sobota, 30 marca 2013

11. Ona


Hej ;)
Wesołych świąt, czy coś XD
W każdym razie jest next, ale dzisiaj krótko... Niestety, mam co nieco do zrobienia... A nie chcę też wszystkiego dawać do jednego rozdziału. W każdym razie zapraszam ^^


OCZAMI SHON'A


Skierowałem się na wyznaczoną ulicę. Felix został z Mai, mogłem więc być spokojny. Lepiej, by to zostało tylko między mną i nią. Raz po raz zaciągając się papierosem szybkim krokiem szedłem do ustalonego miejsca. Ona już tam czekała. Jak zwykle była zadbana. Włosy wyjątkowo miała związane w wysoki kucyk. Spojrzała się w moją stronę, a na jej twarzy zagościł niewinny uśmiech. Wiedziałem o co chodzi. Ten uśmiech zdradzał wszystko.

OCZAMI MAI

Stałam tak wtulona w brata.
- To co? Może idziemy na lody? - zaproponował niespodziewanie brat.
- Jasne - odpowiedziałam z entuzjazmem i ruszyliśmy do najbliższej budki. Po zamówieniu lodów czekoladowych usiedliśmy pod parasolem.
- Mai, przykro mi, że to wszystko się potoczyło...
- Ej, ej... Rozumiem. Wszystko rozumiem - przerwałam Felix'owi jego tłumaczenia. Widziałam, że nie szło mu z tym łatwo.
- Pojutrze cię wypuszczą ze szpitala. Jeśli chcesz to póki czegoś nie znajdziecie w Miami możesz zamieszkać u mnie - powiedział.
- Jasne, czemu nie. Ale jest jeden warunek.
- Jaki? - zapytał podejrzliwie.
- Żadnych kłamstw, tajemnic, czegokolwiek za moimi plecami - zażądałam.
- Zgoda - uścisnęliśmy sobie dłonie. W milczeniu dokończyliśmy lody. Nadchodził wieczór.
- Wracajmy już - zaproponował brat. Spojrzałam na niego nieźle zdezorientowana.
- A-ale co? - za jąkałam się.
- No do szpitala. Robi się już późno - powiedział. Niechętnie wstałam i ruszyłam przed siebie w kierunku szpitala.
- Mai, to w drugą stronę - zaśmiał się brat. Przynajmniej myślałam, że dobrze idę. Uśmiechnęłam się i poszłam z bratem już we właściwym kierunku.
- Oj, ty się kiedyś we własnym mieszkaniu zgubisz - zażartował brunet.
- Ha... Ha.... To może mi mapę narysujesz? Albo GPS zakupisz? - mruknęłam. Wróciliśmy do szpitala. Mała sala, która była mi przydzielona zaczynała mnie już męczyć. Otworzyłam okno i niespodziewanie zaczęła padać. Chłodne, świeże powietrze orzeźwiło małe pomieszczenie.
- Nie przeziębisz się? - zapytał brunet. Jego opiekuńczość, była czasem nie do zniesienia.
- Nie - powiedziałam, po czym pokazałam mu język, a kolejno nałożyłam na siebie długi czarny, luźny sweter.
- Dostałem sms'a od Shon'a - odezwał się nagle Felix. Zabrzmiało podejrzanie.
- Znaczy się? - spytałam.
- Znaczy się, że nie wróci dzisiaj do szpitala. Ma coś do załatwienia - odparł najspokojniej na świecie.
- Aha... Od kiedy się tak kumplujecie? - zapytałam.
- Staramy się dogadać ze sobą - mruknął. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Super! - wykrzyknęłam szczęśliwa.

czwartek, 28 marca 2013

10, Bunt

Hah! Udało się dzisiaj go szybciutko napisać ;) Mam nadzieję, że się Wam spodoba ;) Zachęcam również do pisania komentarzy, chciałabym wiedzieć co zmienić, czy Wam się podoba, itd...
Miłego ;)

Rozdział dziesiąty

BUNT


Siedzieliśmy w milczeniu, wtuleni w siebie, pogrążeni we własnych myślach.
- Mai, co masz zamiar zrobić? - zapytał, nagle przerywając ciszę.
- A co ma być? - odparłam, nie wiele rozumiejąc.
- No co ze szkołą? Chcesz tam mieszkać? Jaki masz plan? - spytał. Spojrzałam w przenikliwe oczy blondyna. Uśmiechnęłam się.
- Nie myślałam nad tym. Muszę iść do szkoły, to pewne. Natomiast nie mam pojęcia, gdzie będę mieszkać. Nie chcę wracać do Nowego Jorku, ani tym bardziej zostawać w tej zapadłej dziurze - wyznałam.
- Może Miami? Zawsze jest tam ciepło - zaproponował.
- Czemu nie - powiedziałam bez entuzjazmu.
- Coś nie tak? - Delikatnie przyłożył swą chłodną dłoń, do mego rozgrzanego policzka.
- Jest okej - mruknęłam, po czym zakręciło mi się lekko w głowie.
- Na pewno? - dopytał uważnie mnie obserwując.
- Tak - powiedziałam ze słabym uśmiechem. Wiedziałam, że nie wyglądało to zbyt realnie, ale miałam nadzieję, że to przejdzie.
- W porządku - odezwał się po chwili. Jednak przeszło. Uśmiechnęłam się i pocałowałam chłopaka.
- Hm, a może zamieszkamy razem? - rzucił, niby to od niechcenia.
- Co? - Myślałam, że się przesłyszałam. Czy on chciał ze mną dzielić mieszkanie?
- No, dobrze słyszałaś - zaśmiał się.
- O - okej - odparłam. Blondyn zaczął namiętnie mnie całować. Niestety, po raz kolejny w tym szpitalu, ktoś przerywa nasze pieszczoty. Westchnęłam i spojrzałam w stronę drzwi. Stali w nich moi rodzice.
- Coś ty dziecko narobiła?! - wydarł się ojciec. Nic nie odpowiedziałam. On i tak by nie zrozumiał, nie chciałam, by rodzice wiedzieli co się dzieje w moim życiu.
- Nie chcę was tu widzieć - powiedziałam cicho - Wyjdźcie - dodałam głośniej. W oczach matki zagościły łzy. Nie chciałam ich. Nie teraz, gdy zaczęło mi się układać. Oni znowu, by coś wymyślili, coś do czego nie miałabym zamiaru się dostosowywać.
- Gówniaro!... - zaczął ojciec, ale Shon mu przerwał.
- Mai, powiedziała wyraźnie, że nie chce państwa widzieć - warknął blondyn, a z jego oczu biły chłód i złość. Po policzkach matki spłynęło kilka łez, po czym wyszła z sali.
- Widzisz co narobiłaś?! To wszystko twoja wina! Żałuję, że się urodziłaś! - wykrzyczał ojciec, patrząc mi prosto w oczy. Jego słowa troszkę zabolały. Wiedziałam, że nigdy mnie nie chciał, zawsze był tylko Felix.
- To było się pchać z matką do łóżka! Nie masz córki! - wykrzyczałam i rzucił w niego poduszką. Tylko to miałam pod ręką. Ojciec nabluźnił na mnie, po czym wyszedł.
- Przepraszam, że byłeś tego świadkiem - skierowałam swe słowa do blondyna.
- W porządku? - zapytał i mnie objął.
- Tak - wymusiłam uśmiech - Zawsze tak było, a ostatnimi czasy zdałam sobie sprawę, że nie chcę takiej rodziny - powiedziałam smutno.
- Rozumiem. Zaraz wrócę - pocałował mnie w czoło i wyszedł z sali. Łzy spłynęły po moich bladoróżowych policzkach. Było mi przykro z tego powodu. Żaden normalny rodzic, nie mówi swojemu dziecku, że wolałby, żeby go nie było. To boli, mimo wszystko. Nienawidziłam tego człowieka. Byłam z siebie zadowolona, że postawiłam sprawę jasno. Zostało tylko jedno "ale"... Nie miałam już rodziny. Od teraz musiałam radzić sobie sama. I tak też postanowiłam. Mam Shon'a, pocieszałam się tym w myśli.
Chłopak  wrócił z uśmiechem na twarzy. Nigdy go nie widziałam w takim stanie.
- Aż się boję spytać - uśmiechnęłam się, a chłopak parsknął śmiechem.
- Ubieraj się - powiedział i rzucił na łóżko czarne szorty i białą bokserkę. Bez słowa wzięłam ubrania i poszłam do łazienki, po chwili stałam przed nim ubrana.
- Co teraz? - zapytałam.
- Idziemy na spacer - odpowiedział i złapał mnie za rękę, po czym wyciągnął ze szpitala.
- Dokąd? - dopytywałam cały czas, ale chłopak zbywał mnie mówiąc, że to tajemnica. W końcu odpuściłam. Shon zabrał mnie do parku, słońce grzało nasze ciała, a wiatr lekko rozwiewał włosy. Pogoda była fantastyczna. Usiedliśmy na ławce, zamknęłam na chwilę oczy i wystawiłam twarz na słońce. Nagle coś zasłoniło mi źródło przyjemnego ciepła. Mruknęłam i z niechęcią otworzyłam oczy. Nade mną stał nie kto inny jak brunet.
- Co ty tu robisz? - spytałam.
- Dowiedziałem się o kłótni i domyślam się, że chciałabyś pogadać ze mną - odparł spokojnie i wyciągnął do mnie rękę. Spojrzałam na Shon'a, kiwnął głową.
- Niespodzianka - szepnął mi na ucho - Tylko nie zabieraj mi jej na długo - uśmiechnął się do Felix'a.
- Spoko - powiedział. Pociągnął mnie w stronę parku.
- Mam nadzieję, że nie jesteś już na mnie zły - mruknęłam.
- Możemy uznać, ze już mi przeszło.  Co masz zamiar zrobić? - spytał.
- Wyprowadzić się do Miami, może - powiedziałam. Spojrzałam na ludzi w parku. Niektórzy siedzieli na ławkach ciesząc się słońcem, inni schowani w cieniu zielonej korony drzewa. Wyglądali na szczęśliwych. W takich sytuacjach, po nieudanej próbie człowiek przeżywa wielkie rozjaśnienie niektórych spraw. Myśl, że można była stracić, coś tak cennego jak życie, jest okropna. Łzy zawitały w moich oczach.
- Co jest? - zapytał brunet.
- Właśnie zdałam sobie sprawę, jak głupia byłam - powiedziałam spoglądając na zabandażowaną rękę.
- Czyli, już nigdy tego nie zrobisz, prawda?
- Prawda - uśmiechnęłam się i przytuliłam do brata.


OCZAMI SHON'A



Odpaliłem papierosa i głęboko zaciągając się dymem spojrzałem w niebo. Moje przemyślenia zostały przerwane sygnałem połączenia.  Zabluźniłem pod nosem i odebrałem.
- Czego?! - warknąłem do słuchawki.
- Jak to czego? Idź na Dregenstron Street, tam się spotkamy. Na rogu - usłyszałem w odpowiedzi.
- Dobra, czekaj tam na mnie - mruknąłem.



poniedziałek, 25 marca 2013

9. Historyjka gangsterskiej miłości

Tak jak obiecałam, nowy post na początku tygodnia :D Kolejny może pojawi się w środę, albo pewniej w czwartek, czy też piątek. Zależnie jak uda mi się zagospodarować czasem...
Zapraszam do 'lekturki' miłegop czytania ;)

Rozdział dziewiąty
Historyjka gangsterskiej miłości

Położyłam się zaciągając za sobą Shon'a i wtuliłam się w niego. Chłopak delikatnie gładził moje włosy, a ja usypiałam. Dzięki niemu czułam się potrzebna, że komuś może jednak na mnie zależy. Miałam wrażenie, że tylko jemu mogę ufać. Tylko jemu potrafię...
Shon zaczął nucić nieznaną mi melodię, była piękna. Zamknęłam na dłużej oczy i już prawię usnęłam, gdy usłyszałam jego aksamitny głos.
- Mai?
- Hm? - mruknęłam, otwierając oczy.
- Zostaniesz moją dziewczyną? - zapytał nagle - Wiesz, tak formalnie, bez ukrywania się - dodał. Zaśmiałam się cichutko.
- Oczywiście, że tak - powiedziałam i złapałam go nieśmiało za rękę.
- To dobrze. W takim razie masz zakaz dotykania noży - mruknął pod nosem.
- Przepraszam - powiedziałam cicho, nie patrząc mu w oczy - Ja... Po prostu się bałam, że ty... Że ciebie już nie zobaczę - wymamrotałam.
- Głupolu, zawsze dotrzymuje słowa - odparł spokojnie. Odkąd go poznałam zastanawiało mnie jak on to robił, że nie zdradzał żadnych swych uczuć. Imponowało mi to w jakiś sposób. Był ideałem.
- Pokochałam gangstera... Kto by pomyślał - uśmiechnęłam się.
- A to źle? - spytał niespodziewanie.
- To fastastycznie - powiedziałam, delikatnie go całując. Chłopak przejął inicjatywę i swymi pocałunkami zszedł mi na szyję. To niesamowite jaką on miał wprawę.
- Co tu się dzieję!? - męski głos rozległ się w sali. Shon usiadł za mną i objął. Spojrzałam na drzwi, stał w nich Felix.
- Miałeś się nie wpieprzać. Zawarliśmy układ - warknął Shon.
- No, ale to moja siostra! W szpitalu... Wy...Co wy w ogóle myśleliście, że możecie się tak bzykać?!
- Bracie - powiedziałam delikatnie - Uspokój się, proszę.
- Dotrzymam słowa. Mój informator przekazał mi już co nie co - po chwili odezwał się Shon.
- A może mi przekażesz? - zapytał Felix, bo dłuższym milczeniu.
- Nie. Sam się tym zajmę- mruknął blondyn. Brat westchnął i usiadł na krześle obok.
- Kiedy mnie wypuszczą? - spytałam, by przerwać ciągnącą się cisze.
- Za kilka dni - warknął brunet. Wyswobodziłam się z ramion Shon"a i przytuliłam do brata.
- Nadal jestem zły, za to wszystko - mruknął.
- A ja nadal cię kocham, braciszku - ucałowałam go w policzek i wróciłam do chłopaka.
- Mai jest moją dziewczyną - Shon ponownie mnie objął. Felix zmierzył nas wzrokiem.
- To nie na moje nerwy - mruknął - Mai, uważaj na siebie - powiedział i wyszedł z sali. Jejku, to brzmiało, jakby już nie chciał w ogóle mieć ze mną czegoś wspólnego.
- Wróci - powiedział nagle blondyn, przerywając moje rozmyślania.
- Shon... O co chodzi z tym układem? - spytałam, gdy ciekawość nie dawała mi spokoju. Blondyn westchnął.
- Nie chcesz o tym słuchać. Stare dzieje - odparł, całując mnie w szyję.
- Chcę... Proszę - zrobiłam słodkie oczy, którym rodzina nie mogła nigdy odmówić.
- Nie działa, skarbie - zaśmiał się Shon.
- No proooszę - jęknęłam. Chłopak chwilę milczał.
- Żebyś potem nie miała do mnie pretensji - mruknął.
- Zgoda - odpowiedziałam z zapałem i uśmiechnęłam się.
- Kilka lat temu twój brat miał dziewczynę, Vicki. Kwitł między nimi wielki romans, bardzo się kochali, bla bla bla i cała ta przesłodka otoczka, aż chce się rzygać tęczą. W każdym razie, jako gangster, Felix miał wielu wrogów. Akurat tak się złożyło, że była to silna mafia i musieliśmy połączyć siły, żeby ich pokonać. Nie było tak łatwo, bo każda z elit, była temu przeciwna, ale uznaliśmy, że ten jeden raz. Gregor Vernano był przywódcą, porwał rodziny, kobiety, przyjaciół, wszystkich, którzy cokolwiek dla nas znaczyli. Nawet zabrali psa jednego z początkujących łepków. Chcięli byśmy cierpieli. Najczulszym punktem Felix'a była wówczas Victoria. Piękna, młoda, zdolna i inteligentna, zakochana w twoim bracie na tyle mocno, że oddałaby za niego życie. Gdy razem z nim dotarliśmy do Gregorego... On ją trzymał, była cała poobijana, we krwi. Skurwiel ją katował, bo nie chciała wydać Felix'a. Nie mogliśmy nic zbytnio zrobić. Vernano podciął jej gardło i pilnował jej, puki sie nie wykrwawiła. My, no cóż... Żeby ją uratować musięliśmy być przy życiu i w między czasie walczyliśmy z jego chołotą. Twój brat bardzo to przeżył, wtedy zaczął ćpać i pić. Właśnie z tego powodu... - skończył, a ja milczałam jak zaklęta, wtulając się w jego tors.
- To... To bardzo smutne - wymamrotałam kilka minut później. Jednak Felix wiedział jak się czuję, teraz już rozumiałam jego postępowanie. Po prostu się bał.
- Mai, on właśnie dlatego nie chciał, żebyśmy byli razem. Nie chciał stracić swojej siostry i na nowo przeżywać to samo. Poniekąd dlatego mnie tak nienawidzi, ale kiedyś będzie dobrze - powiedział.

- A co z tym układem? - dopytałam, niewiele rozumiejąc co ma się ta historyjka do tego.
- Otóż, myśleliśmy, że ten drań był martwy. Myliliśmy się. Okazało się, że żyję i zbiera na nowo ludzi do swoich szeregów. Obiecałem mu, że się go pozbędę w zamian, za to, że on nie będzie się między nas wciskał - dojaśnił.
- Aha... Schon, ja cię proszę... Nie. Ja cię błagam, ty bądź ostrożny. Nie chcę cię stracić - powiedziałam, jeszcze bardziej się w niego wtulając.

piątek, 22 marca 2013

8, Wyschnięte łzy

Witajcie ;) Tak więc po miłym komentarzu Ayidia <nie odmieniam, bo nie chcę z błędem napisać XD> postanowiłam, że postaram się częściej pisać "Oczami Shon'a" no w miarę możliwości :D
No cóż, tak wcześnie nowy post, bo nie wiem, kiedy będę mogła dać następny... Zapewne każdy z was wie o co chodzi. Postaram się dodać w na początku tygodnia ;) 


Rozdział 8 : Wyschnięte łzy


Oczami Shon"a

Patrzyłem na powoli podnoszącą się i opadającą klatkę piersiową dziewczyny. Były taka spokojna. Skierowałem wzrok na jej twarz, malował się tylko odpoczynek. Musiała trochę przecierpieć, bo zdawała się tego potrzebować. Wyglądała jak porcelanowa lalka. I pomyśleć, że to wszystko głównie dlatego, że ten dupek ogranicza małą. Krew człowieka zalewa.
Do sali wszedł lekarz w towarzystwie pielęgniarki. Kobieta zaczęła coś sprawdzać na aparaturze.
- Godziny odwiedzin się już skończyły - powiedział lekarz, kładąc swą sporą dłoń na mym ramieniu.
- O której mogę jutro przyjść? - zapytałem i  wstałem.
- Od godziny dziesiątej - uśmiechnął się serdecznie. Skinąłem głową, po czym pocałowałem Mai w policzek i wyszedłem z sali. Szybko opuściłem szpital i stanąłem jak wryty. O mój samochód opierał się Felix. Pokręciłem głową z dezaprobatą, a następnie podszedłem do bruneta.
- Trzymaj się od niej z daleka - warknął, podnosząc wzrok na mnie.
- Stary, zapomnij o przeszłości. On już nie żyje - odparłem.
- Mylisz się - podniósł głos. Uważnie mu się przyjrzałem. On nie kłamał. A na pewno nie teraz.
- Skąd wiesz? - zapytałem, nabierając drobnych podejrzliwości.
- Widziałem go - zaklął pod nosem - To on wtedy naprowadził psy - dodał po chwili.
- Kurwa... Zajmę się tym - mruknąłem. Felix spojrzał na mnie zdziwiony.
- Gdzie kruczek? - spytał, cały czas badając mnie wzrokiem.
- Wykończę go, ale ty nie wpierdolisz się między mnie a Mai - powiedziałem przybierając chłodny ton. Brunet chwilę milczał.

*** *** *** *** *** *** *** ***


Siedziałem w jej sali. Jeszcze się nie obudziła. To już trzeci dzień, a ona dalej była nie przytomna, lekarze mówili, że to normalne, ale jakoś ciężko było mi w to uwierzyć. Złapałem jej delikatną dłoń i schowałem w swoje ręce. Zastanawiałem się nad słowami Felix'a.  Dobrze, że go teraz nie ma tutaj. Nie miałem ochoty na robienie mu na złość, nie teraz. Spojrzałem na nią. Jej oczy były zamknięte, ale wydawało mi się jakby przed chwilą coś mruknęła. Spod jej na wpół przymkniętej ciężkiej powieki spłynęła pojedyncza łza. Starłem ją wierzchem dłoni, a ta powoli otworzyła całkowicie oczy. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się słabo.
- Ty dupku - wymamrotała i pozwoliła łzom swobodnie spływać po jej blado różowych policzkach. Usiadłem obok niej i ją objąłem. Dziewczyna wtuliła się w tors i zamoczyła łzami mi koszulkę.
- Głupia, coś ty zrobiła? - mruknąłem, ledwie słyszalnie. Odsunąłem ją od siebie i spojrzałem w zapuchnięte oczy.
- Shon - zaczęła nieśmiało - Nie zostawiaj mnie - poprosiła i przyległa do mnie swym ciałem. Zaśmiałem się cicho. Zależało jej na mnie, czułem się usatysfakcjonowany. W końcu, zawsze dostaję to czego chcę.
- Muszę. Zaraz przyjdzie pielęgniara i mnie wyrzuci - odpowiedziałem spokojnie, nie zdradzając żadnych uczuć.
- To... Poczekaj na nią - zaproponowała.
- Dobrze - odparłem - Dlaczego to zrobiłaś? - zapytałem po chwili. Dziewczyna posmutniała, jakbym właśnie jej powiedział coś bardzo przykrego.
- O wilku mowa - odezwała się po momencie milczenia. W drzwiach stała pielęgniarka.
- Proszę pana, przecież doskonale pan wie, że ona powinna odpoczywać. Proszę jej odpuścić - uśmiechnęła się łaskawie do Mai.
- Nigdy nie odpuszczam - warknąłem na kobietę i po rzuconym część opuściłem szpital.
Przed budynkiem, czekał już na mnie mój informator.


Oczami Mai


- Nie orientuje się może pani, czy był tu ktoś jeszcze? - zapytałam, powoli siadając na niewygodnym łóżku.
- Twój brat - odpowiedziała i chwilę postała przy jakimś aparacie, po czym wyszła z sali. Ciężko opadłam na poduszkę i rozmyślałam nad tym wszystkim, co wydarzyło się do tej pory. Nawet nie wiem, kiedy dokładnie zasnęłam.
Brat stał w oddali z bonią skierowaną w Shon'a, a blondyn twardo patrzył w smutne oczy Felix'a. Obaj byli wypełnieni negatywnymi emocjami, darzyli się niezwykłą nienawiścią. Panował półmrok, uliczne latarnie, starały się oświetlić jak najlepiej chodnik. Przeszłam przez dużą bramę i skierowałam się w stronę chłopców. Biegłam jak najszybciej potrafiłam. Krzyczałam, by tego nie robili, by zakopali topór wojenny, ale oni mnie ignorowali. Brat strzelił. Ja zalałam się łzami. A blondyn padł na ziemię. Zaczęło padać. Felix podszedł do niego, po czym spojrzał na grób. Dopiero teraz zauważyłam, że znajdowaliśmy się na cmentarzu. Usiadł obok ciała Shon"a, odłożył broń na pomnik i schował twarz w swych dłoniach. Wyczytałam nazwisko z nagrobka. To byłam ja. To był mój grób. To była moja wina.
Obudziłam się przestraszona koszmarem. Shon siedział obok. Uśmiechnęłam się na jego widok. To z jego strony było bardzo miłe, że tu był, że pamiętał.
- Dzień dobry - usiadłam, a chłopak skierował swój wzrok w moją stronę.
- Mai, musimy pogadać - powiedział, znowu nie ujawniając żadnych uczuć, czy emocji. Czasami zachowywał się jak jakaś maszyna do zabijania.
- Tak, więc... Słucham - powiedziałam spokojnie.
- Dlaczego to zrobiłaś? Chciałaś się zabić? - zapytał, zachowując kamienną twarz.
- Bo... Ja... - zamilkłam na chwilę. No właśnie, co ja mam mu powiedzieć.
- Mai - mruknął, czekając na odpowiedź.
- To nie ma znaczenia, tak jakoś wyszło - powiedziałam wpatrując się w drzwi.
- Ma znaczenie! Nie kłam, nie wymyślaj, powiedz jak było - zażądał. Był zdenerwowany, nawet bardzo.
- Ponieważ... Uznałam, że moje życie bez ciebie jest bez sensu. J-ja... Ja cię kocham! - wykrzyczałam i rozpłakałam się jak bóbr. Chłopak przyjrzał mi się uważnie. Siedział i milczał. Podsunęłam kolana pod brodę i ukryłam swą twarz. Po chwili objęły mnie silne ramiona.
- Nie płacz - szepnął i zaczął delikatnie się kołysać. Wytarłam rękawem od piżamy łzy i spojrzałam na chłopaka.
- Shon, zostaniesz? - zapytałam z wyraźnie słyszalną obawą w głosie.
- Jestem przy tobie i będę - powiedział, po czym mnie pocałował.




czwartek, 21 marca 2013

7, Powrót

Kochani... Przepraszam, przepraszam i jeszcze raz bardzo przepraszam za nieobecność na blogu. Nie zapomniałam o nim, ale brakowało ostatnio mi czasu, trzeba było ogarnąć niektóre sprawy, ale jest next ;)
Postaram się już pisać w miarę systematycznie.
Mam nadzieję, że się spodoba ;*



POWRÓT


Stałam przed lustrem. Włosy opadały mi na ramiona, na których była czarna skórzana kurta, a pod nią biała bokserka. Na nogi nałożyłam wcześniej długie dżinsy i trampki. Patrzyłam na swoje odbicie i nie poznawałam tamtej dziewczyny. Wyglądała jak ja, ale to nie byłam ja.
- Gotowa? - zapytał brunet, krocząc w moją stronę. Popatrzyłam na niego. Cały czas byłam zła, przecież potrafiłam o siebie zadbać, a on... On po prostu chciał się mnie pozbyć.
- Och, oczywiście - warknęłam, zabierając plecak z ćwiekami z łóżka i wyszłam na parking. Rodzice siedzieli w swoim srebrnym bmw-u. Tak bardzo nie chciałam wyjeżdżać...
- Mai! - krzyknął Felix i szarpnął mnie delikatnie, odwracając w swoją stronę.
- Co? - zapytałam cicho.
- Przykro mi, że to tak się kończy, ale tak będzie dla ciebie lepiej - przytulił mnie.
- Przykro? Że niby lepiej dla mnie? Pffft, daruj sobie - powiedziałam bez uczuć. Odwróciłam się.
- Uwierz mi. Przepraszam, ale nie widzę innego wyjścia - odparł.
- Ty nie, ale ja tak! - wykrzyczałam i wsiadłam do samochodu rodziców. Nie chcąc z nimi rozmawiać założyłam słuchawki i włączyłam muzykę. Zdążyliśmy wyjechać z miasta, gdy zasnęłam.

- Mai... Mai - usłyszałam łagodny głos matki. Niechętnie otworzyłam oczy.
- To tutaj - odezwał się ojciec.
- Masz kartę - mama podała mi plakietkę - co miesiąc przelejemy ci pieniądze, rachunki będziemy sami płacić za ciebie - powiedziała spokojnie brunetka.
- Weszlibyśmy z tobą, ale...
- Po prostu daj mi klucze i moje walizki - mruknęłam, przerywając mu zapewne wcześniej naszykowany monolog o tym jak bardzo mnie kochają i bla bla bla. Ojciec spełnił moją prośbę i wyjął z bagażnika dużą szarą torbę i średnią czerwoną walizkę.
- Mai, kochamy cię. Pamiętaj o tym - uśmiechnęła się matka. Jedyne co teraz do niej czułam, to złość.
Wzruszyłam ramionami i wysiadłam z samochodu. Rodzice odjechali po zwykłym : trzymaj się.
Stanęłam na wprost szarego, pobazgranego jakimś graffiti blokiem. Rozejrzałam się, okolica dość obskurna, ale może da się tu jakoś przeżyć. W końcu, jestem po jakiejś wojnie gangów więc...
Spojrzałam na kluczyki z karteczką. Napisane było mieszkanie trzynaste, piętro czwarte. No, bo powiedzieć to już nie łaska. Westchnęłam cicho i zarzuciłam torbę na lewe ramię, a na prawe plecak. Do ręki chwyciłam walizkę i ruszyłam w stronę mieszkania. Sapnęłam, może jednak byłoby lepiej przyjąć propozycje ojca.
Skarciłam się w myślach, za to zdanie i otworzyłam mieszkanie. Wpakowałam bagaż do krótkiego holu. Ściany w kolorze bordo, na jednaj z nich mała lampka, natomiast po drugiej stronie, szafa schowana w ścianę, w której powiesiłam od razu kurtkę. Weszłam do kuchni. Okno na wprost wejścia. Było to skromnie urządzone pomieszczenie. Białe szafki z czerwonym blatem całkiem nieźle komponowały się z bladą, pomarańczową ścianą. Rozejrzałam się za sprzętem kuchennym i jedzeniem, tak w razie czego. Wszystko, co było mi potrzebne do dalszej egzystencji z tego pomieszczenia było. Rodzice, bądź brat musieli tutaj urządzić z leksza mieszkanie. To dobrze, bo mnie to ominie.
Ruszyłam do salonu, który był najbliżej. Ściany pokryte drobnymi kamykami, na podłodze rozłożony był czarny dywan, tuż pod nogami czerwonej skórzanej sofy. Na wprost niej stał telewizor, obok wieża i szafka z książkami. W rogu pokoju stał barek. Zajrzałam na niego z nadzieją, że znajdę tam likier, najlepiej adwokat, ale niestety, tu się zawiodłam. Cóż za niespodzianka...
Łazienkę ominęłam i skierowałam się do swojego pokoju, albo może raczej sypialni. Czarne ściany, to najbardziej mi się spodobało w mojej oazie spokoju. W rogu stała gitara. Po środku duże łóżko z fioletową, ciemną pościelą. Na wprost drzwi stało biurko, tuż pod oknem.
Powypakowywałam swoje rzeczy i udałam się do salonu. Włączyłam wiadomości z nadzieją, że usłyszę cokolwiek na temat tamtego dnia, ale nie było ani jednej informacji. Czułam się, jakbym miała ze wszystkim skończyć, ze swoim życiem też. Wstałam z wygodnej sofy i ruszyłam do kuchni.
Mój nowy dom miał swoją duszę, z jednej strony ciemne, ale w jakimś stopniu delikatne. Świetny efekt. Włączyłam radio i wstawiłam wodę na herbatę. Wyjęłam chleb, gdy usłyszałam ciche burczenie dochodzące z brzucha. Z głośników starego sprzętu poleciała piosenka, przy której Shon przyłapał mnie na wygibasach. Mocniej ścisnęłam nóż w dłoni, a łzy powoli zaczęły spływać z oczu. Zaczęłam kroić chleb, przez krople cierpienia, które rozmazywały mi obraz, nie chcący rozcięłam sobie palec. Otarłam dłonią mokre policzki i spojrzałam na rankę. Złość powoli ze mnie uchodziła. Niewiele myśląc, zrobiłam kilka sznytów po wewnętrznej stronie lewej ręki, nawet nie uważałam na żyły. Życie było mi obojętne. Nie chciałam go, jeśli miało w nim brakować blondyna. Spojrzałam na swoje "dzieło", jak krew powoli spływa z mojej ręki brudząc podłogę. Cała się trzęsłam. Sięgnęłam zdrową ręką po jakieś tabletki. Wzięłam ich całą garść i popiłam napojem. Osunęłam się po szafce i zaczęłam wyć. Zaczęło brakować mi sił, jakiejkolwiek wiary, czy nadziei. Oczy naszły mi czernią, a ostatnim co zobaczyłam w swej wyobraźni, był Shon. Przed totalnym odpłynięciem, pamiętam tylko gwizdek zagotowanej wody i trzask.




OCZAMI SHON"A

Co za cham! Jebany dupek! Zabiłbym skurwiela najchętniej!
Byłem wściekły, wkurwiony, miałem ochotę zrobić coś, czego mógłbym kiedyś żałować. Napad na bank? Słabe... Lepiej od razu pojechać na posterunek, to dopiero byłaby zabawa. Mógłbym swobodnie rozładować całą swoją złość. I tak trzeba będzie z psami sprawę załatwić.
Podjechałem swoim czerwonym mustangiem pod obskurny blog. W sumie okolica też nie ciekawa. Pełno narkomanów, alkoholików i jeszcze gorszego ścierwa. Warknąłem pod nosem przekleństwo, po czym wysiadłem z auta. Szybka ocena sytuacji. Trzech dresiarzy, jedna kosa, raczej brak mózgu, same mięśnie, wschodnia ciemna uliczka. Wypatrzyli mnie i.. No proszę, chyba chcą się zaprzyjaźnić.
- Ej, fajna bryka stary - odezwał się najwyższy z całej trójki.
- Ta, wiem - mruknąłem dumnie.
- Wiesz, tutaj nie powinno się takiego cacka zostawiać. Łatwo zakosić - uśmiechnął się inny. Brakowało mu trochę zębów, widok był nie ciekawy, ale nie ruszało mnie to.
- Jakbyś miał wtyki, to byśmy może i przypilnowali ci - powiedział znowu najwyższy.
- Mam wtyki, ale nie potrzebuję niańki dla swojego cacka - warknąłem. Chłopak o najszerszych ramionach wyjął kosę.
- Dawaj kluczyki - zacharczał. Zaśmiałem się w odpowiedzi. Spojrzeli po sobie zdziwieni.
- No proszę, chyba nie jesteście aż tak naiwni, żeby w to uwierzyć - mruknąłem, cały czas się uśmiechając. Mężczyzna rzucił się na mnie z nożem, momentalnie odchyliłem się i złamałem mu rękę, po czym wybiłem kilka zębów. Zdziwieni kompani zaatakowali mnie na raz. Kilka płynnych, szybkich ruchów, parę mocnych, celnych ciosów i wszyscy leżeli na glebie.
- A teraz słuchać frajerzy, jak  tu wrócę, to moje auto ma tu stać, inaczej was pozabijam - warknąłem i splunąłem na najbardziej pyskatego. Szybkim krokiem wszedłem do bloku, dobrze pamiętając numer mieszkania, wbiegłem po schodach. Zadzwoniłem dzwonkiem, ale nic. Przemknęło mi przez myśl, że mieszkanie może być puste, mimo to jeszcze raz zadzwoniłem. Nadal nic. Zapukałem i znowu zero reakcji. Przecież to dobry adres. Przypomniałem sobie rozmowę z informatorem i uznałem, że znajdowałem się we właściwym miejscu. Może jednak nikogo nie było. Chwilę jeszcze stałem pod drzwiami i już miałem wrócić do samochodu, gdy usłyszałem dźwięk gotowanej wody. Przeczekałem ze dwie minuty i postanowiłem wkroczyć do mieszkania. Kopnąłem mocno drzwi, które wleciały do holu. Wbiegłem do kuchni, gdzie ujrzałem ją. Leżała przy szafkach, wyglądała jak ostatnia sierota. Podłoga brudna od krwi, która spływała jej po ręce. Padłem przy niej i zacząłem tamować krwawienie. Była nieprzytomna. Klnąc pod nosem zadzwoniłem na pogotowie z nadzieją, że przeżyje. Po trzech minutach byli na miejscu. Szybko im powiedziałem co i jak, a oni zabrali ją do szpitala. Sam wsiadłem do swojego samochodu i ruszyłem za karetką. Gdy wpadłem do szpitala i spytałem o małą, dostałem polecenie, by poczekać trochę na wieści od lekarza. Po krótkim namyśle postanowiłem jednak tak zrobić. Nie chciałem zagrażać jej życiu, a byłem w stanie wtargnąć nawet na salę operacyjną.
Po dość długim oczekiwaniu podszedł do mnie mężczyzna, na około po czterdziestce, w białym kitlu.
- Dzień dobry, to pan wezwał pogotowie w sprawie tej nastolatki? - zapytał.
- Tak. Co z nią?
- Żyję - odparł spokojnie.
- Mogę się z nią zobaczyć? - ponownie zadałem pytanie.
- Jest nieprzytomna...
- Chcę ją zobaczyć! - warknąłem. Oczy lekarza wyrażały lekki niepokój.
- Dobrze - odpowiedział po chwili. Ruszyliśmy do sali dziewczyny, leżała podłączona do różnej aparatury. Wyglądała spokojnie, jakby spała. Mały aniołek. Lekarz po krótkim wywiadzie pozostawił mnie samego z dziewczyną, która chciała się zabić. Przeze mnie? Przez brata? Głupia! Jak ona mogła... Delikatnie złapałem ją za dłoń. Lewa ręka była zabandażowana, a ona sama blada, jakby cały czas była bliska śmierci. Znowu ogarnęła mnie złość. Siedziałem z nią tak kilka godzin, nim do jej pokoju wszedł Felix.
Brunet stanął w drzwiach i zmierzył mnie wzrokiem, jakby miało mnie to przestraszyć.
- Może wybierzemy się na dach? - zaproponowałem.
- Nie - warknął, dalej stojąc w drzwiach.
- Możemy to załatwić tutaj - odparłem spokojnie, czując jak cały w środku się gotuję. Chłopak patrzył tylko na siostrę. Usiadł obok niej z drugiej strony.
- Głupia - wymamrotał.
- Ty też jesteś głupi. Jak mogłeś wysłać ją do takiej okolicy?! Z początku pierdolisz, że zależy ci na jej bezpieczeństwie, a potem wysyłasz na jakieś zadupie, gdzie bez kosy nie można wyjść! Ją! To oczywiste, że nie dałaby sobie tam rady! - wykrzyczałem wściekły.
- Tam byś jej nie szukał - odpowiedział cały czas wpatrując się w dziewczynę - Nie doszłoby do tego, gdybyś nie wpierdalał się w jej życie. To wszystko to twoja wina. Ty ją w sobie rozkochałeś! Ty nie potrafiłeś i nadal nie potrafisz o nią zadbać! - warczał.
- A ty gnoju potrafisz?! Widzisz jak skończyła?! Byłaby teraz martwa, gdyby nie ja! Już drugi raz. Przez takie towarzystwo wpadłaby w jakieś nałogi! Ona nie jest silna! Nie jest tobą ty debilu! - wściekłość sięgała zenitu.
- Jest moją siostrą, która trzyma stronę mojego wroga. Przez ciebie do tego doszło - wycharczał wstając.
- Gdybyś łaskawie zauważył, to ona była zagubiona przez ciebie! Tylko ty stoisz na drodze, by ze mną była. Odsuń się i wtop w tło! - wykrzyczałem.
Do sali wpadła jakaś pielęgniarka.
- Proszę wyjść - powiedziała patrząc na Felix'a - Bo wezwę ochronę - zagroziła.
-Dobrze - powiedział, odwracając wzrok od młodej - Masz przejebane - dodał, spoglądając na mnie i wyszedł, a za nim pielęgniarka. Skierowałem swój wzrok na dziewczynę, cały czas trzymając ją za rękę.