czwartek, 18 lipca 2013

25, Prawda

Hej, hej. Kolejna notka jest. Wybaczcie moje rozległe przerwy między rozdziałami, ale, albo brak weny (skubana szybko ucieka), albo czas, albo problemy osobiste (że tak pięknie to ujmę)... Tak też proszę o zrozumienie.


Rozdział dwudziesty-piąty

Prawda



-W... W więzieniu? - padłam na kanapę obok współlokatorów. Tyle myśli przebiegło mi przez głowę. Kretyn jeden! W oczach zawitały łzy. Jeśli się dowiedzą o jego czynach, to już nigdy nie będzie wolny. Ukryłam mokrą twarz w trzęsących się dłoniach. Miałam tego dość.
- Mai spokojnie - odezwał się brat.
- Spokojnie - prychnęłam, pociągając nosem. Chłopak popatrzył na mnie surowo, ale w jego oczach dojrzałam cień zrozumienia.
- Wyciągnę go - mruknął niechętnie po długim milczeniu. Spojrzałam na Felix'a. Obejmował delikatnie Jasmin, a mina nie wyrażała żadnych uczuć. Jego twarz wydawała się być pusta.
- A może wystarczy zapłacić kaucję? - rzuciła blondynka.
- A skąd weźmiesz tak dużą sumę pieniędzy? - zapytał chłopak.
- Przecież on jest bogaty - odparła.
Shon nigdy nic nie mówił o tym. Może i słusznie, nigdy nie poruszaliśmy takich tematów.
- Nie mów, że nie wiesz - dodała smętnie.
- Nie wiedziałam o tym - przyznałam. Dziewczyna pokręciła głową i westchnęła.
- Poczekajcie tutaj, przyjadę za trzy, cztery godziny i pojedziemy po jego parszywy tyłek - powiedziała, wstawając z sofy. Pięć minut później zostałam sama z bratem. Chwilę porozmawialiśmy i Felix musiał wyjść. Podobno otrzymał ważny telefon. Tak też zostałam sama.
Przechadzając się po mieszkaniu, próbowałam zminimalizować stres, jednak na darmo. Spacerek po mieszkaniu przynosił zerowe skutki. Usiadłam do komputera i przeglądałam strony internetowe z najświeższymi informacjami. Jeszcze nie ustalili podobno jego dokonań. Miałam nadzieję, że zdążymy, nim uda im się zebrać obciążające Shon'a zeznania.

To były najdłuższe cztery godziny z mojego życia. Czas dłużył mi się nie ubłagalnie.
- Nareszcie! - wykrzyknęłam, słysząc trzask wejściowych drzwi. Wyleciałam z pokoju i wpadłam na Jasmin.
- Możemy już jechać - powiedziała z uśmiechem na twarzy.
- Okej - na czerwoną tunikę narzuciłam długi, czarny sweter, a później założyłam trampki. Zeszłyśmy na parking, gdzie w czarnym bmw-u czekał na nas Felix. Usiadłam z tyłu, a Jas zajęła miejsce obok kierowcy i ruszyliśmy. Godzinę później, dzięki szybkiej jeździe brata, znajdowaliśmy się pod więzieniem.
- Mai, poczekasz tutaj - poprosił chłopak, gdy wysiedliśmy z auta.
- Dlaczego? - spytałam pretensjonalnie.
- Bo to ja miałem go wyciągnąć - odparł - Po prostu poczekaj - wycedził przez zęby, widząc, że chcę z nim prowadzić wojnę argumentów. Zaskoczona jego ostrym tonem, tylko kiwnęłam głową. Oparłam tyłek o maskę samochodu, a para odeszła kierując się w stronę wielkiej, szarej bramy. Cały ten budynek był ogromny, ciemny i odrzucający. Nie tyle, że był obskurny. Nie, nie był. Po prostu sprawiał wrażenie, że gdy tylko wejdziesz do środka, to już nigdy nie wyjdziesz. Na samą myśl przeszły mnie dreszcze.
Słońce powoli chowało się za horyzontem, na niebie pojawiły się ciemny chmury, wiatr zebrał na sile, a najważniejszej trójki w moim życiu nie było widać. Powoli zaczynało padać. Wsiadłam do samochodu, gdzie samotnie przesiedziałam jeszcze godzinę. Dopiero wtedy ujrzałam ekipę. Wybiegłam z auta i przytuliłam mocno chłopaka. Shon miał rozbitą wargę, a z jego ramienia spływały trzy stróżki krwi..
- Co ci się stało? - zapytałam.
- Nic, zasłużyłem sobie - mruknął, po czym uśmiechnął się.
- A żebyś wiedział - wycedziła Jasmin, który wsiadła do samochodu. Ponownie wtuliłam się w chłopaka.
- Chodź, bo się przeziębisz - szepnął , po czym zajęliśmy tylne miejsca. Felix ruszył z piskiem opon.
Shon, po długich prośbach w końcu powiedział jak to się stało, że wylądował w więzieniu.
Brat zaparkował i wysiedliśmy z samochodu.
- Shon - Jasmin szturchnęła blondyna posyłając mu "to" spojrzenie.
- Nie wkurwiaj mnie - odparł tylko i spojrzał na mnie - Mai, mam coś do załatwienia, ale niedługo wrócę.
- Obiecujesz? - spytałam.
- Obiecuję - odparł, po chwili milczenia. Uśmiechnęłam się i pocałowałam go szybko.

Siedziałam z Felix'em i Jasmin w salonie, gdy odezwał się mój telefon.
- Tak? - odebrałam.
- Zejdź. Zabiorę cię gdzieś - usłyszałam w odpowiedzi.
- Dobrze - odparłam i rozłączyłam się.
- Mai...? - zagadnął brat, widząc mnie przy drzwiach.
- Wychodzę - powiedziałam z uśmiechem.
- Właśnie widzę. Uważaj na siebie - dodał i odwrócił się.
- Będę, będę - odpowiedziałam i wyszłam z mieszkania.
Na parkingu czekał Shon. Nonszalancko oparty o dodge charger'a, zawadiacko uśmiechał się.
- Gdzie jedziemy? - spytałam, po namiętnym pocałunku złożonym przez chłopaka.
- Do mnie - wypalił. Wsiedliśmy do samochodu. W związku z tym, że Shon uwielbiał szybką jazdę, już po godzinie znajdowaliśmy się na... Lotnisku.
- Co my tu robimy? - spytałam zaskoczona przyjazdem do tego miejsca.
- Musimy się przelecieć - powiedział - Mój dom znajduje się kawałek stąd. Chodź - złapał mnie za dłoń i delikatnie pociągnął za sobą.
 Wsiedliśmy do prywatnego samolotu. Chłopak podał mi piwo i usiadł na przeciw mnie.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że jesteś bogaty? - spytałam, nim zdążyłam to przemyśleć.
- Bo nie sądziłem, że byłoby to dla ciebie ważne - odparł.
- Nie jest - przyznałam mu rację, po czym upiłam łyk zimnego napoju. Siedząc na przeciwko chłopaka uznałam, że jestem niesamowitą szczęściarą, że go mam. On był idealny. No dobra... Może nie do końca, bo mógłby już odpuścić bycie gangsterem, no, ale... Kurcze, kocham go. Jest idealny. Uśmiechnęłam się, wpatrując się w stale twarde, czarne oczy Shon'a.


CDN....


Tak, tak kochane. Jest to koniec części pierwszej. Druga pojawi się prawdopodobnie dopiero po wakacjach. Mam nadzieję, że was nie zawiodłam.
Chciałabym również podziękować wam za komentarze, które mnie motywowały do pisania. Gdyby nie wy, opowiadanie nie zaszłoby tak daleko. 
Dziękuję wam również za wytrwałość w czytaniu.
Kontynuacja będzie na tym blogu, tj tej stronie :)
Pozdrawiam was :***

sobota, 6 lipca 2013

24. Rozdział dwudziesty-czwarty

Ahahah :D Dobry! :) Mam dzisiaj wenę :D To też jest nowy rozdział. Mam nadzieję, że się wam spodoba :) No dobra, nie będę przedłużać. Miłego czytania,mnie wyjątkowo miło/dobrze pisało się tą notkę *.*
Pozdrawiam :*

Rozdział dwudziesty-czwarty



Po powrocie do domu i rozpakowaniu niewielkich zakupów, położyłam się z słuchawkami w uszach na łóżku. Zaczęłam się zastanawiać nad misją Shon'a. Co jeśli powtórzy swe czyny? Niby tamta kobieta miała go doprowadzić do kogoś ważnego, ale... Zaczęłam się obawiać o  naszą przyszłość. Doskonale oboje wiedzieliśmy jak to się skończy, gdy po raz drugi dopuści się zdrady. Nie, nie mogłabym mu przebaczyć, nie po raz drugi. Zapomniałabym kiedyś. Może.
I tak słuchając swojej playlisty, myślami krążyłam wokół gangstera.

Oczami Shon'a


Jechałem samochodem z zawrotną prędkością. Dobrze wiedziałem, co robić w takich przypadkach. Że też przyjąłem to denne zadanie. Stać mnie na więcej. Morderstwo. I to w jak tandetny sposób. Upozorować wypadek. Kurde, a miło byłoby narobić... Szlag! Helikopter! Uśmiechnąłem się do siebie. Na tylnych siedzeniach leżał otumaniony mężczyzna. Niby bogaty, bez rodziny, bez przyjaciół. Dobrze, przynajmniej nikt nie będzie mi pierdolił później jak to jestem bez serca. Chociaż, racja, gówno mnie to interesuje. Ostro skręciłem w prawo, niemalże wpadając na ścianę. Zarysowałem auto, ale dzięki temu dwa wozy policyjne przeżył czołowe zderzenie z budynkiem. No dobra, nie przeżyli. Kocham to robić! Miała to być moja ostatnia misja, a potem na emeryturę miałem przejść, bo Mai... Nie chcę, by ponosiła odpowiedzialność za moje czyny. Ba! Nikt nie powinien odpowiadać za to, co robię. Przejechałem przez tory, kolejny uśmiech pojawił się na twarzy.
-Yeah! - wykrzyknąłem, w lusterkach widziałem jak dwa samochody wpadają pod pociąg. Tego jeszcze nie widziałem. Dość interesujący widok. Nie ma co. Włączyłem głośno muzykę, by jeszcze bardziej zwrócić na siebie uwagę psów. Byli tacy słabi, jakby dopiero co, byle jaką szkołę ukończyli. Każdy naiwny, miękki i niewyszkolony. Głupota wysyłać takich ludzi na służbę. I pomyśleć, że mają mnie złapać. Śmieszne. Żałosne.  Niepoważne.
Przywiozłem przyszłego trupa na urwisko. Założyłem rękawiczki. Przywiązałem kamień do mężczyzny i pchnąłem go do wody. Zanim wpadł, patrzył na mnie smutnymi, załzawionymi oczami.  Przygotowałem scenerię dla policji. Teraz wyglądało to, jakby popełnił samobójstwo. Wróciłem do samochodu i odjechałem. W drodze powrotnej do pracodawcy zatrzymałem się w klubie. Wypiłem tam dwa piwa i znowu ruszyłem w drogę. Godzinę później byłem na umówionym miejscu. Jego jeszcze nie było. Cisza, ciemność i chłód. Nagle zostałem otoczony ze wszystkich stron świata przez mundurowych. No, to kurwa są jakieś jaja! Chuj jebany mnie wystawił psom! A ja za niego czarną robotę odwalam. Cały sprzęt leżał w samochodzie. Wystarczające dowody, żeby mnie obciążyć.

Oczami Mai


Zadzwoniłam do Shon'a, ale nie odebrał. Wysłałam mu wiadomość, by napisał mi sms'a, gdy będzie mógł. Nie chciałam go kontrolować. O nie... Po prostu chciałam się upewnić, że żyje. Że nic mu nie jest. Robiło się już późno, wzięłam, więc długi prysznic, podczas którego śpiewałam najróżniejsze hity. Gdy wróciłam do pokoju, już w piżamie, nadal nie wyświetlała się żadna nowa wiadomość na telefonie. Popatrzyłam smutno na mały wyświetlacz i położyłam komórkę na szafeczce nocnej. Sama przykryłam się kołdrą w misie i wtuliłam w nią. 
Rano, po obudzeniu pierwsze co zrobiłam, to spojrzenie na wyświetlacz. Cholerka, nadal nic. W zasadzie nigdy ze sobą jakoś nie pisaliśmy, zawsze był przy mnie. Nie mogłam, więc stwierdzić, czy to jest w jego krwi, że nie odpisuje, albo też odzywa się po kilku dniach, czy też wręcz przeciwnie. Postanowiłam, nie panikować. Dawał sobie rady w przeróżnych sytuacjach, więc wierząc w jego umiejętności nie będę przerażona chodzić po suficie, ścianach, czy nie wiem jeszcze czym. Pozostawało mi wierzyć, że wróci cały i mieć nadzieję.  Po dwóch dniach nie wytrzymałam.
- Felix - wpadłam do salonu, niczym burza. Chłopak oderwał się od dziewczyny i spojrzał pytająco na mnie.
- Co? - spytał.
- Braciszku - uśmiechnęłam się - Bo mam prośbę - podeszła bliżej siadając obok chłopaka.
- Słucham - odparł.
- No bo, wiesz... Ja martwię się o Shon'a. Wiem, że za nim n ie przepadasz, ale może dałoby radę coś się dowiedzieć na jego temat. Nie odpowiada mi na sms'a, a powiedział, że będziemy w kontakcie. Boję się o niego - przyznałam. Brat objął mnie ramieniem i głośno westchnął.
- Kiedy do niego napisałaś? - zapytał. 
- Trzy dni temu. Myślałam, że może nie ma czasu, by odpisać, albo coś, ale teraz... Po tylu dniach.
- A może zapomniał? - rzucił Felix. 
- Nie zapomniałby - mruknęłam lekko obruszona. Chłopak milczał.
- Felix, proszę cię... - nadal milczał.
- Będziecie mięli okazję wyjaśnić sobie wszystko - powiedziała Jasmin. Chłopak spojrzał na nią złowieszczo.
- Taka prawda, kotku - pocałowała go w policzek i ruszyła do kuchni.
- Braciszku - mruknęłam, tuląc się do brata - Gdyby role były odwrócone, czego byś chciał? - spytałam. Tak, zaczęłam prowadzić grę psychologiczną. To może się udać.
- Mai. Nigdy bym do tego nie dopuścił, jasne? - skarcił mnie wzrokiem - Mimo to, spróbuję się czegoś dowiedzieć.
- Aiii! Bracie jesteś najlepszy! - wykrzyknęłam, dając mu buziaka w policzek.
- Wiem - odparł entuzjastycznie i poszedł do Jasmin. Włączyłam telewizor, akurat było ustawione na wiadomościach. Szczerze powiedziawszy nie chciałam tego słuchać, który polityk, co o kim powiedział. Wróciłam do pokoju. Odpaliłam komputer i włączyłam jakiś film. Miał na celu mnie odstresować. Powinnam być już teraz spokojna.
- Mai! - usłyszałam krzyk Jas. Wstałam od komputera i momentalnie znalazłam się w salonie.
- O co chodzi? - zapytałam spokojnie.
- Shon... - zająknęła się Landryna.
- Wiecie coś na jego temat? - dopytałam.
- Tak - odpowiedziała nie pełnie Jasmin.
- Jest w więzieniu - powiedział smętnie Felix. Wskazując ręką, w której trzymał pilot na ekran telewizora.

piątek, 5 lipca 2013

23. Rozdział dwudziesty-trzeci

Na początek : Przepraszam. Że tak długo nie pisałam. Najpierw problemy w relacjami, potem szkoła, a potem padła mi klawiatura. Normalnie pisać się nie dało. Masakra - reasumując.
Mam nadzieję, że rozdział się wam spodoba ;) Mam nadzieję, że jest również wystarczająco długi i ciekawy. Hm, no co by tu jeszcze, chyba byłoby tego na tyle. W każdym bądź razie zapraszam was do czytania. Pozdrawiam :**



Rozdział dwudziesty-trzeci


Obudziłam się przykryta puchową kołdrą. Shon siedział obok, wpatrując się w horyzont za oknem. 
- Dzień dobry - szepnęłam chłopakowi do ucha. Spojrzał na mnie i złożył delikatny pocałunek na ustach.
- Śpij, jest jeszcze wcześnie - odparł. Wyciągnęła rękę po telefon, który leżał na szafce. Dochodziła druga.
- Czemu nie śpisz? - spytałam siadając.
- Nie mogę - odparł krótko. Głośno westchnęłam.
- Chodź - poprosiłam, ciągnąc chłopaka do siebie, tak, by się położył obok mnie. Z lekkim z początku oporem, znalazł się u mego boku. Wtuliłam się w mężczyznę mojego życia.
- Kocham cię - szepnęłam, dając mu buziaka w policzek. Shon objął mnie ramieniem, mocniej do siebie przytulając.
- Śpij - mruknął z zamkniętymi już oczami. Drugą ręką gładził delikatnie moje włosy. Zamknęłam oczy. Pod ciężkimi powiekami zebrały się łzy.


Krople deszczu mocno uderzały w szybę. Było ciemno, mimo południowej godziny. To chmury zasłoniły słońce, skutecznie blokując promienie przed dostaniem się do naszego świata. Shon'a nie było w pokoju, pewno dalej kręcił się gdzieś po mieszkaniu. Usłyszałam hałas. Nie zwróciłam na niego większej uwagi, sądząc, że komuś wypadło jakieś naczynie z ręki. Zamknęłam oczy i przeciągnęłam się. Moje drzwi cicho zaskrzypiały. Uśmiechnęłam się i otworzyłam oczy, ale mina mi zrzędła, gdy zobaczyłam, kto przyszedł mnie odwiedzić. Młody mężczyzna, który wtedy celował do Shon'a. Stał cały w krwi z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Ty... Ty nie możesz żyć. Zabiłam cię! - wykrzyczałam przerażona. Mężczyzna zaśmiał się i wycelował broń w moją stronę. Usłyszałam huk.


- Mai, Mai - poczułam lekkie szarpanie ramieniem. Otworzyłam powolnie oczy - Miałaś zły sen - odparł.
- Troszkę - potwierdziłam, bardziej okrywając się kołdrą.
-Troszkę? Płakałaś, mamrotałaś coś niezrozumiałego przez sen, a do tego przywaliłaś mi w szczękę - mruknął, lekko obruszonym tonem.
- Oj, przepraszam kochanie - powiedziałam dając mu buziaka w policzek - Lepiej? - spytałam z uśmiechem. Chłopak podniósł wzrok do góry i westchnął.
- Co ci się śniło? - spytał.
- Jakieś głupoty - powiedziałam.
- Jakie? - dopytał.
- Mniejsza o to. Chcę się wyspać - bardziej poprosiłam, niż oświadczyłam.
- Mai! Chcę wiedzieć - warknął. Westchnęłam, po czym opowiedziałam chłopakowi sen.
- Zadowolony? - spytałam. Shon zmierzył mnie karcącym wzrokiem.
- Nie chcę tu dłużej mieszkać - oznajmił nagle.
- Co? Dlaczego? - spytałam, zrywając się do siadu.
- Po prostu nie chcę. Rano mnie tu już nie będzie - wypowiedział w pusty sposób.
- A-ale Shon...
- Nie ma ale. Śpij - dodał, całując mnie w czoło. Chwyciłam chłopaka za rękę. nie mogłam zasnąć, nie potrafiłam. Bałam się, że gdy obudzę się, jego już przy mnie nie będzie.

Zasnęłam! Nie wiem jak, nie wiem kiedy, ale zasnęłam! Co ze mnie za kretynka! Jaki on jest głupi! Nie było go! Egrh!
Zerwałam się z łóżka i przeszukałam całe mieszkanie, ale on musiał je opuścić.
- Gdzie jest Shon? - spytałam zakochańców, którzy właśnie spożywali śniadanie.
- Myśleliśmy, że jest u ciebie - odparła Landryna.
- Dupek - mruknęłam do siebie. Wróciłam do pokoju i zadzwoniłam do chłopaka. Kretyn będzie miał kilka nieodebranych połączeń i jedną wiadomość z pytaniem : 'o co chodzi?'
W oczach pojawiło się przerażenie. Bałam się o niego, w końcu nie wiem na co mógł wpaść.
Po nagraniu się mu na pocztę głosową, postanowiłam coś zrobić. Włączyłam głośno radio i zaczęłam sprzątać. Telefon oczywiście był w mojej kieszeni, na wypadek gdyby Shon zdzwonił. Zdążyłam wysprzątać cały swój pokój, a usłyszałam dobrze mi znana solówkę na gitarze.
- Słucham? - odebrałam telefon.
- Cześć. Dzwoniłaś - odparł, nijakim tonem.
- Tak. Gdzie ty jesteś? - zapytałam, na początek.
- W Europie - odpowiedział.
- Słucham?! Co ty tam robisz? - spytałam dość przestraszonym głosem.
- Mam misję - przyznał niechętnie.
- Shon...Uważaj na siebie. Wrócisz, prawda?
- Tak. Nie martw się.
- Jeszcze jedno...
- Co?
- Dlaczego mi nie powiedziałeś o tym?
- Ponieważ, wiem, że wyszła by z tego jakaś kłótnia. A jakoś nie miałem ochoty na wymianę argumentów - powiedział. Czułam, jak przybiera tą swoją ostrą postawę.
- Ach... A więc to tak. Gdyby coś, pisz. Kocham cię - pożegnałam się z chłopakiem.
- Ciebie też - odparł i odłożył słuchawkę.
Byłam zła. Wściekła. Powinien mi mówić o takich rzeczach, a nie wprowadzać jakieś zamęty. Co on do cholery chce osiągnąć?
- Jasmin! - zawołałam przyjaciółkę z pokoju. Blondynka po chwili stała w drzwiach.
- Co? - spytała ciekawskim tonem.
- Idziemy na zakupy? - zaproponowałam.
- Tak - odparła entuzjastycznie.
- Za jakieś dziesięć minut będę gotowa - powiedziałam i zaczęłam przeglądać swoją szafę. Przebrałam się w czerwony t-shirt i czarne krótkie spodenki. Poprawiłam włosy i nałożyłam na usta błyszczyk. Chwilę pokrzątałam się po pokoju i zabrałam ze sobą czarną małą torebkę, do której wrzuciłam portfel, telefon z słuchawkami i klucze. Gdy założyłam czarne adidasy byłam gotowa.
- Idziemy? - spytałam Landrynę.
- Tak - odpowiedziała. Dziewczyna była ubrana w różowy top, miniówkę i szpilki.
- Lalusia - zaśmiałam się i wyszłyśmy z mieszkania.
Droga do centrum zajęła nam pół godziny samochodem.
- A co z Shon'em? - spytała, gdy wyszłyśmy z kolejnego sklepu.
- Jest w Europie. Na misji - dodałam. Dziewczyna nie dopytywała, widząc niezadowolenie z mojej strony.
- Patrz! Jaka urocza sukienka! - wskazała palcem na kremową kieckę z koronką.
- Ładna - zgodziłam się, kierując jej rękę ku ziemi.
- Będzie moja - powiedziała, po czym zaśmiała się złowieszczo.