czwartek, 8 sierpnia 2013

27, Rozdział dwudziesty-siódmy

Hej ;)
Dzisiaj troszkę wcześnie, bo musiałam wstać o 8. God why?! Ano trudno, jeden dzień da radę.
W każdym bądź razie, mam nadzieję, że się wam spodoba :)
Enjoy!

Rozdział dwudziesty-siódmy


- D-dziecko? I mówisz mi to, po tym jak się kochaliśmy? - naskoczyłam na chłopaka. Blondyn milczał. Patrzyłam na niego przerażonym wzrokiem. Byłam zła. Wykorzystał mnie.
- Shon... Właśnie w bardzo dobitny sposób, uświadomiłeś mi, że nic tak naprawdę o tobie nie wiem - powiedziałam ze łzami w oczach. Przez myśl przeszło mi, że skoro tak naprawdę go nie znam, to może nie darzę go tak silnym uczuciem, jakim jest miłość, a zwyczajnym zauroczeniem. Chłopak delikatnie chwycił mnie za ramię i chciał przyciągnąć w swoją stronę.
- Nie - wyrwałam mu się i wstałam. Shon pokręcił głową i podniósł się. Objął mnie swymi umięśnionymi ramionami, położyłam swe dłonie na jego klatce.
- Mai, ja musiałem się nim zaopiekować - powiedział, po chwili ciszy. Czułam jak jego wszystkie mięśnie są naprężone.
- Czy jest jeszcze coś, co powinnam wiedzieć? Coś tak ważnego jak dziecko? - zapytałam trzęsącym się głosem. Nie tylko się bałam, ale byłam też zła.
- Nic takiego chyba już nie ma - odparł twardo.
- Chcę wrócić do domu - zapowiedziałam cicho.
- Tutaj jest twój dom. Mieliśmy zamieszkać razem - zaprzeczył, cały czas nie wypuszczając mnie z swych silnych ramion.
- Wtedy jeszcze myślałam, tylko o nas. Co twoje dziecko, by o tym pomyślało? Że sprowadzasz jakąś dziewczynę do domu, hm?
- Mai, dobrze wiesz, że cię kocham - powiedział tylko, po czym złożył na ustach namiętny pocałunek.
- Wracajmy - poprosiłam ponownie. W oczach chłopaka widziałam błysk złości. Nigdy nie chciałam, by był na mnie zły, ale tym razem musiałam tak postąpić. Nie mogłam mu ulec, musiałam zrobić to, co słuszne.
- Właściwie, wiesz Shon, zastanawia mnie jedno...
- Co? - mruknął.
- Gdybyśmy wzięli ślub, kiedy byś mi o tym powiedział? - zapytałam. Chyba zbiłam go z tropu.
- Improwizacja skarbie - odparł zawadiacko.

Ciężka ręka opadła na moją talię, wybudzając jednocześnie mnie ze snu.
- Co? - wymamrotałam nieprzytomnie.
- Nie chciałem cię obudzić - powiedział Shon i nakrył nas kołdrą. Wtuliłam się w tors chłopaka.
- Jesteś zła? - zapytał z wyraźną ciekawością.
- Nie tyle zła, co zagubiona - odpowiedziałam i spojrzałam w czarne oczy. Zawsze wywoływały to samo wrażenie. Można się było w nich zatracić.
- Po południu przyjadę z dzieciakiem. Spotkamy się w parku - zagadnął.
- Myślisz, że to dobry pomysł?
- Tak. W końcu kiedyś będziesz jego matką - powiedział triumfalnie.
- O ile wcześniej nie zajmę dla siebie całego łóżka - mruknęłam pod nosem i zaczęliśmy się wygłupiać. Było nam to potrzebne, dla rozładowania całej tej stresującej, przynajmniej dla mnie, sytuacji.
Rano, gdy się obudziłam Shon'a już nie było. Spojrzałam na zegarek, dochodziła godzina jedenasta.
- Cholera! - mruknęłam pod nosem i zerwałam się z łóżka. Wzięłam szybki prysznic. Założyłam czarny top i jasne, powycierane, krótkie spodenki, a na stopy włożyłam czarne trampki. Popatrzyłam w lustro. Właściwie to nigdy nie ubierałam się kobieco, nigdy nie spotykałam się z dzieckiem mojego chłopaka. Nie miałam pojęcia, czy jest dobrze, czy nie. Przejechałam pomadką po ustach i wyleciałam z domu.
W parku czekał już na mnie Shon z małym chłopcem. Blondynek ubrany w ciemne spodenki i koszulkę z zespołem Metallica. Podeszłam bliżej, chłopiec popatrzył na mnie swymi dużym niebieskimi oczami.
- Kochanie, to jest Max - przedstawił mi Shon swojego dzieciaka. Uśmiechnęłam się do malca.
- Max, to jest twoja mamusia - powiedział do syna.
- Mamusia? - Max niezgrabnie powtórzył za Shon'em, który tylko kiwnął głową. Postanowiliśmy przejść się po parku. Nigdy nie sądziłam, że Shon, ten dupek i gangster, może być tak doskonałym ojcem. Można był zauważyć, że był wzorem dla malucha. Chłopiec próbował, być taki jak on. Shon usiadł na ławce, Max również zaczął się wdrapywać. Shon mnie objął, to i Max siadał mi na kolanach. Wszystko to wyglądało dość zabawnie.
- Chcę loda! - poprosił w pewnym momencie chłopiec.
- Jakiego?
- Tuskafkowego - oparł grzecznie z uśmiechem.
-Dobrze - uśmiechnęłam się - A ty Shon? - chłopak pokręcił głową. Pięć minut później, po zjedzeniu loda, chłopiec poszedł bawić się w piaskownicy z innymi dziećmi.
- Jak wrażenia? - spytał Shon, biorąc mnie za rękę.
- Max to przeuroczy chłopiec. Jest słodki - powiedziałam z uśmiechem przyglądając się dzieciakowi.
- Więc, mogłabyś zostać jego matką? - drążył temat.
- Może pewnego dnia - odparłam, patrząc w oczy blondyna - Co się stało z jego matką? - spytałam, po czym od razu zaczęłam żałować, że nie przemyślałam tego.
- Mai, bo tak naprawdę, to jego matka jest w więzieniu -przyznał.
- W więzieniu? - powtórzyłam, niczym ułomna. No, ale fakt faktem, że teraz już nic nie rozumiałam.
- Tak - mruknął.
- Lepiej chodźmy już. Zbiera się na porządny deszcz, a lepiej byście nie lecieli podczas burzy - powiedziałam. Chłopak przyznał mi rację. Shon zawołał Max'a, który chwilę potem wspinał się na ławkę.
- Max, ile ty właściwie masz lat? - zapytałam. Chłopiec policzył palce na rączce i pokazał mi cztery.
- No, no - odparłam z uśmiechem, podając mu małe autko, które wcześniej kupiłam. Chłopiec wziął zabawkę i grzecznie podziękował. Odprowadziłam kawałek Shon'a i Max'a. Na pożegnanie od malucha dostałam buziaka w policzek, przez co już do końca byłam nim oczarowana. Kolejno Shon namiętnie i mocno mnie pocałował.
- Zobaczymy się jutro - powiedział z zawadiackim uśmiechem. Wracając powolnie piechotą do domu złapała mnie burza. Gdy cudem dotarłam do mieszkania, byłam już cała przemoknięta.
- Zmokła kura - zaśmiał się Felix, rzucając mi ręcznik.
- To nie jest śmieszne - odparłam naburmuszona i pokazałam chłopakowi język.
- Oj siostra, siostra - zagadnął - Chcesz gorącej czekolady? - zapytał.
- Poproszę - odpowiedziałam z nikłym uśmiechem. Po wysuszeniu się, odebrałam kubek z ciepłym napojem od brata i zamknęłam się w pokoju. Nastąpił czas na przemyślenia. Shon ma dziecko. Ma dzieciaka z kobietą, która jet w więzieniu... Kurcze, a co jeśli ja tylko mu ją zastępuję, co jeśli tamta kobieta wyjdzie z więzienia i Shon do niej wróci? Czemu nie zapłacił za jej wolność? Przecież jest bogaty... Nic już z tego nie rozumiałam. A czym dłużej rozmyślałam o tej sprawie, tym gorsze scenariusze przychodziły mi do głowy.

wtorek, 6 sierpnia 2013

26, Rozdział dwudziesty-szósty

Hej ;)
Tak, wiec udało mi się dzisiaj skończyć rozdział. Wiem, miałam nie dodawać nic do końca wakcji, ale... Jak pisałam w poprzedniej notce nie dostałam pracy, a czasu wolnego trochę mam. To też postanowiłam dodać coś. I w ten oto sposób mamy kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się Wam spodoba ;)
A, bo bym zapomniała... Postaram się odpowiadać na wszystkie komentarze i informować w nich, kiedy pojawi się następny rozdział :) Zaaaapraszam
Pozdrawiam słońca :*

Rozdział dwudziesty-szósty


Po parogodzinnej podróży samolotem, znaleźliśmy się na małej wysepce na środku morza.
- Shon, to jest wyspa... Mięliśmy jechać do ciebie - zagadnęłam z uśmiechem na ustach.
- No, prawie już jesteśmy. Kupiłem tą wyspę kilka lat temu - odparł spokojnie, delikatnie ciągnąc mnie za rękę, bym poszła za nim. Moje oczy zrobiły się nienaturalnie duże. Shon w odpowiedzi na mój chwilowy wygląd, tylko się zaśmiał. Wyspa nie była duża. Morze, plaża i dżungla. Chłopak zaciągnął mnie między drzewa. Miło było pobyć w cieniu, gdyż słońce nie miało dzisiaj litości.
-Shon, gdzie my idziemy? - zapytałam w końcu, gdy pół godziny 'zwiedzaliśmy' przyrodę posiadłości mego chłopaka.
- Do mnie, mówiłem ci już - mruknął od niechcenia.
- No, ale chodzimy po jakiejś dżungli.
- Dom znajduje się w samym centrum wyspy. To już niedaleko - dodał. W związku ze słowami chłopaka, już o nic nie pytałam. Nie chciałam być nachalna, ani ciekawska. Godzinkę, może półtorej po krótkiej wymianie zdań znaleźliśmy się przed ogromnym budynkiem.
- To mój dom - powiedział stając za mną i obejmując mnie od tyłu. Odruchowo położyłam swe dłonie na jego.
- To ma być dom? - zapytałam - To raczej jest... Tu mogłoby zamieszkać kilka rodzin - zaśmiałam się cicho. Posiadłość Shon'a była ogromna, miała 4 piętra, wszystko było w ciemnych barwach.
- To nic, nie widziałaś jeszcze środka. Mamy basen kryty i niekryty, siłownie, kilka sypialni, bilard... Ogólnie fajna chata - zapowiedział skromnie - Chcesz wejść do środka, czy może wolisz posiedzieć nad basenem? - dopytał.
- Jest ładna pogoda. Na basen - odpowiedziałam entuzjastycznie. Skierowaliśmy się za budynek. Zbiornik wody jak chyba wszystko na wyspie, był duży. Wokół niego stały leżaki z parasolami. Stanęłam nad wodą.
- Pięknie tutaj - zachwyciłam się. Chłopak bez słów złożył pocałunek na mojej szyj. Z zaskoczenia obślizgnęła mi się noga na mokrym kafelku i oboje wpadliśmy do basenu. Mimo, że Shon trzymał mnie mocno w tali, to i tak zachłysnęłam się wodą. Blondyn zaczął się śmiać.
- Niezdara - dogryzał.
- To nie jest śmieszne. Chcę na ląd - zamarudziłam. Shon popatrzył na mnie poważnie.
- Nauczyć cię pływać? - spytał.
- Chętnie, ale nie dzisiaj. Następnym razem, jak tu przyjedziemy - odpowiedziałam. Chłopak podsadził mnie i usiadłam na brzegu basenu. Sam ściągnął z siebie koszulkę, ukazując swój świetnie wyrzeźbiony brzuch, a potem trampki i dżinsy. W samych czarnych bokserkach z mokrymi włosami wyglądał jeszcze bardziej pociągająco, niż na co dzień. Zaśmiał się widząc rumieńce na moich policzkach. Ściągnął ze mnie czerwoną tunikę. Na chwilę zatrzymał wzrok na piersiach opinających przez czarny stanik z kokardką.
- No, no, no... - zamruczał - Chyba ci cycki urosły.
- Już ja niedługo sprawdzę, czy tobie co nieco nie urosło przypadkiem - odgryzłam się złośliwie. Chłopak w odpowiedzi złapał mnie za nogi i wciągnął do basenu.Oparł mnie plecami o ścianę zbiornika i ściągnął spodnie.
- Serio? Bokserki z misiem? - zapytał, nie kryjąc zdziwienia.
- Eeej, są urocze -zaprotestowałam. Bokserki były koloru niebieskiego z białym miśkiem, który trzymał czerwone serducho, a na pupie był napis "Love". Chłopak nic nie powiedział. Złożył na ustach namiętny pocałunek. Jego ręce krążyły na moim ciele. Założyłam swe nogi na jego biodrach i całowałam go z taką samą pasją, jak on mnie.
Po  chwili przepełnionej erotyzmem i namiętnością, poprosiłam chłopaka o wyjście z basenu. Zgodził się, zajęliśmy miejsca na leżakach.
- Opalisz się na zielono - dogryzł mi.
- Nie będę się opalać. Przeniesiemy się do cienia? - spytałam.
- Nieee - odparł i pokazał mi język - Ale możemy iść pod prysznic - zapowiedział z zawadiackim uśmiechem. Moje policzki nabrały rumieńców, czułam jak są gorące.
- A-ale... Teraz? - zapytałam.

+18

- Tak, lekkie orzeźwienie się przyda - zagadnął.
- No faktycznie, coś gorąco dzisiaj - pokiwałam głową. Chłopak w mgnieniu oka podniósł się i podał mi rękę. Moment później szliśmy objęci na prawo od basenu. Jakieś pięć minut później stanęliśmy pod prysznicem. Shon puścił chłodną wodę, która delikatnie muskała nasze ciała. Zsunął mi ramiączko od stanika i jego ciepły język dotknął mego rozpalonego ramienia. Mruknęłam z zadowolenia. Chłopak na chwilę przerwał i zgrabnie rozpiął mi stanik, który chwilę potem wylądował na ziemi. Odwróciłam się do niego tyłem, ręka blondyna spoczęła na mojej pupie. Podniosłam biustonosz i powoli wyprostowałam się. Stanik przewiesiłam przez ściankę. Mocno wpiłam się w usta chłopaka, który chętnie oddawał moje pocałunki, jednocześnie ściągnął ze mnie bokserki.
W pewnym momencie złapał biust w swoje ręce  i zaczął pocałunkami schodzić niżej. Zaczął ssać, lizać sutki, a jego prawa ręka zabawiała moją kobiecość.
- Shon - wyjęczałam jego imię. Blondyn nie przerwał swojej roboty, robił to z większym pragnieniem. Nie doczekując się reakcji chłopaka, postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce. Mimo błogości, którą mi sprawiał, odsunęłam go od siebie. Chłopak popatrzył na mnie zdziwiony z nutką złości.
- Kocham Cię - szpenęłam mu do ucha - Dzisiaj ja zrobię ci dobrze - odparłam z nieśmiałym uśmiechem.
- Ja ciebie też kocham - odpowiedział tylko i namiętnie mnie pocałował. Całując całe jego ciało schodziłam niżej. Robiłam to jak namiętniej, jak najlepiej tylko potrafiłam. Aż w końcu moja twarz znalzła się na wprost jego dużej męskości. Powoli zsunęłam jego bokserki i ujrzałam jego w całej okazałości. Polizałam główkę jego dumy. Wzięłam go do ust, ssąc delikatnie, objeżdżając jeżykiem dookoła. Chwilę potem, złapałam go w ręce, którymi poruszałam w górę i w dół, a jednocześnie lizałam jego kuleczki. Spojrzałam na chłopaka, jego twarz wyrażała błogość. Dumę mężczyzny włożyłam między krągłe piersi. Ścisnęłam biust, a Shon zaczął poruszać biodrami w przód i tył. Chłopak zamruczał. Puściłam biust, a ustami złapałam jego męskość. Teraz należał do mnie. Teraz to ja nadawałam rytm. Zadowolony ponownie murknął i dłońmi delikatnie przyciągnął moją głowę. Zrozumiałam, że pragnie mocniejszych doznań. Zaczęłam, więc wspomagać się ręką, by doznał jak najwięcej. Wypuściłam jego dumę z ust, gdy cała zawartość została wypuszczona.
- To było... - powiedział, pomagając mi wstać.
- Mam nadzieję, że ci  się podobało - odparłam z uśmiechem. Chłopak złożył pocałuek na ustach i  odwrócił mnie do siebie tyłem. Skierował moje ręce na ścianie, a ja wygięłam swe napalone ciało. Shon bez pitolenia się w zabawy, gwałtym ruchem wszedł we mnie. Wypełniał mnie całą. Głośno jęknęłam. Chłopak zaczął powoli, stopniowo zwiększając prędkość. Nie trzeba był długo czekać, by całym moim ciałem wstrząsnęły dreszcze rozkoszy. Chłopak doszedł w tym samym momencie co ja. Serce waliło mi jak oszalałe.
- Rewanżyk - odparł, po czym namydlił me piersi. Już szybciej się wykompaliśmy.

TheEnd +18


Pół godziny później siedzieliśmy w bieliźnie oparci o ściankę prysznica.
- Piękny dzisiaj dzień - zagadnęłam.
- Taaa - mruknął, tuląc mnie od tyłu.
- Aż szkoda wracać - zaśmiałam się cicho.
- To nie wracajmy. Jest kilka łazienek i łóżek do wypróbowania, jeszcze jacuzzi, nie byliśmy na dachu - wymieniał.
- Następnym razem, może - powiedziałam, nadgryzając jego język.
- Wprowadź się do mnie - wypalił nagle. Zaskoczył mnie tą propozycją.
- Dobrze. Ale i tak musimy wrócić do mnie, muszę się spakować.
- Mai, jest coś, co jeszcze musisz wiedzieć - mruknął, bardziej do siebie, niż do mnie.
-Co takiego? - zapytałam, patrząc mu w oczy.
- Ja mam dziecko - odparł, wbijając we mnie swój twardy wzrok.

Moja propozycja...

Hej ;)
Jednakże, że nie dostałam pracy, postanowiłam poświęcić odrobinę czasu blogowi. Jakiś czas temu czytając rozdziały, nie byłam z nich zbytnio zadowolona, do tego zauważyłam,że co nie co zostało pominięte przeze mnie. 
Moja propozycja jest następująca, by poprawić wszystkie rozdziały i dodać to, czego nie dodałam.
Dlatego też, napiszcie w komentarzach co sądzicie o tym pomyśle. Czy wolicie, by opowiadanie zostało poprawione, czy też może jednak zostało tak jak jest.
Tak więc, dajcie znać :) Czas (by decyzja, która zapadnie, nie była przedłużana) jest do... Piątku. 
Jak wstanę, to sprawdzę i pojawi się notka, czy poprawiam, czy zostaje jak jest.
Najbliższy rozdział będzie najpóźniej jutro :)
Pozdrawiam

czwartek, 18 lipca 2013

25, Prawda

Hej, hej. Kolejna notka jest. Wybaczcie moje rozległe przerwy między rozdziałami, ale, albo brak weny (skubana szybko ucieka), albo czas, albo problemy osobiste (że tak pięknie to ujmę)... Tak też proszę o zrozumienie.


Rozdział dwudziesty-piąty

Prawda



-W... W więzieniu? - padłam na kanapę obok współlokatorów. Tyle myśli przebiegło mi przez głowę. Kretyn jeden! W oczach zawitały łzy. Jeśli się dowiedzą o jego czynach, to już nigdy nie będzie wolny. Ukryłam mokrą twarz w trzęsących się dłoniach. Miałam tego dość.
- Mai spokojnie - odezwał się brat.
- Spokojnie - prychnęłam, pociągając nosem. Chłopak popatrzył na mnie surowo, ale w jego oczach dojrzałam cień zrozumienia.
- Wyciągnę go - mruknął niechętnie po długim milczeniu. Spojrzałam na Felix'a. Obejmował delikatnie Jasmin, a mina nie wyrażała żadnych uczuć. Jego twarz wydawała się być pusta.
- A może wystarczy zapłacić kaucję? - rzuciła blondynka.
- A skąd weźmiesz tak dużą sumę pieniędzy? - zapytał chłopak.
- Przecież on jest bogaty - odparła.
Shon nigdy nic nie mówił o tym. Może i słusznie, nigdy nie poruszaliśmy takich tematów.
- Nie mów, że nie wiesz - dodała smętnie.
- Nie wiedziałam o tym - przyznałam. Dziewczyna pokręciła głową i westchnęła.
- Poczekajcie tutaj, przyjadę za trzy, cztery godziny i pojedziemy po jego parszywy tyłek - powiedziała, wstawając z sofy. Pięć minut później zostałam sama z bratem. Chwilę porozmawialiśmy i Felix musiał wyjść. Podobno otrzymał ważny telefon. Tak też zostałam sama.
Przechadzając się po mieszkaniu, próbowałam zminimalizować stres, jednak na darmo. Spacerek po mieszkaniu przynosił zerowe skutki. Usiadłam do komputera i przeglądałam strony internetowe z najświeższymi informacjami. Jeszcze nie ustalili podobno jego dokonań. Miałam nadzieję, że zdążymy, nim uda im się zebrać obciążające Shon'a zeznania.

To były najdłuższe cztery godziny z mojego życia. Czas dłużył mi się nie ubłagalnie.
- Nareszcie! - wykrzyknęłam, słysząc trzask wejściowych drzwi. Wyleciałam z pokoju i wpadłam na Jasmin.
- Możemy już jechać - powiedziała z uśmiechem na twarzy.
- Okej - na czerwoną tunikę narzuciłam długi, czarny sweter, a później założyłam trampki. Zeszłyśmy na parking, gdzie w czarnym bmw-u czekał na nas Felix. Usiadłam z tyłu, a Jas zajęła miejsce obok kierowcy i ruszyliśmy. Godzinę później, dzięki szybkiej jeździe brata, znajdowaliśmy się pod więzieniem.
- Mai, poczekasz tutaj - poprosił chłopak, gdy wysiedliśmy z auta.
- Dlaczego? - spytałam pretensjonalnie.
- Bo to ja miałem go wyciągnąć - odparł - Po prostu poczekaj - wycedził przez zęby, widząc, że chcę z nim prowadzić wojnę argumentów. Zaskoczona jego ostrym tonem, tylko kiwnęłam głową. Oparłam tyłek o maskę samochodu, a para odeszła kierując się w stronę wielkiej, szarej bramy. Cały ten budynek był ogromny, ciemny i odrzucający. Nie tyle, że był obskurny. Nie, nie był. Po prostu sprawiał wrażenie, że gdy tylko wejdziesz do środka, to już nigdy nie wyjdziesz. Na samą myśl przeszły mnie dreszcze.
Słońce powoli chowało się za horyzontem, na niebie pojawiły się ciemny chmury, wiatr zebrał na sile, a najważniejszej trójki w moim życiu nie było widać. Powoli zaczynało padać. Wsiadłam do samochodu, gdzie samotnie przesiedziałam jeszcze godzinę. Dopiero wtedy ujrzałam ekipę. Wybiegłam z auta i przytuliłam mocno chłopaka. Shon miał rozbitą wargę, a z jego ramienia spływały trzy stróżki krwi..
- Co ci się stało? - zapytałam.
- Nic, zasłużyłem sobie - mruknął, po czym uśmiechnął się.
- A żebyś wiedział - wycedziła Jasmin, który wsiadła do samochodu. Ponownie wtuliłam się w chłopaka.
- Chodź, bo się przeziębisz - szepnął , po czym zajęliśmy tylne miejsca. Felix ruszył z piskiem opon.
Shon, po długich prośbach w końcu powiedział jak to się stało, że wylądował w więzieniu.
Brat zaparkował i wysiedliśmy z samochodu.
- Shon - Jasmin szturchnęła blondyna posyłając mu "to" spojrzenie.
- Nie wkurwiaj mnie - odparł tylko i spojrzał na mnie - Mai, mam coś do załatwienia, ale niedługo wrócę.
- Obiecujesz? - spytałam.
- Obiecuję - odparł, po chwili milczenia. Uśmiechnęłam się i pocałowałam go szybko.

Siedziałam z Felix'em i Jasmin w salonie, gdy odezwał się mój telefon.
- Tak? - odebrałam.
- Zejdź. Zabiorę cię gdzieś - usłyszałam w odpowiedzi.
- Dobrze - odparłam i rozłączyłam się.
- Mai...? - zagadnął brat, widząc mnie przy drzwiach.
- Wychodzę - powiedziałam z uśmiechem.
- Właśnie widzę. Uważaj na siebie - dodał i odwrócił się.
- Będę, będę - odpowiedziałam i wyszłam z mieszkania.
Na parkingu czekał Shon. Nonszalancko oparty o dodge charger'a, zawadiacko uśmiechał się.
- Gdzie jedziemy? - spytałam, po namiętnym pocałunku złożonym przez chłopaka.
- Do mnie - wypalił. Wsiedliśmy do samochodu. W związku z tym, że Shon uwielbiał szybką jazdę, już po godzinie znajdowaliśmy się na... Lotnisku.
- Co my tu robimy? - spytałam zaskoczona przyjazdem do tego miejsca.
- Musimy się przelecieć - powiedział - Mój dom znajduje się kawałek stąd. Chodź - złapał mnie za dłoń i delikatnie pociągnął za sobą.
 Wsiedliśmy do prywatnego samolotu. Chłopak podał mi piwo i usiadł na przeciw mnie.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że jesteś bogaty? - spytałam, nim zdążyłam to przemyśleć.
- Bo nie sądziłem, że byłoby to dla ciebie ważne - odparł.
- Nie jest - przyznałam mu rację, po czym upiłam łyk zimnego napoju. Siedząc na przeciwko chłopaka uznałam, że jestem niesamowitą szczęściarą, że go mam. On był idealny. No dobra... Może nie do końca, bo mógłby już odpuścić bycie gangsterem, no, ale... Kurcze, kocham go. Jest idealny. Uśmiechnęłam się, wpatrując się w stale twarde, czarne oczy Shon'a.


CDN....


Tak, tak kochane. Jest to koniec części pierwszej. Druga pojawi się prawdopodobnie dopiero po wakacjach. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam.
Chciałabym również podziękować wam za komentarze, które mnie motywowały do pisania. Gdyby nie wy, opowiadanie nie zaszłoby tak daleko. 
Dziękuję wam również za wytrwałość w czytaniu.
Kontynuacja będzie na tym blogu, tj tej stronie :)
Pozdrawiam was :***

sobota, 6 lipca 2013

24. Rozdział dwudziesty-czwarty

Ahahah :D Dobry! :) Mam dzisiaj wenę :D To też jest nowy rozdział. Mam nadzieję, że się wam spodoba :) No dobra, nie będę przedłużać. Miłego czytania,mnie wyjątkowo miło/dobrze pisało się tą notkę *.*
Pozdrawiam :*

Rozdział dwudziesty-czwarty



Po powrocie do domu i rozpakowaniu niewielkich zakupów, położyłam się z słuchawkami w uszach na łóżku. Zaczęłam się zastanawiać nad misją Shon'a. Co jeśli powtórzy swe czyny? Niby tamta kobieta miała go doprowadzić do kogoś ważnego, ale... Zaczęłam się obawiać o  naszą przyszłość. Doskonale oboje wiedzieliśmy jak to się skończy, gdy po raz drugi dopuści się zdrady. Nie, nie mogłabym mu przebaczyć, nie po raz drugi. Zapomniałabym kiedyś. Może.
I tak słuchając swojej playlisty, myślami krążyłam wokół gangstera.

Oczami Shon'a


Jechałem samochodem z zawrotną prędkością. Dobrze wiedziałem, co robić w takich przypadkach. Że też przyjąłem to denne zadanie. Stać mnie na więcej. Morderstwo. I to w jak tandetny sposób. Upozorować wypadek. Kurde, a miło byłoby narobić... Szlag! Helikopter! Uśmiechnąłem się do siebie. Na tylnych siedzeniach leżał otumaniony mężczyzna. Niby bogaty, bez rodziny, bez przyjaciół. Dobrze, przynajmniej nikt nie będzie mi pierdolił później jak to jestem bez serca. Chociaż, racja, gówno mnie to interesuje. Ostro skręciłem w prawo, niemalże wpadając na ścianę. Zarysowałem auto, ale dzięki temu dwa wozy policyjne przeżył czołowe zderzenie z budynkiem. No dobra, nie przeżyli. Kocham to robić! Miała to być moja ostatnia misja, a potem na emeryturę miałem przejść, bo Mai... Nie chcę, by ponosiła odpowiedzialność za moje czyny. Ba! Nikt nie powinien odpowiadać za to, co robię. Przejechałem przez tory, kolejny uśmiech pojawił się na twarzy.
-Yeah! - wykrzyknąłem, w lusterkach widziałem jak dwa samochody wpadają pod pociąg. Tego jeszcze nie widziałem. Dość interesujący widok. Nie ma co. Włączyłem głośno muzykę, by jeszcze bardziej zwrócić na siebie uwagę psów. Byli tacy słabi, jakby dopiero co, byle jaką szkołę ukończyli. Każdy naiwny, miękki i niewyszkolony. Głupota wysyłać takich ludzi na służbę. I pomyśleć, że mają mnie złapać. Śmieszne. Żałosne.  Niepoważne.
Przywiozłem przyszłego trupa na urwisko. Założyłem rękawiczki. Przywiązałem kamień do mężczyzny i pchnąłem go do wody. Zanim wpadł, patrzył na mnie smutnymi, załzawionymi oczami.  Przygotowałem scenerię dla policji. Teraz wyglądało to, jakby popełnił samobójstwo. Wróciłem do samochodu i odjechałem. W drodze powrotnej do pracodawcy zatrzymałem się w klubie. Wypiłem tam dwa piwa i znowu ruszyłem w drogę. Godzinę później byłem na umówionym miejscu. Jego jeszcze nie było. Cisza, ciemność i chłód. Nagle zostałem otoczony ze wszystkich stron świata przez mundurowych. No, to kurwa są jakieś jaja! Chuj jebany mnie wystawił psom! A ja za niego czarną robotę odwalam. Cały sprzęt leżał w samochodzie. Wystarczające dowody, żeby mnie obciążyć.

Oczami Mai


Zadzwoniłam do Shon'a, ale nie odebrał. Wysłałam mu wiadomość, by napisał mi sms'a, gdy będzie mógł. Nie chciałam go kontrolować. O nie... Po prostu chciałam się upewnić, że żyje. Że nic mu nie jest. Robiło się już późno, wzięłam, więc długi prysznic, podczas którego śpiewałam najróżniejsze hity. Gdy wróciłam do pokoju, już w piżamie, nadal nie wyświetlała się żadna nowa wiadomość na telefonie. Popatrzyłam smutno na mały wyświetlacz i położyłam komórkę na szafeczce nocnej. Sama przykryłam się kołdrą w misie i wtuliłam w nią. 
Rano, po obudzeniu pierwsze co zrobiłam, to spojrzenie na wyświetlacz. Cholerka, nadal nic. W zasadzie nigdy ze sobą jakoś nie pisaliśmy, zawsze był przy mnie. Nie mogłam, więc stwierdzić, czy to jest w jego krwi, że nie odpisuje, albo też odzywa się po kilku dniach, czy też wręcz przeciwnie. Postanowiłam, nie panikować. Dawał sobie rady w przeróżnych sytuacjach, więc wierząc w jego umiejętności nie będę przerażona chodzić po suficie, ścianach, czy nie wiem jeszcze czym. Pozostawało mi wierzyć, że wróci cały i mieć nadzieję.  Po dwóch dniach nie wytrzymałam.
- Felix - wpadłam do salonu, niczym burza. Chłopak oderwał się od dziewczyny i spojrzał pytająco na mnie.
- Co? - spytał.
- Braciszku - uśmiechnęłam się - Bo mam prośbę - podeszła bliżej siadając obok chłopaka.
- Słucham - odparł.
- No bo, wiesz... Ja martwię się o Shon'a. Wiem, że za nim n ie przepadasz, ale może dałoby radę coś się dowiedzieć na jego temat. Nie odpowiada mi na sms'a, a powiedział, że będziemy w kontakcie. Boję się o niego - przyznałam. Brat objął mnie ramieniem i głośno westchnął.
- Kiedy do niego napisałaś? - zapytał. 
- Trzy dni temu. Myślałam, że może nie ma czasu, by odpisać, albo coś, ale teraz... Po tylu dniach.
- A może zapomniał? - rzucił Felix. 
- Nie zapomniałby - mruknęłam lekko obruszona. Chłopak milczał.
- Felix, proszę cię... - nadal milczał.
- Będziecie mięli okazję wyjaśnić sobie wszystko - powiedziała Jasmin. Chłopak spojrzał na nią złowieszczo.
- Taka prawda, kotku - pocałowała go w policzek i ruszyła do kuchni.
- Braciszku - mruknęłam, tuląc się do brata - Gdyby role były odwrócone, czego byś chciał? - spytałam. Tak, zaczęłam prowadzić grę psychologiczną. To może się udać.
- Mai. Nigdy bym do tego nie dopuścił, jasne? - skarcił mnie wzrokiem - Mimo to, spróbuję się czegoś dowiedzieć.
- Aiii! Bracie jesteś najlepszy! - wykrzyknęłam, dając mu buziaka w policzek.
- Wiem - odparł entuzjastycznie i poszedł do Jasmin. Włączyłam telewizor, akurat było ustawione na wiadomościach. Szczerze powiedziawszy nie chciałam tego słuchać, który polityk, co o kim powiedział. Wróciłam do pokoju. Odpaliłam komputer i włączyłam jakiś film. Miał na celu mnie odstresować. Powinnam być już teraz spokojna.
- Mai! - usłyszałam krzyk Jas. Wstałam od komputera i momentalnie znalazłam się w salonie.
- O co chodzi? - zapytałam spokojnie.
- Shon... - zająknęła się Landryna.
- Wiecie coś na jego temat? - dopytałam.
- Tak - odpowiedziała nie pełnie Jasmin.
- Jest w więzieniu - powiedział smętnie Felix. Wskazując ręką, w której trzymał pilot na ekran telewizora.

piątek, 5 lipca 2013

23. Rozdział dwudziesty-trzeci

Na początek : Przepraszam. Że tak długo nie pisałam. Najpierw problemy w relacjami, potem szkoła, a potem padła mi klawiatura. Normalnie pisać się nie dało. Masakra - reasumując.
Mam nadzieję, że rozdział się wam spodoba ;) Mam nadzieję, że jest również wystarczająco długi i ciekawy. Hm, no co by tu jeszcze, chyba byłoby tego na tyle. W każdym bądź razie zapraszam was do czytania. Pozdrawiam :**



Rozdział dwudziesty-trzeci


Obudziłam się przykryta puchową kołdrą. Shon siedział obok, wpatrując się w horyzont za oknem. 
- Dzień dobry - szepnęłam chłopakowi do ucha. Spojrzał na mnie i złożył delikatny pocałunek na ustach.
- Śpij, jest jeszcze wcześnie - odparł. Wyciągnęła rękę po telefon, który leżał na szafce. Dochodziła druga.
- Czemu nie śpisz? - spytałam siadając.
- Nie mogę - odparł krótko. Głośno westchnęłam.
- Chodź - poprosiłam, ciągnąc chłopaka do siebie, tak, by się położył obok mnie. Z lekkim z początku oporem, znalazł się u mego boku. Wtuliłam się w mężczyznę mojego życia.
- Kocham cię - szepnęłam, dając mu buziaka w policzek. Shon objął mnie ramieniem, mocniej do siebie przytulając.
- Śpij - mruknął z zamkniętymi już oczami. Drugą ręką gładził delikatnie moje włosy. Zamknęłam oczy. Pod ciężkimi powiekami zebrały się łzy.


Krople deszczu mocno uderzały w szybę. Było ciemno, mimo południowej godziny. To chmury zasłoniły słońce, skutecznie blokując promienie przed dostaniem się do naszego świata. Shon'a nie było w pokoju, pewno dalej kręcił się gdzieś po mieszkaniu. Usłyszałam hałas. Nie zwróciłam na niego większej uwagi, sądząc, że komuś wypadło jakieś naczynie z ręki. Zamknęłam oczy i przeciągnęłam się. Moje drzwi cicho zaskrzypiały. Uśmiechnęłam się i otworzyłam oczy, ale mina mi zrzędła, gdy zobaczyłam, kto przyszedł mnie odwiedzić. Młody mężczyzna, który wtedy celował do Shon'a. Stał cały w krwi z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Ty... Ty nie możesz żyć. Zabiłam cię! - wykrzyczałam przerażona. Mężczyzna zaśmiał się i wycelował broń w moją stronę. Usłyszałam huk.


- Mai, Mai - poczułam lekkie szarpanie ramieniem. Otworzyłam powolnie oczy - Miałaś zły sen - odparł.
- Troszkę - potwierdziłam, bardziej okrywając się kołdrą.
-Troszkę? Płakałaś, mamrotałaś coś niezrozumiałego przez sen, a do tego przywaliłaś mi w szczękę - mruknął, lekko obruszonym tonem.
- Oj, przepraszam kochanie - powiedziałam dając mu buziaka w policzek - Lepiej? - spytałam z uśmiechem. Chłopak podniósł wzrok do góry i westchnął.
- Co ci się śniło? - spytał.
- Jakieś głupoty - powiedziałam.
- Jakie? - dopytał.
- Mniejsza o to. Chcę się wyspać - bardziej poprosiłam, niż oświadczyłam.
- Mai! Chcę wiedzieć - warknął. Westchnęłam, po czym opowiedziałam chłopakowi sen.
- Zadowolony? - spytałam. Shon zmierzył mnie karcącym wzrokiem.
- Nie chcę tu dłużej mieszkać - oznajmił nagle.
- Co? Dlaczego? - spytałam, zrywając się do siadu.
- Po prostu nie chcę. Rano mnie tu już nie będzie - wypowiedział w pusty sposób.
- A-ale Shon...
- Nie ma ale. Śpij - dodał, całując mnie w czoło. Chwyciłam chłopaka za rękę. nie mogłam zasnąć, nie potrafiłam. Bałam się, że gdy obudzę się, jego już przy mnie nie będzie.

Zasnęłam! Nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale zasnęłam! Co ze mnie za kretynka! Jaki on jest głupi! Nie było go! Egrh!
Zerwałam się z łóżka i przeszukałam całe mieszkanie, ale on musiał je opuścić.
- Gdzie jest Shon? - spytałam zakochańców, którzy właśnie spożywali śniadanie.
- Myśleliśmy, że jest u ciebie - odparła Landryna.
- Dupek - mruknęłam do siebie. Wróciłam do pokoju i zadzwoniłam do chłopaka. Kretyn będzie miał kilka nieodebranych połączeń i jedną wiadomość z pytaniem : 'o co chodzi?'
W oczach pojawiło się przerażenie. Bałam się o niego, w końcu nie wiem na co mógł wpaść.
Po nagraniu się mu na pocztę głosową, postanowiłam coś zrobić. Włączyłam głośno radio i zaczęłam sprzątać. Telefon oczywiście był w mojej kieszeni, na wypadek gdyby Shon zdzwonił. Zdążyłam wysprzątać cały swój pokój, a usłyszałam dobrze mi znana solówkę na gitarze.
- Słucham? - odebrałam telefon.
- Cześć. Dzwoniłaś - odparł, nijakim tonem.
- Tak. Gdzie ty jesteś? - zapytałam, na początek.
- W Europie - odpowiedział.
- Słucham?! Co ty tam robisz? - spytałam dość przestraszonym głosem.
- Mam misję - przyznał niechętnie.
- Shon...Uważaj na siebie. Wrócisz, prawda?
- Tak. Nie martw się.
- Jeszcze jedno...
- Co?
- Dlaczego mi nie powiedziałeś o tym?
- Ponieważ, wiem, że wyszła by z tego jakaś kłótnia. A jakoś nie miałem ochoty na wymianę argumentów - powiedział. Czułam, jak przybiera tą swoją ostrą postawę.
- Ach... A więc to tak. Gdyby coś, pisz. Kocham cię - pożegnałam się z chłopakiem.
- Ciebie też - odparł i odłożył słuchawkę.
Byłam zła. Wściekła. Powinien mi mówić o takich rzeczach, a nie wprowadzać jakieś zamęty. Co on do cholery chce osiągnąć?
- Jasmin! - zawołałam przyjaciółkę z pokoju. Blondynka po chwili stała w drzwiach.
- Co? - spytała ciekawskim tonem.
- Idziemy na zakupy? - zaproponowałam.
- Tak - odparła entuzjastycznie.
- Za jakieś dziesięć minut będę gotowa - powiedziałam i zaczęłam przeglądać swoją szafę. Przebrałam się w czerwony t-shirt i czarne krótkie spodenki. Poprawiłam włosy i nałożyłam na usta błyszczyk. Chwilę pokrzątałam się po pokoju i zabrałam ze sobą czarną małą torebkę, do której wrzuciłam portfel, telefon z słuchawkami i klucze. Gdy założyłam czarne adidasy byłam gotowa.
- Idziemy? - spytałam Landrynę.
- Tak - odpowiedziała. Dziewczyna była ubrana w różowy top, miniówkę i szpilki.
- Lalusia - zaśmiałam się i wyszłyśmy z mieszkania.
Droga do centrum zajęła nam pół godziny samochodem.
- A co z Shon'em? - spytała, gdy wyszłyśmy z kolejnego sklepu.
- Jest w Europie. Na misji - dodałam. Dziewczyna nie dopytywała, widząc niezadowolenie z mojej strony.
- Patrz! Jaka urocza sukienka! - wskazała palcem na kremową kieckę z koronką.
- Ładna - zgodziłam się, kierując jej rękę ku ziemi.
- Będzie moja - powiedziała, po czym zaśmiała się złowieszczo.

sobota, 25 maja 2013

21, Rozdział dwudziesty-drugi

Hej ;) Więc, n-n już jest jak widać XD
Harry - nie mam pewności na tę (albo tą) chwilę, czy pojawi się kontynuacja. Również polubiłam te postacie i pisanie tego sprawia mi ogromną frajdę. Natomiast wiem, że w przyszłym roku szkolnym, będę miała o wiele mniej czasu, niż teraz. W końcu matura mnie czeka :/ Ale najprawdopodobniej tak. Na pewno bym chciała.
Zachęcam również, po raz kolejny do głosowania w ankiecie ;)
W sumie to chyba tyle miałam do powiedzenia. Miłego czytania ;-)

Rozdział dwudziesty-drugi


Oczami Shon'a


Złość sięgała zenitu. Kilka szybkich, sprawnych ruchów i wyswobodziłem się z uchwytu dwóch osiłków. Jednego z nich kopnąłem w brzuch, natomiast drugiemu skręciłem rękę. Byli całkiem nieźle wyszkoleni, ale nadal gorsi niż ja. Brakowało im talentu. Rzucili się obaj na mnie. Kilka chwytów wystarczyło, by leżeli martwi. Victor, bo tak najprawdopodobniej miał na imię gangster, trzymał Mai, przykładając jej chłodny metal do szyi. 
- Zrób jej krzywdę, a zadbam o to, by przydarzyło ci się coś bardzo niedobrego - zagroziłem chłopakowi. On natomiast uśmiechnął się i delikatnie przejechał ostrzem po dekolcie dziewczyny. Popatrzyłem na Jerrego, który siedział za ladą. Wiedział, o co mi chodziło. Zdradziecki skurwiel, zdecydował się jednak zrobić to, czego pragnąłem. Sięgnął po broń i strzelił wrogowi w tył głowy. 
- Masz równo dwadzieścia cztery godziny na zniknięcie, albo... - powiedziałem, spoglądając na zegarek. 
- Przep-przepraszam - wymamrotał tylko i wybiegł z baru. Podszedłem do roztrzęsionej dziewczyny, wziąłem ją na ręce i wyniosłem z baru. Oboje milczeliśmy. Ja, ponieważ nie wspieram ludzi. Ona, ponieważ była zbyt przerażona, by coś z siebie wydusić.
- Mai, musimy jechać - powiedziałam, stawiając ją na ziemi. Dziewczyna kiwnęła głową i zajęła za mną miejsce. Ruszyliśmy z piskiem opon. Nie tolerowałem wolnej jazdy, ani takich pojazdów. Miało być szybko i z adrenaliną. Godzinę później siedzieliśmy w salonie.
- Pójdę wziąć prysznic - odezwała się, po długim milczeniu. Kiwnąłem tylko głową. Gdy dziewczyna wyszła, wybrałem numer do znajomego.
- Michael, jest sprawa - powiedziałem, gdy kumpel odebrał telefon - Tak... Spoko, stary... Jerry Jeffers, ma dobę... Tak, jak najbardziej... Wszystkie chwyty dozwolone. Dzięki... No siema - rozłączyłem się i schowałem telefon do kieszeni. Usiadłem na sofie i włączyłem telewizor, akurat trwała druga połowa meczu moich ulubionych drużyn. Pod koniec rozgrywki, Mai weszła do salonu i usiadła obok mnie.
- Wiesz, teraz to dopiero będzie ciężko - zagadnęła.
- Co masz na myśli? - spytałem.
- Felixa... Trzeba mu będzie wszystko wytłumaczyć - odparła, wtulając się we mnie. Objąłem dziewczynę ramieniem.
- Da radę - mruknąłem. Chwilę siedzieliśmy wpatrując się w ekran telewizora, a wszedł brat dziewczyny.
- Co ty tu robisz?! - wykrzyknął, zostawiając Jas w tyle.
- Siedzę, ze swoją dziewczyną - warknąłem do chłopaka, na co się skrzywił.
- Mai, on cię zdradził - wycedził.
- To nie jest tak jak myślisz - odparła, po czym wstała i wyciągnęła Felix'a za rękę z pokoju.
Jasmin usiadła obok mnie.
- Zdradziłeś ją? - spytała nagle. Kiwnąłem głową.
- To nie jest tak jak wy wszyscy myślicie - mruknąłem, potwierdzając słowa dziewczyny. Przesiedzieliśmy w ciszy piętnaście minut oglądając mecz, a potem wróciła Mai.
- Chodź - poprosiła, z lekkim uśmiechem.



Oczami Mai


Położyliśmy się na łóżku w moim pokoju. Słońce kryło się za deszczowymi chmurami. Docierał do nas jedynie chłodny powiew wiatru wpadający przez otwarte okno. 
- Powiesz? - zapytał chłopak, opierając się na łokciach.
- O rozmowie z Felixem?  -spytałam, na co Shon kiwnął głową - No, wiec - zaczęłam nieśmiało - Zadowolony, to on nie jest... Powiedział, że będzie cię tolerował, tylko dlatego, że cie kocham, a on kocha mnie - odparłam, prawie na jednym wdechu.
- Dobrze - mruknął.
- Możesz ze mną spokojnie spać - powiedziałam z uśmiechem.
- Nie tak spokojnie - odparł Shon.
- Dlaczego? - zapytałam.
- Oni... - mruknął cicho.
- Daj spokój, nic nam nie jest - powiedziałam z nadzieją.
- Nie do końca - warknął, po czym kciukiem przejechał po ranie na dekolcie - Będzie blizna - stwierdził.
- Blizny są sexowne - powiedziałam, po czym pocałowałam delikatnie chłopaka. Cicho mruknął i oddał pocałunek.
- Nie daje ci to spokoju, prawda? - spytałam.
- Czemu pytasz? - odparł.
- Bo nie całujesz tak jak zawsze - mruknęłam.
- Nie chcę by coś ci się stało... Proste - powiedział, po krótkiej chwili milczenia.
- Nic mi nie jest - warknęłam - Oboje żyjemy - dodałam spokojniej, tuląc się do chłopaka. Między nami zapanowała długa cisza. Oboje byliśmy pogrążeni we własnych myślach.
- Co Felix powiedział an ranę? - zapytał nagle Shon.
- Oh... No, spytał co się stało. Skłamałam, że był to wypadek. Powiedziałam, że uczyłeś mnie bronić się nożem. Wyleciał mi z ręki i się zraniłam - wyjaśniłam.
- Uwierzył ci? - spytał.
- Niestety nie. Powiedział, że jak będzie trzeba dowie się w inny sposób - odpowiedziałam. Chłopak parsknął.
- Nie umiesz kłamać - zaśmiał się, gładząc mą dłoń.
- No wiem - odparłam z udawanym smutkiem - Ale starałam się - dodałam już bardziej entuzjastycznie. Chłopak uśmiechnął się.
- Może powiesz mu prawdę? Niby zasługuje na to...
- Zasługuje i ja nie lubię kłamać... Ale nie chcę, byś miał jakiekolwiek z nim spięcia. I tak jest zły na ciebie - powiedziałam. Chłopak tylko kiwnął głową, po czym mocno mnie do siebie przytulił.

piątek, 24 maja 2013

Zakończenie?

Notka informacyjna :

Dobry. Pojawiła się ankieta na blogu " Jakiego chcecie zakończenia?"
Tak, więc proszę, byście wzięli w niej udział i zaznaczyli, to co Wam najbardziej odpowiada. Ja się dostosuję do Waszych głosów ;) Oczywiście, nie zakończę tego w tej chwili, jednakże będę mogła odpowiednio pokierować historią, bohaterami, by było tak jak Wy chcecie.

Pozdrawiam :*

środa, 22 maja 2013

21, Rozdział dwudziestypierwszy

Hello ;)
Tak jak obiecałam, kolejna notka :) Czasowo ciężko było, no ale się udało :D
Dziękuję wam wszystkim za komy. Na pewno się odwdzięczę. To tylko kwestia czasu. Zapraszam :)


Rozdział dwudziesty-pierwszy


Biegliśmy po dachu. Słońce grzało nasze ciała, a wiatr delikatnie rozwiewał włosy. Dotarliśmy do drabiny. Uśmiechnęłam się do chłopaka, który dał mi znać, bym pierwsza zeszła. Gdy oboje staliśmy już na ziemi, podjechało do nas czarne BMW. Shon dostał zwiniętą kartkę, a samochód odjechał. Chłopak przeczytał notatkę, a następnie ją spalił i zapalił papierosa.
- Coś nie tak? - zapytałam.
- Nie. Spadajmy stąd - mruknął, po czym wziął mnie za rękę i ruszyliśmy szybkim krokiem przed siebie. Shon raz po raz zaciągał się dymem, a ja próbowałam zorientować się, gdzie jesteśmy. Jednakże, nie mogąc się dowiedzieć samodzielnie, postawiłam się spytać chłopaka.

Oczami Shon'a


- Shon? - Mai pociągnęła mnie za rękę. Wyrwany z przemyśleń spojrzałem na dziewczynę.
- O co chodzi? - zapytałem.
- Pytałam, gdzie jesteśmy - odparła, podejrzliwie mi się przyglądając. 
- Jakiś kawałek od Nowego Jorku. Ze dwie godziny jazdy samochodem i będziemy w mieście,
- Tylko jest jeden mały problem... Nie mamy samochodu - mruknęła bez entuzjazmu.
- Jeszcze. Jeśli ktoś będzie tędy przejeżdżał, to da rade coś wykombinować - odpowiedziałem. Dziewczyna westchnęła i popatrzyła na mnie smutnym wzrokiem. Ja, cały czas pozostawałem sobą. Zimnokrwistym zabójcom. 
- Kiedy się zorientują, że im uciekliśmy? - zapytała, po chwili milczenia.
- Może już wiedzą... - odpowiedziałem. Pół godziny później zaczęły dochodzić nas głosy silników. Obejrzałem się, co też uczyniła moja dziewczyna. Za nami jechało kilka motorów.
- Mam pomysł, poczekaj tutaj chwilkę - powiedziałem. Pocałowałem Mai i odszedłem.

Oczami Mai


Shon zatrzymał motocyklistów i chwilę z nimi porozmawiał. Usiadłam na krawężniku i zamknęłam oczy na kilka minut. Gdy je otworzyłam chłopak stał przede mną nonszalancko oparty o motocykl.
- No nie - mruknęłam - Komu go zabrałeś? - spytałam, pokazując mu język.
- Nikomu - odparł, po czym wyciągnął do mnie rękę i pomógł mi wstać - Pożyczyłem - dodał, gdy oboje patrzyliśmy na maszynę.
- Bezpowrotnie?
- Szczegół - mruknął. Usiedliśmy na motocyklu i ruszyliśmy. Mocno trzymałam się Shon'a by nie zlecieć, a on jechała jak wariat. Zawsze sądziłam, że to mój brat szybko jeździł.. No cóż, przy Shon'ie zmienia się szybko zdanie. Gdybym tylko puściła się chłopaka, zaryłabym pupą o asfalt. On potrafił dodać adrenaliny, jeszcze bardziej wyczuwalnej, niż zazwyczaj, gdy jedzie się na motocyklu. Dwie godziny później znaleźliśmy się w obskurnej dzielnicy. Pełno typów spod ciemnej  gwiazdy, przyglądało nam się, to z zaciekawieniem, to ze znudzeniem. Shon zatrzymał się pod barem. 
- Poczekasz, czy chcesz iść ze mną? - zapytał, gdy staliśmy już obok maszyny.
- Pójdę - powiedziałam, chwytając go za rękę, gdy zauważyłam, że grupa dresów się do nas bliża. Owi dresiarze chwiali się i byłam pewna, że zawartość procentów, które wypili, była bardzo dużo. Shon się zaśmiał.
- A co z twoją odwagą? - spytał, obejmując mnie ramieniem.
- Sam powiedziałeś, że nie dałabym sobie rady - mruknęłam.
- Taka prawda - odparł i weszliśmy do baru. Był prawie pusty. Pomijając barmana za ladą, siedziało jeszcze  kilku mężczyzn przy osobnych stolikach.
- Jerry - zagadnął Shon mężczyznę przy barze. Na oko trzydziestoletni, dobrze zbudowany szatyn poprawił kitkę i wyjął spod lady sztylet.
- Był problem - mruknął mężczyzna. 
- Następnym razem się to nie powtórzy - odparł spokojnie Shon i zabrał z lady przedmiot.
- Idziemy? - spytałam.
- Nie - odparł ktoś zza moich pleców. Odwróciliśmy się. To gang, któremu uciekliśmy. Chłopak stanął przede mną i osłaniał mnie własnym ciałem.
 - Coś długo wam zajęło zorientowanie się, że wam uciekliśmy - zamruczał. Mężczyzna naprzeciw niego spojrzał się groźnie.
- Odejdź - mruknął - Zależy mi tylko na tej małej suce - dodał, wyciągając nóż
- No to jest nas dwóch - warknął Shon, chwytając mnie za rękę.
- Nie chcę tego, co ty - odparł i kiwnął głową. Mężczyzna zza lady, chwycił mnie w tali i wciągnął na ladę, a dwóch kompanów wroga rzuciło się, obezwładniając chłopaka.
- Ty zdrajco - wycharczał Shon, próbując się wyrwać dwóm osiłkom.
- Wybacz, oni płacą więcej - odparł spokojnie Jerry, puszczając mnie. W tej chwili zaczynałam już panikować. Nie pokonałabym ich. Na pewno nie, nawet z czyjąś pomocą widziałam nikłe szansę.
- Wiesz czego od ciebie chcę? - zapytał przywódca, który był coraz bliżej. Delikatnie dłonią gładził nóż.
- Nie - odparłam, dyskretnie szukając czegoś, co mogło by potencjalnie posłużyć za broń.
- Zabiłaś mojego brata, ty suko! - wykrzyczał. Patrzyłam w oczy swojego przyszłego mordercy.
- Chcesz zemsty?! Zabij mnie! To ona będzie wtedy cierpiała - wtrącił Shon.
- Zrobię to - mężczyzna uśmiechnął się tajemniczo. Jednakże nie odwrócił się nawet, cały czas był coraz bliżej mnie.
- Nie, nie zrobisz tego! - powiedziałam ze łzami w oczach. Wróg stał na przeciw mnie, w zasięgu ręki.
- Przekonasz się sama, ale najpierw... Najpierw się zabawię - odparł i mocno uderzył mnie w twarz. Zabolało. Chwilkę później poczułam metaliczny smak krwi...

P.S
Domyślam się, że powinien być dłuższy, jednakże nie chcę dawać wszystkiego w jednym poście... Proszę o wyrozumiałość.
Pozdrawiam :*

sobota, 18 maja 2013

20, Rozdział dwudziesty

Witam :D
Jak się okazało dzisiaj nie zabiorę się za książkę, natomiast bardzo chętnie wzięłam się za pisanie tej części :)
Następny post pojawi się najprawdopodobniej, najszybciej w środę, ale kto wie... W każdym bądź razie nie obiecuję...
Zapraszam do czytania ;)


Rozdział dwudziesty



Patrzyłam jak Shon odchodzi, jak zbliża się do dziesięciu mężczyzn w garniturach. Byli zadbani, dobrze zbudowani, podobnie do niego, nie wyrażali żadnych uczuć, zero przejawów ludzkości. Ich twarze były przerażające puste, twarde. Napastnicy wyjęli broń, natomiast Shon stał spokojnie, jakby nic się nie działo. Ręce trzęsły mi się ze strachu. Tak, bałam się i to cholernie, choć nie powinnam była. Kretyn jeden musiał się w coś wpakować, jakby nie mógł wieść spokojnego, normalnego życia. Ale nie! Bo jemu atrakcji brakowało...
Widziałam jak rozmawiają, Shon jak zwykłe przybrał luźne nastawienie do całej sytuacji, albo udawał... On się śmiał, tak jakby spotkał dawnego kumpla. Nagle jeden z odległego miejsca wymierzył pistolet w Shon'a. Miałam dość, nie chciałam, żeby mu się coś stało. Przesiadłam się na miejsce kierowcy i nacisnęłam gaz. Wszyscy patrzyli teraz na czerwone, poodbijane ferrari, które pędziło w stronę gangstera. Mężczyzna zaczął strzelać w samochód, ale nie zatrzymałam się. Z ogromną prędkością uderzyłam atakującego, a następnie ferrari już koziołkowało. Ktoś musiał strzelić w opony, tak sądzę. Auto zatrzymało się do góry kołami. Nieumiejętnie otworzyłam drzwi. Shon który wcześniej podbiegł do zniszczonego samochodu, pomógł mi się z niego wyczołgać.
- Głupia! Miałaś uciekać - niemalże krzyczał, mocno mnie przytulając.
- Przepraszam - wymamrotałam tylko. Wszystko mnie bolało, byłam cała poobijana. Czułam na twarzy ciepłą, lepką maź. Miałam rozcięty łuk brwiowy, skąd sączyła powoli krew. Reszta ciała nie była w lepszym stanie. Ręce, nogi, a nawet brzuch, były poranione drobinkami szkła. Adrenalina... To dzięki niej nie wyłam teraz z bólu.
- No, no, no... A mówiłem, że ta mała coś wykombinuje - zamruczał czarnowłosy mężczyzna. Blizna przechodząca poziomo przez czoło wyróżniała go z tłumu.
- Ona nie ma z tym nic wspólnego - warknął Shon. Czułam jak jego mięśnie się napinają. Jak jest w stanie gotowości, by zabijać.
- Ale to twoja narzeczona - zagrzmiał wróg, w szerokim uśmiechu pełnym jadu.
- Już nie - odparł.
- A więc, skoro ci na niej nie zależy, to czemu próbujesz zadbać o jej bezpieczeństwo? - spytał z narastającą ciekawością.
- Gówno cię obchodzą moje czyny - warknął - Bo gdyby było inaczej, wiedziałbyś, że wszyscy zginiecie - Shon mnie puścił, ale po momencie złapał mnie za rękę. 
- Nie wydaje mi się - mruknął spokojnie, po czym dwóch mężczyzn strzeliło do nas. Nastąpiła ciemność i przerażająca cisza.



Obudziłam się na lodowatej posadzce. Wokół mnie panowała niemalże egipska ciemność. Pod dłonią wyczułam materac. Usiadłam na nim, chcąc zminimalizować zimno. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, widać było tylko zarysy. Zarys łóżka, drzwi, sylwetki, najprawdopodobniej  ludzkiej i okno.
- Shon - wymamrotałam. Podeszłam do chłopaka. Na wpół leżał, na wpół siedział oparty o ścianę. On jeszcze się nie obudził. Nie wiem, jakim cudem, ale udało mi się go wciągnąć na łóżko. Ściągnęłam z siebie długi, czarny sweter i okryłam nim chłopaka, chcąc zapewnić mu jak najwięcej ciepła. Usiadłam obok łóżka. W samej bokserce i mimo długich dżinsów, było mi chłodno. Choć nawet nie zwracałam na to uwagi. Zaczęłam obmyślać co możemy zrobić, by uciec, by wyjść z tego cało. Żaden plan nie wydawał się być realny. Byłam tylko ja i on. Zamknięci w jakimś pomieszczeniu. Nie widziałam szans na ucieczkę, bez pomocy, bądź też potrzebnego akcesorium jak na przykład broń, łom, cokolwiek, co by nam dawało możliwość wybrnięcia z tej nieciekawej sytuacji. 
- Marzniesz - odezwał się nagle, aż podskoczyłam. Chłopak nałożył mi sweter na ramiona i  wciągnął na łóżko, a potem objął ramieniem. Automatycznie wtuliłam się w chłopaka, a moje oczy stały się mokre.  Bałam się. Nie tyle tego, że ja umrę, że to mnie coś się stanie, tyle tego, że to on nie jest bezpieczny.
- Dlaczego to zrobiłaś? - spytał nagle, ścierając łzy z policzków. Milczałam. Nie chciałam mu mówić, ani tłumaczyć tego czynu. 
- Odpowiedz - jego chłodny ton był straszny. Sprawiało wrażenie, że nie zależy mu na niczym. Nie zależy mu na nikim, nawet na mnie.
- Bo cię kocham - szepnęłam. Chłopak głośno wypuścił powietrze z płuc. Między nami zapanowała długa cisza. Sprawiała ona wrażenie, że trwa wieki.
- To czemu nie puścisz tego w niepamięć?
- Bo nie chcę cierpieć - powiedziałam smutno. Minuty bez jego głosu ciągnęły się, przerażając coraz bardziej.
- Miałaś uciekać - mruknął bardziej do siebie, niż do mnie.
- Ale nie mogłam tego zrobić! - krzyknęłam pełna złości na chłopaka. Nie dlatego, że tu byłam, tylko dlatego, że musiałam tak postąpić. Nawet nie rozważałam opcji ucieczki.
- Głupia, sentymentalna i bezbronna - warknął.
- Skoro tak sądzisz, to czemu chciałeś się ze mną ożenić? - spytałam, pozwalając łzom spływać z oczu.
- Bo kurwa mi zależy! - wykrzyknął.
- W takim razie czemu to zrobiłeś? - zapytałam głosem przesączonym bólem, zawiścią i złością. Poczułam jak dusza rozwala się na tysiące małych kawałeczków. Cholernie bałam się tej odpowiedzi, ale zawsze sądziłam, że to prawda jest najważniejsza. Lepsza niż kłamstwo, niż niewiadoma, nawet w takich sytuacjach jak ta, gdzie ból rozpierdziela człowieka od środka. Ból, jakiego nigdy wcześniej w życiu nie doznałam, który był koszmarnym przeżyciem.
- Musiałem - odparł.
- Wytłumacz - poprosiłam, patrząc mu w oczy. Shon natomiast wpatrywał się w ścianę naprzeciw nas.
- Miałem dwa zadania. O jednym już wiesz. Natomiast drugie polegało na dotarciu do pewnej osoby. Kobieta ta zagadnęła mnie, więc musiałem ją tylko przelecieć, by dostać to co chcę - powiedział.
- Ale mogłeś to osiągnąć w inny sposób - wyjęczałam przez łzy.
- Ten był najszybszy. Nie mogłem pozwolić na to, że...
- Na co? - dopytała, ale chłopak milczał - Shon...
- Żebyś była dłużej w niebezpieczeństwie - niemalże krzyknął.
- Nie rozumiem - powiedziałam spokojnie, zgodnie z prawdą.
- W moim świecie, gdy teraz każdy wie, że jesteśmy... Że byliśmy razem, chciał cię dopaść, bo wiedzieli, że zrobiłbym... Że zrobię wszystko, byś była szczęśliwa - mruknął.
- A jeśli... -  zamilknęłam, słysząc kroki, gdy ucichł odezwałam się ponownie - A jeśli dałabym ci drugą szansę, obiecałbyś, że nic takiego, nawet flirt nie będzie miało miejsca? - spytałam z nadzieją w sercu.
- Nie będę obiecał ci czegoś, czego nie mogę dotrzymać - odparł szczerze, a całą nadzieja zgasła. Westchnęłam. Chciałam dać mu druga szansę, ale chciałam też, by był tylko mój. Byłam zazdrosna, to fakt. Każda dziewczyna by była, za takiego faceta przecież można zabijać.
- Mogę ci obiecać, że więcej nie pocałuję żadnej kobiety, że z żadną inną nie pójdę do łóżka, ale... Flirt, czasem pomaga mi osiągnąć, to co muszę - zrehabilitował się szybko i moją dłoń schował w swoją. Milczałam. Nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Kochałam go, tak cholernie mocno go kochałam. A jednocześnie była cały czas ta blokada, która nie pozwala mi, dać mu drugiej szansy. Czy dałabym radę, ze świadomością, że flirtuje z innymi?
- Zgoda - odpowiedziałam - Ale zaczniemy od początku - dodałam.
- Rozumiem - mruknął, po krótkim, ale mocnym pocałunku. Położyliśmy się na łóżku, wtuleni w siebie, po uznaniu, że poczekamy na bieg wydarzeń.
Kilka godzin później wstało słońce, a pokój wypełniło światło. Usłyszeliśmy kroki, a potem drzwi się otworzyły. Stanął w nich czarnowłosy z blizną. Mężczyzna wszedł do pokoju i zamknął drzwi. Gwałtownie usiedliśmy na łóżku.
- A teraz powiesz mi, gdzie to jest - zażądał.
- Drake - westchnął Shon - Niczego się nie dowiesz.
 - Czyżby? - warknął mężczyzna i mocno mnie do siebie przyciągnął, po czym wyjął pistolet, mierząc lufą w moje serce. Chłopak spokojnie wstał i podszedł do Drake'a, na co ten mocniej przyłożył broń do klatki piersiowej. Jęknęłam. 
- Zamknij oczy, Mai - mruknął. Gdy zrobiłam, co mi kazał, poczułam mocnej szarpnięcie i upadłam. Shon walczył z wrogiem. Odebrał mu broń, którą rzucił mnie. Podniosłam ją, celując w mężczyznę. Jednakże Shon był szybszy, złamał mu rękę i przydusił, po czym wróg stracił przytomność.
- Wynagrodzę ci to wakacjami - powiedział, po czym pocałował mnie. Następnie wychylił głowę przez drzwi, które momentalnie później zamknął.
- Tam nie mamy szans - mruknął zrezygnowany i podszedł do okna. Majstrował chwilę przy nim - Ale tu tak - powiedział, po czym delikatnie mnie przyciągnął. 
- Skaczemy? - zapytałam przerażona jego pomysłem. 
- Tak - powiedział spokojnie z uśmiechem na twarzy.
- Ale to nie koniec, prawda? - spytałam, na co chłopak kiwnął głową.

piątek, 17 maja 2013

19, Rozdział dziewiętnasty

Hej, hej kochani :)
Weekend! Nareszcie, po tym zmienionym planie chętnie się wyśpię :D Może pojawi się jeszcze jeden post w ten ów weekendzik, jednakże nie obiecuję. Mam nudną lekturę do przeczytania na środę. Wolałabym skończyć wcześniej i jeszcze we wtorek streszczenia wzrokiem przelecieć. W każdym razie postaram się jeszcze coś rzucić ;)
A teraz zapraszam do czytania :*

Rozdział dziewiętnasty



- Dokąd jedziemy? - spytałam.
- W bezpieczne miejsce - odparł, patrząc na drogę. Jego piękne, czarne oczy nie wyrażały żadnych uczuć, jedynie bił od nich mrożący krew w żyłach chłód.
- Shon, wyjaśnisz mi coś? - poprosiłam, wpatrując się w jego profil.
- Później - odparł, gdy otoczyły nas cztery czarne samochody. Jeden z nich uderzył w bok od mojej strony, natomiast drugie auto zaatakowało od drugiej. Chłopak siarczyście zabluźnił.
- Co się dzieję? - spytałam, próbując zachować całkowity spokój, ale czułam jakiś tam poziom adrenaliny.
- Wrogowie - odparł, zaciskając mocniej ręce na kierownicy. Pozwalał, by tamci nas kierowali w zapewne odludne i parszywe miejsce.
- A może coś więcej? - poprosiłam, spoglądając na przyciemnione szyby otaczających aut.
- Podczas ostatniej misji zostałem zmuszony z moimi ludźmi do wybicia ich. Te samochody należą do tego gangu - wyjaśnił krótko.
- Jak byliśmy w domu, to powiedziałeś, że nie jestem bezpieczna, to miałeś na myśli? - zapytałam. Chłopak moment milczał, ale kiwnął głową, akcentując wyraźne i dobitne : tak.
- Co oni mogą planować? - myślałam na głos.
- Nie chcesz wiedzieć. Lepiej, żebyś nie wiedziała - mruknął. Nastąpiła cisza.
- Musimy coś wymyślić - odparłam, ukazując odrobinę optymizmu.
- Ty? - parsknął chłopak - No nie żartuj - zaśmiał się cicho. Popatrzyłam na niego smutno i odwróciłam głowę w przeciwną stronę.
- Mai, nie obrażaj się. Sama musisz przyznać, że ty nie masz szans - powiedział, kładąc swą dłoń na ramieniu.
- Ale to nie jest powód, by się ze mnie śmiać. Po za tym nie dotykaj mnie - dodałam, strącając jego rękę.
- Cały czas jesteś zła - mruknął, bardziej do siebie, niż do mnie.
- Dziwisz się? - warknęłam - Jak ty byś się czuł?
- Nie miałbym wielkiego problemu z tym. On skończyłby martwy. A ty... - urwał, spoglądając na mnie.
- A ja co? - dopytałam.
- Dowiedziałabyś się, że to było złe - odparł, po czym znów patrzył przed siebie.
- Och, więc przyznajesz, że to było złe? - spytałam.
- To skomplikowane - odpowiedział po ciągnącej się ciszy.
- Zatrzymaj się - mruknęłam po chwili. Miałam dość jego głupich wymówek. Nie chciałam już go słuchać.
Po prostu miałam dość.
- Teraz? Jesteśmy na środku ulicy - odparł.
- Nie interesuje mnie to. Zatrzymaj się, proszę - dodałam, z nadzieję, że w ten oto sposób uda mi się osiągnąć to co chcę.
- Mai, jeśli to zrobię, to samochód z tyłu nas uderzy. Może ci się coś stać - warknął. Nie zwracając uwagi na jego słowa, odpięłam pasy. Wpadłam, bowiem na całkiem dobry pomysł, jak mi się wydawało.
- Siedź - warknął.
- A niby co robię? - odszczekałam się, równie złośliwie. Samochody zatrzymały się na czerwonym świetle. Nim zdążyłam chwycić za klamkę, ręka Shon'a znalazła się na mojej. Spojrzałam na niego. Nasze usta dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
- Czemu mnie nie słuchasz? - zapytał, nie puszczając mnie.
- Nie muszę - odpowiedziałam, próbując się odsunąć. Mimo, że tęskno mi było za nim, nie chciałam, by o tym wiedział. Wolałam, by sądził, że preferuję bycie singielką.
- Naiwne - odparł spokojnie, przyciągając mnie do siebie.
- Czemu ty to wszystko jeszcze utrudniasz ? - spytałam, czując jak głos po raz kolejny mi się łamie.
- Ja? To ty nie chcesz odpuścić? - warknął.
- Ale to nie ja cię zdradziłam, więc nie zwalaj winy na mnie - odparłam, czując jakby sztylet wbijał mi się w serce.
- Kurwa, skoro mnie kochasz, to powinnaś przebaczyć! - krzyknął i gwałtownie ruszył, gdy samochód z tyłu lekko nas puknął.
- A ty byś wybaczył? - spytałam, czując jak krople łez powoli spływają mi po policzkach.
- Nie zrobiłabyś tego - odparł hardo. Miał rację. Ja o tym wiedziałam i on. Zawsze mi się w nim to podobało, ta jego pewność siebie, która sprawiała, że jest się bezpieczną, nieważne co by się działo, on potrafił nad tym zapanować. Robiło to na mnie wrażenie, jak pewnie na każdej dziewczynie, która miała to szczęście z nim być. Ta myśl sprawiła, że w serce wbiło się setki szpileczek.
- Shon, ile ty miałeś dziewczyn? - zapytałam nagle. Szybciej, niż zdążyłam to przemyśleć.
- Kilka - odparł, patrząc na drogę.
- A konkretniej? - dopytałam.
- Nie płacz - zmienił temat i swą chłodną dłonią starł me łzy.
- Chcę, żeby to się skończyło - mruknęłam smutno i wtuliłam się w siedzenie.
Godzinę później znajdowaliśmy się na jakimś zadupiu. Przez tą krótką podróż, nie zamieniłam z Shon'em ani jednego słowa więcej. Ani on, ani ja nie zaczęliśmy rozmowy. Może dlatego, albo raczej najprawdopodobniej dlatego, że nie chcieliśmy sobie psuć nerwów. To przykre. Przebywanie z osobą, którą się kocha, ale która zdradziła. Bolało, ale jednocześnie cieszyło, że może jest szansa. Ale nie w tym wypadku, ja jedynie chciałam zapomnieć...
Niebo zrobiło się już ciemne. Dookoła nas znajdowały się jakieś stare, zapewne puste hangary.
- Poczekaj tu - odezwał się Shon.
- Mam inne wyjście? - spytałam ciekawa odpowiedzi.
- Nie - no jakże inaczej... W końcu to on tu rządzi. Dupek jeden.
- Dobrze - odpowiedziałam. Tak, mimo wszystko nie chciałam się pakować w kłopoty. Oczy Shon'a spotkały się z moimi. Chwilę tak trwaliśmy, gdy chciałam odwrócić wzrok, chłopak przytrzymał podbródek i  namiętnie mnie pocałował.
- Gdyby coś mi się stało, uciekaj - mruknął, po czym wysiadł z samochodu.

niedziela, 12 maja 2013

18.

Hello
Tak, więc starając się dotrzymać danego Wam słowa. Kolejna notka... A historia jest taka, że : pisząc tą część, gdy mój ojciec włączył radio leciało : 3 Doors Down - Here Without You! (kocham to , swoją drogą) więc polecam sobie przesłuchać ;) Zapraszam

Rozdział osiemnasty


Gdy mój brat wyciągnął jakimś cudem Shon'a z mojego pokoju, po kilku długich, męczących godzinach zasnęłam. Nawet wtedy nie potrafiłam poradzić sobie z zdradą.We śnie przewijały mi się obrazy Shon'a z różnymi kobietami. Scenerie także się zmieniały, ale morał był ten sam, on to zrobił.
Obudziłam się o godzinie dziewiątej, poduszka była cała mokra od łez. Powolnie usiadłam na łóżku i spojrzałam w okno. Po szybie spływały spokojnie kropelki deszczu. Obraz na zewnątrz mieszkania przesączony był szarością i smutkiem. Niestety, w domu nie było inaczej. Wzięłam szybki prysznic, jakby  ciepła woda miała spłukać ból i żal. Dwie godziny później, w długich, jasnych dżinsowych spodniach, białej bokserce z czaszkami i długim, czarnym, luźnym swetrze, siedziałam na swoim łóżku i powolnie piłam ciepłe kakao. Próbowałam to wszystko zrozumieć. Czemu coś takiego się stało? Potrzebował przygody? Brakowało mu seksu? Żadna odpowiedź mnie nie zadowalała, nie tłumaczyła jego postępowania. I pozostało pytanie , dlaczego chciał się ze mną ożenić, skoro to zrobił? Może myślał, że z nim nie zerwę. Pff, każdy by tak postąpił. I co z tego, że zasługuje się na drugą szansę? Taki ból, takie uczucie, jest niemożliwe do zniesienia. Spojrzałam na blizny. Nie mogłam tego zrobić. Nie dlatego, to było zbyt... Zbyt głupie.
Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Nie zareagowałam. Mimo mojej reakcji, drzwi zaskrzypiały. Odwróciłam głowę w stronę intruza z wzrokiem wyrażającym : "Jeszcze jeden krok w tę stronę, a zabiję cię samym wzrokiem" Niestety, nie przekonało to mojego brata. Felix bez słowa wtargnął do pokoju, zamknął za sobą drzwi i usiadł obok mnie.
- Już jakiś czas temu nie było tu takiej pogody  -zagadnął.
- Ty na serio o tym chciałeś pogadać, czy raczej była to wymyślona na poczekaniu gadka? - spytałam, a kąciki ust lekko powędrowały ku górze.
- To drugie - odparł, ze wzrokiem, niczym skarcony szczeniak.
- Stać cię na więcej - delikatnie poklepałam brata po plecach.
- Jak się czujesz? - zapytał, po chwili milczenia.
- Tak jak wyglądam - odparłam.
- No, to czyli całkiem dobrze - powiedział z uśmiechem.
 - Nie do końca - mruknęłam.
- Nie myśl o tym. Zasługujesz na kogoś lepszego, na kogoś kto będzie o ciebie dbał. Jesteś dobrą osobą, tak więc coś ci to wynagrodzi - powiedział cicho, jakby sam rzeczywiście w to wierzył.
- Jak mam o tym nie myśleć? - zapytałam łamiącym się głosem. W środku walczyłam ze sobą, by być silną przy bracie, jednakże wcale nie było to takie łatwe. Ciężko zaakceptować, to, że nie było się wystarczająco dobrą dla kogoś, kogo się kocha.
- Nie wiem Mai... Może pojedziemy do kina?  -zaproponował.
- Nie. Weź Landrynę i uszczęśliw ją - powiedziałam z uśmiechem. Oczywiście, że sztucznym, ale nie chciałam, żeby coś ich mogło ominąć tylko dlatego, że ten dupek posunął się do tak hańbiącego czynu.
- Na pewno? - spytał.
- Tak! Zabierz ją do kina, kup kwiaty, a potem idźcie na romantyczną kolację i nie ważcie mi się wrócić tu dzisiaj, ani jutro rano. Jutro zapewnisz jej śniadanie w łóżku i pójdziecie na spacer, a potem... Emmm.. Potem udajcie się na obiad i zabierz ją do zoo, czy jakiegoś takiego miejsca. Laski na to lecą - dodałam.
- A ty?
- Nie martw się - ucałowałam go w policzek - A teraz sio na mega długą randkę - powiedziałam, otwierając mu drzwi.
- Nie zrób niczego głupiego - mruknął, stojąc w drzwiach.
- Felix! Skąd wiedziałeś, że on to zrobił? - zapytałam.
- Wysłałem za nim kogoś - powiedział.
- Aha. obiecaj mi coś, że nikt nie będzie mnie obserwował, domu, ani nic takiego. Obiecaj - dodałam, po dość dłuższej ciszy.
- Dobrze, obiecuję - położył rękę na sercu.
- Dziękuję - odparłam i zamknęłam za nim drzwi. Włączyłam głośno radio i słuchając tak zwanych hitów na czasie zrobiłam generalny porządek w pokoju.
Usłyszałam trzask drzwi i domyśliłam się, że to zakochani opuszczają mieszkanie. Zwinęłam się w kłębek na łóżku, a łzy zebrały się w oczach. To bolało, tak cholernie bolało... Nagle otworzyły się drzwi mojego pokoju, a w nich ujrzałam swojego zdrajcę.
- Wynoś się stąd - powiedziałam, łamiącym się głosem. Usiadł obok mnie na łóżku, a jego czarne oczy na nowo nie wyrażały żadnych uczuć.
- Pamiętasz, co ostatnio powiedziałem? - spytał spokojnie.
- Tak - mruknęłam - Co nie zmienia tego, że nie chcę cię widzieć.
- Kiedy zrozumiesz, że to ja mam władzę? - zapytał.
- Tobie ta cała twoja władza do głowy strzeliła i coś ci się poprzestawiało. Tak może jest w twoim świecie, ale tu każdy jest wolny - powiedziałam, ścierając łzy z policzków.
- Mai, aż tak się nic nie różni - mruknął. Gdy wypowiadał moje imię, ciało zadrżało. Tak bardzo pragnęłam jego dotyku, pocałunku... Tego, żeby mnie przytulił i chronił przed całym światem. Tak bardzo chciałam mu zaufać... Czułam wobec siebie złość, za to czego chciałam.
- Idź sobie stąd - poprosiłam.
- W takim razie chodź - wyciągnął ku mnie swoją dłoń.
- Nie. Nigdzie z tobą nie pójdę. Nie rozumiesz, że chcę zapomnieć?
- Rozumiem, ale ja chcę czego innego - odpowiedział i wstał.
- Czego? - zapytałam. Milczał.
- Shon....
- Załóż buty i chodź. Nie jesteś tutaj bezpieczna - powiedział, a jego ton wyrażał złość.
- No nie mów, że się martwisz o mnie - mruknęłam.
- Rusz się - warknął. Nie widząc żadnej reakcji z mojej strony, złapał mnie za rękę i wyciągnął z pokoju - Załóż te cholerne buty i chodź! - krzyknął. Szczerze powiedziawszy przestraszyłam się i mozolnie spełniłam jego... Rozkaz. On znowu to robił! Tak samo jak na początku naszej znajomości.
- Co z tobą? - niemalże krzyknęłam - Nagle stałeś się taki kochający, czuły... Myślałam, że po prostu zdjąłeś tą maskę, ale... Co jest? -dodałam po chwili.
- Nigdy taki nie będę. Ta rola mi nie pasuję... Wolisz być ze mną takim jakim jestem, czy mam być wobec ciebie fałszywy? - odparł. Milczałam, niby co mu miałam powiedzieć, prawda była zbyt oczywista i on o tym wiedział.
- Mai? - zagadnął, podchodząc bliżej, położył swe dłonie na mej talii.
- Zostaw - warknęłam, próbując się wyrwać, ale bezskutecznie.
- Idziemy - zadecydował ostatecznie i wziął mnie na ręce. Moje prośby, groźby były bezskuteczne. Chłopak wsadził mnie do auta i zapiął pasy, po czym sam zajął miejsce kierowcy i ruszył.



czwartek, 9 maja 2013

17. Nie!

Hej hej ;)
Wybaczcie, proszę, że tak rzadko dodaje posty. Postaram się robić to częściej ;)
Dzisiejszy post troszkę inny. Mianowicie podzielony na "Oczy".

Rozdział siedemnasty

NIE!



Obudziłam się sama w łóżku. Rozejrzałam się po pokoju, ale nigdzie nie było Shon'a. Pewnie już pojechał na tą całą swoją misję. Usłyszałam głośne miauczenie, spojrzałam w stronę, z której dochodziły kocie odgłosy. Mała czarna kulka siedziała w kartonie na kocu. Uśmiechnęłam się na ten widok. Wzięłam kota na ręce i podrapałam za uchem, od razu zaczął mruczeć, dając mi znać, bym tylko nie przestawała. Spędziliśmy tak kilka dobrych minut, po których szybko wzięłam prysznic i już sucha zadzwoniłam po Felix'a.

Oczami Shon'a


Samochód głośno mruczał i nabierał prędkości. W oddali ujrzałem wóz policyjny, gdy minęło ich moje czerwone ferrari, nawet nie zareagowali. Przyspieszając, uśmiechnąłem się do siebie. Nagle zauważyłem, że powoli brakuje benzyny.
- Kurwa - mruknąłem i wypatrywałem w napięciu jakiejś stacji benzynowej. Pięć minut później tankowałem samochód.
- Hej - zagadnęła mnie szczupła, opalona blondynka. Nie odpowiedziałem, odwróciłem tylko wzrok i powróciłem do poprzedniego zajęcia.
- Mogę zatankować ci samochód - odezwała się po chwili.
- Poradzę sobie, byle komu nie powierzę takiego samochodu - warknąłem. Dziewczyna przeszła i usiadła na masce ferrari.

Oczami Mai

- Zobacz jakie mamy kotka z Shonem! - wykrzyknęłam, witając brata w drzwiach z wyciągniętymi rękoma, w których trzymałam futrzaka.
- Wy zwariowaliście, tak? - spytał. Cofnęłam ręce i przytuliłam mruczka. Popatrzyłam pytająco na Felix'a.
- No powiedz co - przerwałam ciszę.
- Chciałem mieć psa - powiedział z udawanym wyrzutem.
- Oj braciszku - pokazałam mu język - Zapewniam cię, że niedługo z Shonem się wyprowadzimy - dodałam.
- Wracamy? - spytał, po chwili namysłu.
- Tak - odpowiedziałam i podałam mu kocurka, a sama założyłam szpilki. Felix przepuścił mnie w drzwiach i skierowaliśmy swe kroki na parking, gdzie czekała na nas Landryna w aucie.

Oczami Shon'a

Odjechałem z piskiem opon ze stacji. W końcu trafiłem do umówionego miejsca. Kobieta po trzydziestce, w mocnym makijażu, skąpo ubrana czekała na mnie pod obskurnym budynkiem.
- Zarina -  mruknąłem.
- Shona - uśmiechnęła się ponętnie wyginając swe ciało - Wejdźmy do środka - dodała i ruszyła przede mną. Gdy weszliśmy do budynku, położył swe dłonie na mojej klatce piersiowej i zbliżyła swe usta. Uśmiechnąłem się.
- Najpierw interesy - powiedziałem, mocno odpychając od siebie dziewczynę.
- Przecież wiesz co potrafię - zamruczała, przytulając się od tyłu.
- Ty też - warknąłem i odszedłem. Rosjanka skierowała się z powrotem na ulicę. Usiadłem przy barze.
- Piwo, mocne - powiedziałem, przyglądając się ludziom na parkiecie. Spojrzałem na bramana, gdy podawał mi piwo. Ciemne oczy, jasna karnacja, szerokie bary i blizna przechodząca z lewego ucha do prawego.
- Ben! -  zareagowałem, widząc jak się szczerzy - Jak idą interesy?
- Dobrze - odparł - Chodzą ploty, że się żenisz.
- A no wiesz...

Oczami Mai


Czas powoli upływał. Kilka godzin temu wróciłam do domu. Felix niedawno wybył, więc siedziałam na kanapie, oglądając tv i jednocześnie bawiąc się z nowym towarzyszem broni, którego jeszcze nie nazwałam.
Godziny trwały wiecznie. Ale myśl, że niedługo wróci mój ukochany, napawała mnie jakimś spokojem. Na to co się kocha warto czekać. No to czekam...

Oczami Shon'a

Tydzień powoli dobiega końca, a termin się nie ubłagalnie zbliża.
Siedziałem przy barze, oglądając mecz (tak, to aż dziwne, że znalazłem na to czas), gdy podeszła do mnie Zarina. Czerwonowłosa usiadła mi na kolanach.
- Wiesz, że się żenię, prawda? - spytałem, masując jej dolną część pleców.
- Słyszałam te plotki. - odparła spokojnie, dobierając się do mojej szyi.
- To prawda - odrzekłem zgodnie z prawdą. Kobieta mnie ugryzła, poczułem jak ciepła ciecz spływa po szyi. To nie była tylko jej ślina, ale i moja krew.
- Nie myślałam, że byle komu dasz się usidlić - odparła, wylizując szyję.
- Nie bądź śmieszna - warknąłem, po czym postawiłem kobietę na równe nogi. Ruda spojrzała na mnie z wyrzutem, ale ja cały czas patrzyłem jakby mnie to nie obchodziło. Zgodnie z prawdą...
- Załatwiłaś wszystko?  -spytałam, gdy usiadła obok mnie.
- Tak, jak zawsze zresztą.
- Żeby mi się żadna dziwka, później tutaj nie szlajała. Tylko hotel. Pamiętaj - rzuciłem. Prostytutka kiwnęła głową.
- Będzie tak jak zechcesz - mruknęła, po czym odeszła. Parę godzin później, by nastała ciemność na podwórzu, pod budynek podjechały cztery czarne merole.
- James - powitałem uściskiem dłoni dilera, a zarazem lidera grupy 'Kameleon'.
- Shon - wysoki, czarnowłosy mężczyzna, o pokaźnych rozmiarach uścisnął mi dłoń.
- Przejdźmy do transakcji - zaproponowałem. Diler kiwnął głową i podszedł do nas mężczyzna, podobny do James'a.
- Poznaj proszę mojego brata. Nazywa się Alex, to jeszcze dzieciak, ale wie co dobre - James uśmiechnął się dumnie. Młody chłopak bez słowa otworzył walizkę. Znajdowały się tam kilka rodzai narkotyków. Zasmakowałem wszystkie po kolei.
- Ile? - zapytałem.
- Za kilogram, pięć tysiaków.
- Za słabe to - warknąłem.
- Dla dzieciaków dobre wystarczająco - wtrącił Alex. Zaśmiałem się.
- Słuchaj i patrz uważnie małolacie. To nie jest prawdziwy towar, no chyba, że dla harcerek - zakpiłem.
- Świetnie nada się dla twoich chłoptasi - odpyskował młody. Krew się we mnie zawrzała, zwinąłem dłoń w pięść i uderzyłem smarkacza w twarz. Poleciała mu krew z nosa. Mężczyźni zza pleców James'a wyjęli swoje giwery. Moi towarzysze również to uczynili. Było nas więcej, mięliśmy lepszy sprzęt. 'Kameleon' nie miał szans z moim gangiem. Ben rzucił mi kałacha, którego złapałem szybkim ruchem.
- A miało być spokojnie. Będzie tak, twoje dziewczynki wyjdą stąd, a ty zostawisz ten towarek tutaj, albo was rozstrzelamy. Decyzja należy do was - powiedziałem, spokojnie oddychając.
- Zgoda - odparł James, ale pistolet Alex'a wystrzelił. Gang zareagował momentalnie. W ten oto sposób, w zazwyczaj spokojnym barze rozpętała się mała wojna. Krew lała się ze wszystkich stron. Zewsząd było słychać huki, trzaski, krzyki i hałas wystrzeliwanych naboi. Gdy cała grupa 'Kameleon' była martwa, broń została złożona pod barem u Ben'a.
- Posprzątajcie tutaj - mruknąłem.
- Shon! A ty dokąd?! - zapytał Ben.
- Do domu - odparłem i opuściłem lokal z walizką.

Oczami Mai

Tydzień dobiegł do końca, a mojego narzeczonego jak nie było, tak nie ma. Słysząc otwierane drzwi wybiegłam z pokoju.
- Och, to tylko wy... Jak film? - spytałam, gdy Felix z Jas wrócili z randki w kinie.
- A co my w ogóle oglądaliśmy? - spytała Landryna zdejmując różowe sandałki.
- Szklana pułapka 5 - przypomniał jej Felix - Lipny -pokręcił głową.
- Aaa, no tak, misiek ma rację - zaśmiała się Jas. Usiedliśmy w trójkę w kuchni. Przyglądałam się poczynaniom młodej pary. Robili chińskie na obiad.
- Cześć skarbie - usłyszałam zza pleców i dostałam buziaka w policzek.
- Shon! - wykrzyknęłam, wtulając się w chłopaka.
- Odsuń się od niej - warknął nagle Felix. Popatrzyliśmy się na niego pytająco.
- Ale Felix, co ty? - zapytałam, nie rozumiejąc jego zachowania.
- Zdradził cię - odparł, zaciskając rękę mocniej na nożu, którym kroił kurczaka.
- To prawda? - spytałam, nie mogąc w to uwierzyć.
- Tak - odpowiedział Shon. Minęłam go i wpadłam do swojego pokoju. Łzy spływały mi po policzkach, nie mogłam uspokoić oddechu.
- Mai - usłyszałam jego cichy głos.
- Idź sobie - powiedziałam łamiącym się głosem. Ale chłopak nie wykonał prośby, podszedł bliżej, siadając obok mnie.
- Mai...
- To koniec - przerwałam mu.
- Nie - odparł.
- Nie przekonasz mnie. Nie po tym - płakałam, mocząc sobie poduszkę.
- Znam inne sposoby - mruknął.
- Nie zmusisz mnie, żebym była z tobą.
- A właśnie, ze to zrobię - powiedział mocno mnie całując.

sobota, 4 maja 2013

16 Majówkowy post XD

Sieeeema! XD
Troszkę mnie już tu nie było, dlatego postaram się dzisiaj dać dłuższą część. O tak. Pomysł(y) są, więc... Zapraszam ^^

Rozdział szesnasty



Chłopcy z Landryną siedzieli na kanapie w salonie obgadując szczegóły zabawy. Byłam tym najmniej zainteresowana, bo tak naprawdę, nie przepadałam za imprezami. No, ale niech się cieszą. 
Wyszłam spod prysznica i paradowałam owinięta ręcznikiem w pokoju, w poszukiwaniu ubrań. Włączyłam głośno radio i ubierając się w rytm muzyki ubrałam się w długą zwiewną białą koszulkę, a na nogi nałożyłam zielone szorty.
- No, no, no - usłyszałam ciche pomrukiwania zza pleców. Podskoczyłam zaskoczona, a jego ręce oplotły moją talię.
- Nie musisz jechać - powiedziałam, dopinając spodenki.
- Wiem, ale chcę - odparł Shon, po czym mokry kosmyk założył mi za ucho. Chwyciłam go za dłoń.
- Tak więc, co planujecie? - zmieniłam temat.
- Noc w klubie - powiedział i zsunął jedną rękę  na mój pośladek.
- W klubie? Aż taki tłok będzie? - spytałam, nie ukrywając zaskoczenia.
- Chcę, by w tym drugim świecie zdawali sobie z tego sprawę - odparł, prawie, że dumnie. Zaśmiałam się cicho.
- W porządku. Jak sobie wymyśliliście.
- Musimy być tam o szesnastej. Chcę mieć pewność, że wszystko pójdzie zgodnie z planem - szepnął do ucha.
- Dobrze - powiedziałam, odwracając się do chłopaka i mocno go przytulając.
- Wychodzimy za jakąś godzinę, klub jest kawałek stąd, po za tym trzeba jeszcze zabrać parę rzeczy i wpaść do kilku osób. Możesz się już przebrać i umalować - pokazał mi język, po czym zdążył się ulotnić na tyle szybko, że poduszka trafiła w zamknięte już drzwi. Słuchając najpopularniejszych kawałków przebrałam się w czarne spodenki i czerwoną bluzę z odkrytymi plecami. Zmusiłam się, by na stopy nałożyć czarne buty na obcasie. Umalowałam oczy eye-liner'em i kredką. Na usta naniosłam jasny błyszczyk. Zadbałam, by na głowie nie znajdowało się siano, a piękne loki. Stanęłam przed lustrem i byłam zachwycona swoim dziełem. Tak ładnie dzięki sobie nigdy nie wyglądałam. Uśmiechnęłam się do odbicia w lustrze.
Z biurka sięgnęłam telefon, który po chwili znalazł się w prawej kieszeni i opuściłam pokój. Już od drzwi słyszałam marudzenie chłopców, że zbyt długo się szykuję. Blondynka stała przytulona do Felix'a i  przekonywała ich, że kobieta musi spędzić swoje tak zwane pięć minut w łazience.
- Gotowa - powiedziałam, wchodząc do salonu.
- Jeszcze trochę, a pomyślelibyśmy, że cię porwano - zaśmiał się brat.
- Bardzo śmieszne - pokazałam mu język.
- Dobra, później będziecie się drażnić. Jedziemy - Shon złapał mnie za rękę i wyprowadził z mieszkania. Pod domem ujrzałam jego piękne srebrne porshe. Nie wiem jak on to robił, ale był niesamowity. No bo, który chłopak w tak młodym wieku, ma takie auto, takie wpływy. Shon to fantastyczny facet. Moje rozmyślania nad swoim szczęściem przerwało mi trzaśnięcie tylnych drzwi samochodu i cichy śmiech Jasmin. Chłopak wpuścił mnie do auta, a sam dokończył palić papierosa, którego nawet wcześniej nie zauważyłam i usiadł za kierownicą. Ruszył z piskiem opon. Puściliśmy płytę, składającą się przeróżnych piosenek zgranych przez mojego brata. Podczas podróży zatrzymaliśmy się w kilku miejscach, w których to Shon musiał zawitać.
Po paru godzinach dotarliśmy pod klub. Był to duży obskurny budynek, wyglądał na opuszczony, jakby cały świat o nim zapomniał, ale tak nie było. Weszliśmy do środka, wnętrze diametralnie się różniło. No tak, "nie oceniaj książki po okładce", w tym przypadku się sprawdziło. Był to duży, zadbany lokal. Parkiet był ogromny. W rogach były poustawiane kanapy, stoliki z krzesłami, a na wprost wejścia stał bar. Po lewej stronie wejścia było miejsce dla DJ'a i średniej wielkości scena.
- I jak się podoba? - zapytał nagle Shon.
- Bardzo pozytywne wrażenie - odparłam z uśmiechem.
- To dobrze - mruknął do ucha, przytulając do siebie.
- Okej, to do roboty - westchnął Felix.
- Whoa! Chyba nie myślicie, że coś zrobimy - zaprotestowała Jasmin.
- Dlaczego nie? Możemy pomóc - przerwałam jej spokojnie.
- Ale ta sukienka na to nie zasługuje! - jęknęła, gładząc rękoma prostą, wściekle różową kieckę.
- Macie klucze, tam są drzwi - mruknął niezadowolony Shon, wciskając klucze w ręce Landryny. Dostałam szybkiego buziaka w policzek od narzeczonego i ruszyłam za Jas. Chwilę później siedziałyśmy na czerwonej, skórzanej sofie i piłyśmy piwo. Muszę przyznać, że bardzo miło się nam rozmawiało. Zza drzwi dochodziły nas śmiechy chłopców i puszczana przez nich muzyka.
- Są jak dzieci - skomentowała Landryna, wychylając głowa zza drzwi. Podeszłam do niej z puszką w ręce. Obaj stali na miejscu DJ'a i bawili się sprzętem.
- Jest to dobry argument, by w obecnej chwili uniknąć macierzyństwa - powiedziałam optymistycznie.
- Nie chcesz mieć z nim dzieci? - spytała nagle, zaskoczona przyjaciółka.
- Nie teraz - zaśmiałam się.
- Dlaczego? - zapytała krótko.
- Bo jesteśmy na to za młodzi. Popatrz na niego - wskazałam ręką na chłopaka - On chce się bawić - dodałam po chwili.
- Masz rację - mruknęła, po czym opadła na siedzenie.
- W porządku?  -zagadnęłam.
- Jak najbardziej - odpowiedziała, ale nie ma tak łatwo. Jej łamiący się już powoli głos zdradzał, że kłamie. Zajęłam miejsce obok koleżanki.
- Coś nie tak powiedziałam? - dopytywałam, nie wiedząc co robić.
- Chciałabym być taką szczęściara jak ty - uśmiechnęła się.
- Przecież jesteś z Felix'em - przypomniałam. Dziewczyna objęła mnie ramieniem.
- Chciałabym się już ożenić z nim, wiedzieć, ze jest tylko i wyłącznie mój - wyznała.
- Małżeństwo... To tylko papierek, liczy się uczucie. A obrączki. Pf, już teraz możecie sobie kupić - zaśmiałam się. Na twarzy dziewczyny zagościł promienny uśmiech.
O godzinie osiemnastej zaczęli schodzić się znajomi Shon'a, mojego brata i Landryny. Siedziałam, więc sama  w pokoju, spokojnie dopijając piwo. Godzinę później narzeczony wyciągnął mnie na parkiet. Z początku nie byłam pewna, czy powinniśmy to robić, ale skoro się uparł, to niech zabawa trwa. Tańczyliśmy dobre parę godzin. O północy Shon wszedł na scenę, wziął mikrofon do ręki, a muzyka z głośników przestała lecieć.
- Mogę prosić o uwagę? - zaczął, a wszystkie oczy zwróciły się ku niemu. Na sali panowała idealna cisza.
- Zebrałem was tu wszystkich, byście mięli szansę dowiedzieć się z pierwszej ręki, że już wolny nie jestem. Mai Kawasaki w niedalekiej przyszłości zostanie moją żoną - powiedział, po czym zeskoczył ze sceny i podszedł do mnie. Za krokami chłopaka, zostały skierowane światła. Chłopak władczo mnie objął i namiętnie pocałował.
-Każdy, kto się do niej zbliży, zostanie zabity - powiedział głośno i wyraźnie z uśmiechem na twarzy. Gdy DJ  zapuścił muzykę, zaciągnęłam chłopaka do baru. Zamówiłam sobie drinka, a jemu whisky.
- Mogłeś być milszy - powiedziałam, podając mu szklankę.
- Faktycznie, bo każdy zabójca tryska sympatią do ludzi - zakpił. Zignorowałam tę uwagę i poszłam tańczyć z nowo poznanymi koleżankami.
Razem z Shon'em opuściliśmy imprezę o czwartej rano. Zatrzymaliśmy się w niedalekim hotelu, gdzie pokoje zostały zarezerwowane przez chłopców. Przed wejściem do zadbanego budynku kręcił się mały czarny kotek.
- Spójrz - pociągnęłam chłopaka lekko za kurtkę w stronę malucha.
- Nie mów, że chcesz go zabrać do domu - zaprotestował.
- Dlaczego nie? - spytałam. Chłopak westchnął i chwilę milczał, po czym uśmiechnął się.
- Dobra, ale dostanę, to czego chcę - powiedział, po czym namiętnie mnie pocałował, a jego ręce znalazły się pod koszulką.



niedziela, 21 kwietnia 2013

15, Urozmaicenie życia

Hej ;)
Na początek chciałabym napisać (co też uczynię XD), że notki pojawiają się rzadziej, ponieważ chcę się skupić na muzyce (nadzieja matką głupich... Ale córką szczęścia ^^) i szkole... Tak, tak...
Do Anonimowego, dziękuję za zwrócenie na to uwagi ;) Wzięta do serca ^^ I na to by znalazła się odpowiedź, jednakże postaram się bardziej trzymać zarysu. Przepraszam za niedociągnięcia ;)
Teraz bohaterka staje się troszkę <chyba XD> pewniejsza siebie, bo ma u swego boku Shon'a, jednakże cały czas będąc starą sobą... Mam nadzieję, ze wiecie o co mi chodzi :D
I dla również Anonimowego <swoja drogą podpisujcie się jakoś XD bo nwm czy do tej samej osoby przypadkiem nie piszę XD> mam lat prawie 18 <stara dupa, wiem :P> z Łodzi.


Rozdział piętnasty

UROZMAICENIE ŻYCIA


Obudziłam się o godzinie jedenastej, akurat tak niefortunnej odwrócona do okna, że promienie słońca mocno raziły w oczy. Mocno je zacisnęłam, by nie uprzykrzać sobie miłego poranka. Chłopak delikatnie pocałował mnie w policzek. Odwróciłam się w jego stronę. Shon stał nade mną w samych bokserkach. Mimo, że znałam go całego na pamięć, każdą bliznę, wszystkie rysy, całego jego, to przyjrzałam się mu dokładnie. Zatopiłam się w jego pięknych czarnych oczach. Chłopak wyszczerzył się w uśmiechu.
- Chcesz powtórkę? - zapytał siadając obok.
- Nie teraz - odparłam i przytuliłam się do narzeczonego.
- No dobra... Jeszcze sama mnie o to poprosisz - mruknął niezadowolony.
- Zobaczymy - odpyskowałam wtulając się w chłopaka.
- I znowu zatriumfuje - uśmiechnął się dumnie.
- To, może tak mój książę przyniesie mi kawy do łóżka - zaproponowałam, zmieniając temat.
- A co ja z tego będę miał? - drażnił się ze mną.
- Buzi, a teraz leć niczym wiatr - zaśmiałam się. Chłopak mruknął coś pod nosem i opuścił pokój. Momentalnie wstałam i się ubrałam. Siedząc na już pościelonym łóżku w podniszczonych szortach i czerwonym topie, patrzyłam jak Shon odstawia kubek, a następnie nastawia się. Pocałowałam go szybko w policzek i zabrałam się za wypijanie kawy.
- Mmmm, pyszna - mruknęłam zadowolona - Teraz możesz mi robić takie codziennie - dodałam po chwili.
- Nie w tym tygodniu - powiedział.
- A to dlaczego? - nie załapałam tego, co mi przed chwilą wyznał. Popatrzył na mnie nic nie mówiącym wzrokiem.
- Mam sprawę do załatwienia. Jutro wyjeżdżam, a wrócę po tygodniu jakoś.
- Och... W takim razie uważaj na siebie - poklepałam go po przyjacielsku po ramieniu.
- Zawsze to robię - odpowiedział, całując mnie w czoło. Chłopak chciał już zasypać me usta pocałunkami, gdy nagle drzwi uderzyły o ścianę. Oparty o framugę stał Felix.
- Gołąbeczki się już obudziły? - zaśmiał się. Wstałam z łóżka i oparłam o komodę, gdzie spokojnie sączyłam kawę.
- Tak jakoś wyszło - odparłam.
- Też byś wcześniej wstał, gdybyś nie zabawiał się z Jas całą noc - odezwał się Shon.
- To ona tu jest? - spytałam. Chłopcy pokiwali głowami. 
- Śpi w mojej sypialni - odparł brat, prawie, że dumnym tonem. Zaśmiałam się, po czym opuściłam pokój. W dużym łóżku Felix'a leżała drobna blondynka. 
- Pobudka! - krzyknęłam i głośno puściłam muzykę w radio. Landryna zamruczała pod nosem i niechętnie otworzyła oczy. Spojrzała na mnie i wyciągnęła rękę. Podałam jej kubek, do połowy pełny orzeźwiającego napoju.
- I jak było? - zapytała, gdy wypiła całą zawartość.
- Normalnie - odparłam lekko zmieszana.
- Dobry jest w łóżku? - spytała z uśmiechem.
- Jas! - zaśmiałam się, rzucając w nią poduszką.
- No co? - wzruszyła ramionami i delikatnie się zarumieniła, na co ja wybucham śmiechem.
- Nic, nic. Jak wczorajsza randka z braciszkiem? Widzieliśmy was w parku - dodałam, widząc jej pytający wzrok.
- Udana - odparła z uśmiechem.
- Czyli, mam rozumieć, że jesteście parą? - dopytałam, chcąc mieć pewność.
- Taaak! - pisnęła zadowolona i przytuliła mnie.
- No to super - odwzajemniłam przyjacielski uścisk - Ubieraj się - dodałam, po czym wyszłam z pokoju. Chłopcy siedzieli w salonie oglądając jakiś mecz i zawzięcie komentując. Usiadłam obok Shon'a i próbowałam zorientować się, jak wygląda sytuacja na boisku. Na darmo, niestety. Po moim ciężkim wysiłku ogarnięcia meczu, na kolana Felix'a wylądowała roześmiana blondynka. Jej krótka, jak zwykle różowa sukienka, nie zakrywała zbyt wiele. Nagle wstał mój chłopak i wyłączył telewizor.
-Chcę wam coś powiedzieć - warknął, nim ktokolwiek zdążył się odezwać.
- No to mów i oddawaj pilota - mruknął brat.
- Po pierwsze jutro wyjeżdżam na misję i wrócę za tydzień - poinformował pozostałą dwójkę - A po drugie, zaręczyłem się z Mai - dodał.
- No to gratulacje! - wykrzyknęła Landryna mocno mnie ściskając, a potem podbiegła do Shon'a i jego również wytuliła. 
- Na prawdę? - spytał zaskoczony brat.
- Tak - pokiwałam głową.
- No to szczęścia - powiedział, mocno mnie obejmując. Następnie podszedł do mojego narzeczonego i jak to zazwyczaj robią faceci, poklepał go po plecach mówiąc coś, po czym obaj wybuchli śmiechem.
- Trzeba to jakoś uczcić! - wykrzyknęła blondynka.
- Zgoda, ale jak wróci z tej całej misji - odparłam.
- Nie, nie, nie! - zaprotestował chłopak - Dzisiaj - uśmiechnął się i mnie przyciągnął do siebie, by namiętnie pocałować.


środa, 10 kwietnia 2013

14 Zwrot akcji

Witajcie ;)
Ostrzegam, że w tej części pojawi się scenka erotyczna... Czy jak zwał, to zwał. Tak, więc, kto chce czyta, kto nie chcę nie czyta.
Piszę dlatego, bo wiem, że niektórzy nie lubią "chodzić na skróty" tak więc, to specjalnie dla was :)
Informuję o tym, że to w zasadzie mój pierwszy taki tekst, tak więc liczę na szczere opinie ;) Totalna amatorka ;P

Rozdział 14

Zwrot akcji



Blondyn stał z wyciągniętą dłonią w mą stronę i uśmiechem na ustach. Wyglądał fantastycznie. Ubrany w czarny tshirt i tego koloru ramoneskę, ciemne spodnie i trampki wyglądał jak marzenie. Delikatnie chwyciłam jego rękę i  wysiadłam z wozu.
- Żadnego sexu! - krzyknęła Landryna z samochodu. Pokazałam jej język, a dziewczyna chwilę później odjechała.
- Po co to wszystko? - zapytałam, gdy Shon trzymając mnie za rękę i prowadził w stronę restauracji.
- Chciałem ci ostatnie wydarzenia wynagrodzić i w końcu zaprosić cię na prawdziwą randkę - powiedział, czule mnie całując.
- Nie trzeba było - odparłam z uśmiechem. Przeszliśmy przez restaurację i znaleźliśmy się w ogrodzie. Shon zaprowadził mnie do stolika przy fontannie. Miejsce było niesamowite. Rozmawiając na przeróżne tematy zjedliśmy kolację.
- Chodź - zaproponował blondyn. Posłusznie wstałam, a on nagle chwycił mnie w tali i mocno do siebie przytulił. Odwzajemniłam uścisk.
- Jeden taniec? - zaproponował.
- Nie ma muzyki - zaśmiałam się, na co on wyjął telefon i włączył radio.
- Już jest - odparł, gdy prawie popłakałam się ze śmiechu.
- Nie umiem tańczyć - przyznałam. Blondyn chwilę stał w milczeniu.
- Masz dwa wyjścia, albo ja cie nauczę, albo zmieniamy repertuar - odrzekł.
- A może tak, pójdziemy do parku? - spytałam.
- Nie - mruknął i trzymając mnie za biodra kusił, bym spróbowała z nim zatańczyć. Zbyt łatwo mu ulegałam. Nieumiejętnie, delikatnie kręciłam biodrami w rytm muzyki. Chłopak cicho mruknął, że nie jest źle i pocałował mnie w szyję. Gdy muzyka ucichła, blondyn schował telefon do kieszeni i ruszyliśmy w stronę parku. Uliczne latarnie oświetlały nam drogę, a wiatr rozwiewał włosy. Shon zauważywszy gęsią skórkę na mym ciele, nałożył mi na ramiona swoją kurtkę i mocniej objął.
- Dziękuję - powiedziałam, gdy usiedliśmy na ławce.
- Nie ma za co - odparł, całując mnie w czubek nosa. Zaśmiałam się cicho. W oddali ujrzałam Felixa z Jas.
- Zobacz- kiwnęłam głową w stronę obściskującej się pary.
- No kto by pomyślał, a ostatnio mi jęczała, że faceci są... No, zapewne się orientujesz co  miała na myśli - mruknął pod nosem.
- Nie - pokazałam mu język, na co on szybko zareagował. Delikatnie mi go nadgryzł.
- Zboczeniec - mruknęłam, przytulając się do niego.
- Nie w tej chwili - odparł spokojnie.
- Chodźmy, naprawdę już chłodno - poprosiłam. Shon kiwnął głową i ruszyliśmy w stronę domu.
Pół godziny później siedzieliśmy na sofie, oglądając horror.
- Mam się bać? - spytałam z ciekawością patrząc na oko, które właśnie komuś wypadło.
- Zapewniam cię, że w realu byś się bała - odpowiedział.
- No, ja ciebie tez  - zaśmiałam się. Po krótkim przekomarzaniu się chłopak zajął się czym innym, mianowicie całowaniem.

scenka

Dzisiaj był jakoś strasznie napalony. Nie przerywając pocałunków zaniósł mnie do mojego pokoju, gdzie usadził mnie na łóżku. Chwilę patrzył mi w oczy i znów przeszedł do pocałunków.
Podniósł mnie i podszedł do ściany. Plecami się o nią oparłam, a nogi zaplotłam wokół bioder blondyna. Mruknął zadowolony i trwaliśmy w takiej pozycji dłuższą chwilę. Zapomniałam o całym świecie. W tym momencie liczył się tylko on i ja. Nagle wybudzona z tej chwili zostałam zmuszona, by opaść na łóżko. Chłopak leżał nade mną.
- Kocham cię - szepnął prosto w usta, a następnie zatopił się w namiętnym pocałunku. Jego ręce wodziły pod sukienką, a chwilę później jednym, zgrabnym ruchem pozbył się stanika, gdy ja pozbywałam go ubrań. Uśmiechnął się i zdjął ze mnie sukienkę, po czym zaczął pieścić każdy skrawek odsłoniętego ciała. Shon był niesamowicie delikatnie, jednocześnie okazując czego chce. Nie byłam mu dłużna. Usiadłam na nim okrakiem, a on mnie objął, zaczęłam go całować. Najpierw w usta, potem zjechałam na szyję i brzuch. Blondyn mruknął zadowolony. Czułam, że w jego bokserkach jest coraz mnie miejsca. Ponownie znalazłam się pod nim, chłopak pozbył się ostatniego elementu garderoby i pewnym aczkolwiek delikatnym ruchem wszedł we mnie. Po policzkach spłynęło mi kilka łez bólu, które blondyn wytarł wierzchem ręki, składając czuły pocałunek na ustach. Rytmiczne ruchy blondyna przestały boleć. Gdy doszedł, ciało wygięło się łuk i po chwili opadł obok mnie.

koniec 

Leżałam wtulona w Shon"a, chłopak gładził dłonią mój policzek. Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. Gdy nasze oddechy uspokoiły się całkowicie, chłopak ujął moją dłoń i założył mi na palec pierścionek.
- Co to? - spytałam, jak ostatnia kretynka.
- No chyba chcesz być moją żoną - mruknął pewny siebie do ucha.
- Chcę - odpowiedziałam z uśmiechem, całując go namiętnie.

niedziela, 7 kwietnia 2013

13. Marzenie o księciu

Hello! Dzisiaj kolejna część ;) Tak, ze wszystkim się wyrobiłam, a nie wiem jak będzie dalej, bo niestety, będę musiała iść do szkoły :/ Głupia szkoła, swoją drogą xD W każdym razie : Ta da-am <czy coś> i zapraszam do czytania ^^

Rozdział trzynasty

Marzenie o księciu


Nigdy nie uważałam się, za księżniczkę, byłam po prostu zwykłą dziewczyną, która marzyła o prawdziwej miłości. Nie obchodziło mnie, co złego mogłoby mi się stać. Nie interesowało mnie jak wiele będę musiała wycierpieć. Po prostu chciałam mieć swojego księcia.
Uśmiechnęłam się, moje marzenie się spełniło. Może nie do końca tak jak to ja chciałam, ale finał był taki jaki pragnęłam. Blondyn leżał obok mnie, spokojnie oddychał. Jego grzywka opadła mu na jego niesamowite oczy, które w tej chwili były zamknięte. Spał. Uważając, by go nie obudzić wstałam i wzięłam prysznic. Kolejno ubrana w krótkie spodenki i długi t-shirt udałam się do kuchni. Przechodząc obok salonu zauważyłam Landrynę wtuloną w bruneta. Nie ma co, są szybcy. Zrobiłam każdemu kawy i naszykowałam kanapki. Dochodziła godzina dziewiąta, gdy zeszli do kuchni. Shon powitał mnie namiętnym pocałunkiem. Jasmin tuliła się do Felix'a. Cieszyłam się z tego powodu. Brat wyglądał na szczęśliwego, ona zresztą też. Na mojej buzi znowu pojawił się uśmiech. 
- Mam dla ciebie niespodziankę - szepnął blondyn, a mój kark owiał jego świeży oddech.
- Zdradzisz jaką? - spytałam.
- Nie - odparł - To już wtedy nie będzie niespodzianka - dodał, po czym wziął mnie na ręce i  zaniósł do sypialni.
- Shon! - zaśmiałam się, gdy oboje wylądowaliśmy na łóżku. 
- Nadal tego chcesz? - zapytał, patrząc mi w oczy.
- Tak, ale... Nie teraz, mój brat jest w domu - uśmiechnęłam się delikatnie.
- A dzisiaj? Sami - dodał po chwili.
- D-dobrze - odparłam i go pocałowałam. Do pokoju minutę później wpadła Jasmin.
- Zbieraj się - powiedziała z wielkim uśmiechem. Spojrzałam na nią pytająco - No idziemy, chodź - powiedziała, po czym delikatnie pociągnęła mnie za sobą. 
- Dokąd? - zapytałam.
- Niespodzianka - odpowiedziała. Blondynka był dzisiaj jakoś dziwnie, aż nadmiernie szczęśliwa. 
- Okej, okej - mruknęłam cicho pod nosem. Założyłam trampki i po chwili już siedziałam z Jas w samochodzie. Po godzinnej jeździe i śpiewaniu do starych popularnych kawałków, zatrzymałyśmy się przed dużym, jasnozielonym budynkiem. Widniał na nim wielki szary napis : SPA.
- No chyba nie! - krzyknęłam zdezorientowana. 
- Tak, tak - zaśmiała się Jasmin i pociągnęła mnie w stronę budynku. Wnętrze było jasne i ogromne. Na środku stały kanapy ze stolikami, po lewej znajdował się jakiś bufet, zaś po prawej recepcja. 
Jasmin poleciła mi chwilkę poczekać a sama udała się właśnie do recepcji. Przyjrzałam się kobietom siedzącym na  sofach. Były piękne, zadbane, ubrane w markowe ciuchy. Czułam się gorsza. Ja, zwykła, przeciętna dziewczyna w takim towarzystwie, to było co najmniej dziwne. Uśmiechnięta Jas podleciała do mnie.
- Najpierw masaż - powiedziała. Nastolatka była podekscytowana. Ruszyłam za pewną siebie blondynką do jakiegoś pomieszczenia. Piętnaście minut później przystojny szatyn sprawiał, że moje ciało odpoczywało.
Razem z Landryną rozmawiałyśmy o totalnych głupotach. Miło spędzało nam się czas. Po masażu, ruszyłyśmy do kosmetyczki. Jasmin zrobiła sobie długie, oczywiście różowe paznokcie żelowe, natomiast ja pozostałam przy swoich krótkich. Kobieta pomalowała mi je na czarno. Następnie zostałam zabrana na wizytę u makijażystki. Ciemnoskóra, przemiła kobieta wykonała mi lekki makijaż. 
- Czas na zakupy! - wykrzyknęła Jasmin. Odwróciłam się w stronę blondyny. Dziewczyna uśmiechnęła się.
- Wyglądasz fantastycznie - dodała. 
- Ty również - odparłam. Jasmin wyglądała jak lalka. Zrobione miała smoky-eyes, usta podkreślone jasnym błyszczykiem, a na policzkach był perlisty róż. Mimo jej różowego stylu, wyglądała świetnie.
Landryna uśmiechnęła się po raz kolejny i zaciągnęła mnie do samochodu.
- Wracamy? - spytałam z nadzieją.
- Nie, nie, nie. Teraz musimy kupić jakieś ładne ciuchy - powiedziała, wpatrując się w ulicę.
- Ale... - chciałam już sprzeciwić się, jednak mi przerwała. 
- Żadnego ale - pogroziła mi palcem - Zaufaj mi - dodała, gdy zatrzymałyśmy się pod galerią. Westchnęłam.
- Najpierw idziemy coś zjeść, a później możemy wybrać się na rajd - zaproponowałam. Dziewczyna ochoczo zgodziła się. Po piętnastu minutach, zajęłyśmy się konsumpcją naszych posiłków.
- Co jest między tobą, a Felix'em? - spytałam. Blondynka chwilę milczała.
- Wiesz, lubię go. Wczoraj za dużo wypiliśmy no i... 
- Szybka jesteś - odparłam.
- Ej... Jestem młoda - powiedziała, biorąc kęs hamburgera.
- Spoko, spoko - uśmiechnęłam się. Skończyłyśmy jeść i poszłyśmy do sklepu. 
- Pomóc? -zapytała mnie Jas, widząc mnie przy wieszakach.
- Nie, dzięki. Zaraz coś wybiorę - powiedziałam, przeglądając t-shirty.
- O ho ho! Dzisiaj kupisz kieckę - pociągnęła mnie za nadgarstek do innego stoiska. Przez parę minut myślałam którą, aż w końcu zdecydowałam się na czarną, krótką sukienkę na ramiączka. Jasmin prawie, że wyrwała mi nią z rąk i poleciała zapłacić.
- No teraz, to już nie zrezygnujesz - palnęła. 
- Wracamy - zadecydowałam - Jestem troszkę zmęczona - dodałam. Jasmin pokręciła głową.
- Jeszcze tylko jedno miejsce. Proooszę - marudziła, gdy wsiadłyśmy do auta. Warknęłam coś pod nosem.
- Dobra, ale tylko jedno - odparłam. Landryna przytuliła mnie, po czym z piskiem opon uszyła. 
Półgodzinna wizyta u fryzjera strasznie mi się dłużyła. Blondynka poprosiła mnie jeszcze bym się przebrała w sukienkę. Nie zbyt rozumiałam o co chodzi, ale zrobiłam to dla świętego spokoju. 
- Chodź, zobacz się - zachęcała bym spojrzała w swe odbicie. Wyglądałam ładniej, niż zazwyczaj. Na ramiona opadały loki, oczy był podkreślone czarną kredką i eye-liner'em. Było dobrze.
- Ufasz mi? - spytała nagle Jasmin.
- Tak - odpowiedziałam.
- No to chodź - zaciągnęła mnie do samochodu i podwiozła pod kino. 
- Tylko bądź grzeczna - powiedziała, gdy drzwi z mojej strony się otworzyły.