeli martwi. Victor, bo tak najprawdopodobniej miał na imię gangster, trzymał Mai, przykładając jej chłodny metal do szyi. 
- Zrób jej krzywdę, a zadbam o to, by przydarzyło ci się coś bardzo niedobrego - zagroziłem chłopakowi. On natomiast uśmiechnął się i delikatnie przejechał ostrzem po dekolcie dziewczyny. Popatrzyłem na Jerrego, który siedział za ladą. Wiedział, o co mi chodziło. Zdradziecki skurwiel, zdecydował się jednak zrobić to, czego pragnąłem. Sięgnął po broń i strzelił wrogowi w tył głowy. 
- Masz równo dwadzieścia cztery godziny na zniknięcie, albo... - powiedziałem, spoglądając na zegarek. 
- Przep-przepraszam - wymamrotał tylko i wybiegł z baru. Podszedłem do roztrzęsionej dziewczyny, wziąłem ją na ręce i wyniosłem z baru. Oboje milczeliśmy. Ja, ponieważ nie wspieram ludzi. Ona, ponieważ była zbyt przerażona, by coś z siebie wydusić.
- Mai, musimy jechać - powiedziałam, stawiając ją na ziemi. Dziewczyna kiwnęła głową i zajęła za mną miejsce. Ruszyliśmy z piskiem opon. Nie tolerowałem wolnej jazdy, ani takich pojazdów. Miało być szybko i z adrenaliną. Godzinę później siedzieliśmy w salonie.
- Pójdę wziąć prysznic - odezwała się, po długim milczeniu. Kiwnąłem tylko głową. Gdy dziewczyna wyszła, wybrałem numer do znajomego.
- Michael, jest sprawa - powiedziałem, gdy kumpel odebrał telefon - Tak... Spoko, stary... Jerry Jeffers, ma dobę... Tak, jak najbardziej... Wszystkie chwyty dozwolone. Dzięki... No siema - rozłączyłem się i schowałem telefon do kieszeni. Usiadłem na sofie i włączyłem telewizor, akurat trwała druga połowa meczu moich ulubionych drużyn. Pod koniec rozgrywki, Mai weszła do salonu i usiadła obok mnie.
- Wiesz, teraz to dopiero będzie ciężko - zagadnęła.
- Co masz na myśli? - spytałem.
- Felixa... Trzeba mu będzie wszystko wytłumaczyć - odparła, wtulając się we mnie. Objąłem dziewczynę ramieniem.
- Da radę - mruknąłem. Chwilę siedzieliśmy wpatrując się w ekran telewizora, a wszedł brat dziewczyny.
- Co ty tu robisz?! - wykrzyknął, zostawiając Jas w tyle.
- Siedzę, ze swoją dziewczyną - warknąłem do chłopaka, na co się skrzywił.
- Mai, on cię zdradził - wycedził.
- To nie jest tak jak myślisz - odparła, po czym wstała i wyciągnęła Felix'a za rękę z pokoju.
Jasmin usiadła obok mnie.
- Zdradziłeś ją? - spytała nagle. Kiwnąłem głową.
- To nie jest tak jak wy wszyscy myślicie - mruknąłem, potwierdzając słowa dziewczyny. Przesiedzieliśmy w ciszy piętnaście minut oglądając mecz, a potem wróciła Mai.
- Chodź - poprosiła, z lekkim uśmiechem.



Oczami Mai


Położyliśmy się na łóżku w moim pokoju. Słońce kryło się za deszczowymi chmurami. Docierał do nas jedynie chłodny powiew wiatru wpadający przez otwarte okno. 
- Powiesz? - zapytał chłopak, opierając się na łokciach.
- O rozmowie z Felixem?  -spytałam, na co Shon kiwnął głową - No, wiec - zaczęłam nieśmiało - Zadowolony, to on nie jest... Powiedział, że będzie cię tolerował, tylko dlatego, że cie kocham, a on kocha mnie - odparłam, prawie na jednym wdechu.
- Dobrze - mruknął.
- Możesz ze mną spokojnie spać - powiedziałam z uśmiechem.
- Nie tak spokojnie - odparł Shon.
- Dlaczego? - zapytałam.
- Oni... - mruknął cicho.
- Daj spokój, nic nam nie jest - powiedziałam z nadzieją.
- Nie do końca - warknął, po czym kciukiem przejechał po ranie na dekolcie - Będzie blizna - stwierdził.
- Blizny są sexowne - powiedziałam, po czym pocałowałam delikatnie chłopaka. Cicho mruknął i oddał pocałunek.
- Nie daje ci to spokoju, prawda? - spytałam.
- Czemu pytasz? - odparł.
- Bo nie całujesz tak jak zawsze - mruknęłam.
- Nie chcę by coś ci się stało... Proste - powiedział, po krótkiej chwili milczenia.
- Nic mi nie jest - warknęłam - Oboje żyjemy - dodałam spokojniej, tuląc się do chłopaka. Między nami zapanowała długa cisza. Oboje byliśmy pogrążeni we własnych myślach.
- Co Felix powiedział an ranę? - zapytał nagle Shon.
- Oh... No, spytał co się stało. Skłamałam, że był to wypadek. Powiedziałam, że uczyłeś mnie bronić się nożem. Wyleciał mi z ręki i się zraniłam - wyjaśniłam.
- Uwierzył ci? - spytał.
- Niestety nie. Powiedział, że jak będzie trzeba dowie się w inny sposób - odpowiedziałam. Chłopak parsknął.
- Nie umiesz kłamać - zaśmiał się, gładząc mą dłoń.
- No wiem - odparłam z udawanym smutkiem - Ale starałam się - dodałam już bardziej entuzjastycznie. Chłopak uśmiechnął się.
- Może powiesz mu prawdę? Niby zasługuje na to...
- Zasługuje i ja nie lubię kłamać... Ale nie chcę, byś miał jakiekolwiek z nim spięcia. I tak jest zły na ciebie - powiedziałam. Chłopak tylko kiwnął głową, po czym mocno mnie do siebie przytulił.