sobota, 25 maja 2013

21, Rozdział dwudziesty-drugi

Hej ;) Więc, n-n już jest jak widać XD
Harry - nie mam pewności na tę (albo tą) chwilę, czy pojawi się kontynuacja. Również polubiłam te postacie i pisanie tego sprawia mi ogromną frajdę. Natomiast wiem, że w przyszłym roku szkolnym, będę miała o wiele mniej czasu, niż teraz. W końcu matura mnie czeka :/ Ale najprawdopodobniej tak. Na pewno bym chciała.
Zachęcam również, po raz kolejny do głosowania w ankiecie ;)
W sumie to chyba tyle miałam do powiedzenia. Miłego czytania ;-)

Rozdział dwudziesty-drugi


Oczami Shon'a


Złość sięgała zenitu. Kilka szybkich, sprawnych ruchów i wyswobodziłem się z uchwytu dwóch osiłków. Jednego z nich kopnąłem w brzuch, natomiast drugiemu skręciłem rękę. Byli całkiem nieźle wyszkoleni, ale nadal gorsi niż ja. Brakowało im talentu. Rzucili się obaj na mnie. Kilka chwytów wystarczyło, by leżeli martwi. Victor, bo tak najprawdopodobniej miał na imię gangster, trzymał Mai, przykładając jej chłodny metal do szyi. 
- Zrób jej krzywdę, a zadbam o to, by przydarzyło ci się coś bardzo niedobrego - zagroziłem chłopakowi. On natomiast uśmiechnął się i delikatnie przejechał ostrzem po dekolcie dziewczyny. Popatrzyłem na Jerrego, który siedział za ladą. Wiedział, o co mi chodziło. Zdradziecki skurwiel, zdecydował się jednak zrobić to, czego pragnąłem. Sięgnął po broń i strzelił wrogowi w tył głowy. 
- Masz równo dwadzieścia cztery godziny na zniknięcie, albo... - powiedziałem, spoglądając na zegarek. 
- Przep-przepraszam - wymamrotał tylko i wybiegł z baru. Podszedłem do roztrzęsionej dziewczyny, wziąłem ją na ręce i wyniosłem z baru. Oboje milczeliśmy. Ja, ponieważ nie wspieram ludzi. Ona, ponieważ była zbyt przerażona, by coś z siebie wydusić.
- Mai, musimy jechać - powiedziałam, stawiając ją na ziemi. Dziewczyna kiwnęła głową i zajęła za mną miejsce. Ruszyliśmy z piskiem opon. Nie tolerowałem wolnej jazdy, ani takich pojazdów. Miało być szybko i z adrenaliną. Godzinę później siedzieliśmy w salonie.
- Pójdę wziąć prysznic - odezwała się, po długim milczeniu. Kiwnąłem tylko głową. Gdy dziewczyna wyszła, wybrałem numer do znajomego.
- Michael, jest sprawa - powiedziałem, gdy kumpel odebrał telefon - Tak... Spoko, stary... Jerry Jeffers, ma dobę... Tak, jak najbardziej... Wszystkie chwyty dozwolone. Dzięki... No siema - rozłączyłem się i schowałem telefon do kieszeni. Usiadłem na sofie i włączyłem telewizor, akurat trwała druga połowa meczu moich ulubionych drużyn. Pod koniec rozgrywki, Mai weszła do salonu i usiadła obok mnie.
- Wiesz, teraz to dopiero będzie ciężko - zagadnęła.
- Co masz na myśli? - spytałem.
- Felixa... Trzeba mu będzie wszystko wytłumaczyć - odparła, wtulając się we mnie. Objąłem dziewczynę ramieniem.
- Da radę - mruknąłem. Chwilę siedzieliśmy wpatrując się w ekran telewizora, a wszedł brat dziewczyny.
- Co ty tu robisz?! - wykrzyknął, zostawiając Jas w tyle.
- Siedzę, ze swoją dziewczyną - warknąłem do chłopaka, na co się skrzywił.
- Mai, on cię zdradził - wycedził.
- To nie jest tak jak myślisz - odparła, po czym wstała i wyciągnęła Felix'a za rękę z pokoju.
Jasmin usiadła obok mnie.
- Zdradziłeś ją? - spytała nagle. Kiwnąłem głową.
- To nie jest tak jak wy wszyscy myślicie - mruknąłem, potwierdzając słowa dziewczyny. Przesiedzieliśmy w ciszy piętnaście minut oglądając mecz, a potem wróciła Mai.
- Chodź - poprosiła, z lekkim uśmiechem.



Oczami Mai


Położyliśmy się na łóżku w moim pokoju. Słońce kryło się za deszczowymi chmurami. Docierał do nas jedynie chłodny powiew wiatru wpadający przez otwarte okno. 
- Powiesz? - zapytał chłopak, opierając się na łokciach.
- O rozmowie z Felixem?  -spytałam, na co Shon kiwnął głową - No, wiec - zaczęłam nieśmiało - Zadowolony, to on nie jest... Powiedział, że będzie cię tolerował, tylko dlatego, że cie kocham, a on kocha mnie - odparłam, prawie na jednym wdechu.
- Dobrze - mruknął.
- Możesz ze mną spokojnie spać - powiedziałam z uśmiechem.
- Nie tak spokojnie - odparł Shon.
- Dlaczego? - zapytałam.
- Oni... - mruknął cicho.
- Daj spokój, nic nam nie jest - powiedziałam z nadzieją.
- Nie do końca - warknął, po czym kciukiem przejechał po ranie na dekolcie - Będzie blizna - stwierdził.
- Blizny są sexowne - powiedziałam, po czym pocałowałam delikatnie chłopaka. Cicho mruknął i oddał pocałunek.
- Nie daje ci to spokoju, prawda? - spytałam.
- Czemu pytasz? - odparł.
- Bo nie całujesz tak jak zawsze - mruknęłam.
- Nie chcę by coś ci się stało... Proste - powiedział, po krótkiej chwili milczenia.
- Nic mi nie jest - warknęłam - Oboje żyjemy - dodałam spokojniej, tuląc się do chłopaka. Między nami zapanowała długa cisza. Oboje byliśmy pogrążeni we własnych myślach.
- Co Felix powiedział an ranę? - zapytał nagle Shon.
- Oh... No, spytał co się stało. Skłamałam, że był to wypadek. Powiedziałam, że uczyłeś mnie bronić się nożem. Wyleciał mi z ręki i się zraniłam - wyjaśniłam.
- Uwierzył ci? - spytał.
- Niestety nie. Powiedział, że jak będzie trzeba dowie się w inny sposób - odpowiedziałam. Chłopak parsknął.
- Nie umiesz kłamać - zaśmiał się, gładząc mą dłoń.
- No wiem - odparłam z udawanym smutkiem - Ale starałam się - dodałam już bardziej entuzjastycznie. Chłopak uśmiechnął się.
- Może powiesz mu prawdę? Niby zasługuje na to...
- Zasługuje i ja nie lubię kłamać... Ale nie chcę, byś miał jakiekolwiek z nim spięcia. I tak jest zły na ciebie - powiedziałam. Chłopak tylko kiwnął głową, po czym mocno mnie do siebie przytulił.

piątek, 24 maja 2013

Zakończenie?

Notka informacyjna :

Dobry. Pojawiła się ankieta na blogu " Jakiego chcecie zakończenia?"
Tak, więc proszę, byście wzięli w niej udział i zaznaczyli, to co Wam najbardziej odpowiada. Ja się dostosuję do Waszych głosów ;) Oczywiście, nie zakończę tego w tej chwili, jednakże będę mogła odpowiednio pokierować historią, bohaterami, by było tak jak Wy chcecie.

Pozdrawiam :*

środa, 22 maja 2013

21, Rozdział dwudziestypierwszy

Hello ;)
Tak jak obiecałam, kolejna notka :) Czasowo ciężko było, no ale się udało :D
Dziękuję wam wszystkim za komy. Na pewno się odwdzięczę. To tylko kwestia czasu. Zapraszam :)


Rozdział dwudziesty-pierwszy


Biegliśmy po dachu. Słońce grzało nasze ciała, a wiatr delikatnie rozwiewał włosy. Dotarliśmy do drabiny. Uśmiechnęłam się do chłopaka, który dał mi znać, bym pierwsza zeszła. Gdy oboje staliśmy już na ziemi, podjechało do nas czarne BMW. Shon dostał zwiniętą kartkę, a samochód odjechał. Chłopak przeczytał notatkę, a następnie ją spalił i zapalił papierosa.
- Coś nie tak? - zapytałam.
- Nie. Spadajmy stąd - mruknął, po czym wziął mnie za rękę i ruszyliśmy szybkim krokiem przed siebie. Shon raz po raz zaciągał się dymem, a ja próbowałam zorientować się, gdzie jesteśmy. Jednakże, nie mogąc się dowiedzieć samodzielnie, postawiłam się spytać chłopaka.

Oczami Shon'a


- Shon? - Mai pociągnęła mnie za rękę. Wyrwany z przemyśleń spojrzałem na dziewczynę.
- O co chodzi? - zapytałem.
- Pytałam, gdzie jesteśmy - odparła, podejrzliwie mi się przyglądając. 
- Jakiś kawałek od Nowego Jorku. Ze dwie godziny jazdy samochodem i będziemy w mieście,
- Tylko jest jeden mały problem... Nie mamy samochodu - mruknęła bez entuzjazmu.
- Jeszcze. Jeśli ktoś będzie tędy przejeżdżał, to da rade coś wykombinować - odpowiedziałem. Dziewczyna westchnęła i popatrzyła na mnie smutnym wzrokiem. Ja, cały czas pozostawałem sobą. Zimnokrwistym zabójcom. 
- Kiedy się zorientują, że im uciekliśmy? - zapytała, po chwili milczenia.
- Może już wiedzą... - odpowiedziałem. Pół godziny później zaczęły dochodzić nas głosy silników. Obejrzałem się, co też uczyniła moja dziewczyna. Za nami jechało kilka motorów.
- Mam pomysł, poczekaj tutaj chwilkę - powiedziałem. Pocałowałem Mai i odszedłem.

Oczami Mai


Shon zatrzymał motocyklistów i chwilę z nimi porozmawiał. Usiadłam na krawężniku i zamknęłam oczy na kilka minut. Gdy je otworzyłam chłopak stał przede mną nonszalancko oparty o motocykl.
- No nie - mruknęłam - Komu go zabrałeś? - spytałam, pokazując mu język.
- Nikomu - odparł, po czym wyciągnął do mnie rękę i pomógł mi wstać - Pożyczyłem - dodał, gdy oboje patrzyliśmy na maszynę.
- Bezpowrotnie?
- Szczegół - mruknął. Usiedliśmy na motocyklu i ruszyliśmy. Mocno trzymałam się Shon'a by nie zlecieć, a on jechała jak wariat. Zawsze sądziłam, że to mój brat szybko jeździł.. No cóż, przy Shon'ie zmienia się szybko zdanie. Gdybym tylko puściła się chłopaka, zaryłabym pupą o asfalt. On potrafił dodać adrenaliny, jeszcze bardziej wyczuwalnej, niż zazwyczaj, gdy jedzie się na motocyklu. Dwie godziny później znaleźliśmy się w obskurnej dzielnicy. Pełno typów spod ciemnej  gwiazdy, przyglądało nam się, to z zaciekawieniem, to ze znudzeniem. Shon zatrzymał się pod barem. 
- Poczekasz, czy chcesz iść ze mną? - zapytał, gdy staliśmy już obok maszyny.
- Pójdę - powiedziałam, chwytając go za rękę, gdy zauważyłam, że grupa dresów się do nas bliża. Owi dresiarze chwiali się i byłam pewna, że zawartość procentów, które wypili, była bardzo dużo. Shon się zaśmiał.
- A co z twoją odwagą? - spytał, obejmując mnie ramieniem.
- Sam powiedziałeś, że nie dałabym sobie rady - mruknęłam.
- Taka prawda - odparł i weszliśmy do baru. Był prawie pusty. Pomijając barmana za ladą, siedziało jeszcze  kilku mężczyzn przy osobnych stolikach.
- Jerry - zagadnął Shon mężczyznę przy barze. Na oko trzydziestoletni, dobrze zbudowany szatyn poprawił kitkę i wyjął spod lady sztylet.
- Był problem - mruknął mężczyzna. 
- Następnym razem się to nie powtórzy - odparł spokojnie Shon i zabrał z lady przedmiot.
- Idziemy? - spytałam.
- Nie - odparł ktoś zza moich pleców. Odwróciliśmy się. To gang, któremu uciekliśmy. Chłopak stanął przede mną i osłaniał mnie własnym ciałem.
 - Coś długo wam zajęło zorientowanie się, że wam uciekliśmy - zamruczał. Mężczyzna naprzeciw niego spojrzał się groźnie.
- Odejdź - mruknął - Zależy mi tylko na tej małej suce - dodał, wyciągając nóż
- No to jest nas dwóch - warknął Shon, chwytając mnie za rękę.
- Nie chcę tego, co ty - odparł i kiwnął głową. Mężczyzna zza lady, chwycił mnie w tali i wciągnął na ladę, a dwóch kompanów wroga rzuciło się, obezwładniając chłopaka.
- Ty zdrajco - wycharczał Shon, próbując się wyrwać dwóm osiłkom.
- Wybacz, oni płacą więcej - odparł spokojnie Jerry, puszczając mnie. W tej chwili zaczynałam już panikować. Nie pokonałabym ich. Na pewno nie, nawet z czyjąś pomocą widziałam nikłe szansę.
- Wiesz czego od ciebie chcę? - zapytał przywódca, który był coraz bliżej. Delikatnie dłonią gładził nóż.
- Nie - odparłam, dyskretnie szukając czegoś, co mogło by potencjalnie posłużyć za broń.
- Zabiłaś mojego brata, ty suko! - wykrzyczał. Patrzyłam w oczy swojego przyszłego mordercy.
- Chcesz zemsty?! Zabij mnie! To ona będzie wtedy cierpiała - wtrącił Shon.
- Zrobię to - mężczyzna uśmiechnął się tajemniczo. Jednakże nie odwrócił się nawet, cały czas był coraz bliżej mnie.
- Nie, nie zrobisz tego! - powiedziałam ze łzami w oczach. Wróg stał na przeciw mnie, w zasięgu ręki.
- Przekonasz się sama, ale najpierw... Najpierw się zabawię - odparł i mocno uderzył mnie w twarz. Zabolało. Chwilkę później poczułam metaliczny smak krwi...

P.S
Domyślam się, że powinien być dłuższy, jednakże nie chcę dawać wszystkiego w jednym poście... Proszę o wyrozumiałość.
Pozdrawiam :*

sobota, 18 maja 2013

20, Rozdział dwudziesty

Witam :D
Jak się okazało dzisiaj nie zabiorę się za książkę, natomiast bardzo chętnie wzięłam się za pisanie tej części :)
Następny post pojawi się najprawdopodobniej, najszybciej w środę, ale kto wie... W każdym bądź razie nie obiecuję...
Zapraszam do czytania ;)


Rozdział dwudziesty



Patrzyłam jak Shon odchodzi, jak zbliża się do dziesięciu mężczyzn w garniturach. Byli zadbani, dobrze zbudowani, podobnie do niego, nie wyrażali żadnych uczuć, zero przejawów ludzkości. Ich twarze były przerażające puste, twarde. Napastnicy wyjęli broń, natomiast Shon stał spokojnie, jakby nic się nie działo. Ręce trzęsły mi się ze strachu. Tak, bałam się i to cholernie, choć nie powinnam była. Kretyn jeden musiał się w coś wpakować, jakby nie mógł wieść spokojnego, normalnego życia. Ale nie! Bo jemu atrakcji brakowało...
Widziałam jak rozmawiają, Shon jak zwykłe przybrał luźne nastawienie do całej sytuacji, albo udawał... On się śmiał, tak jakby spotkał dawnego kumpla. Nagle jeden z odległego miejsca wymierzył pistolet w Shon'a. Miałam dość, nie chciałam, żeby mu się coś stało. Przesiadłam się na miejsce kierowcy i nacisnęłam gaz. Wszyscy patrzyli teraz na czerwone, poodbijane ferrari, które pędziło w stronę gangstera. Mężczyzna zaczął strzelać w samochód, ale nie zatrzymałam się. Z ogromną prędkością uderzyłam atakującego, a następnie ferrari już koziołkowało. Ktoś musiał strzelić w opony, tak sądzę. Auto zatrzymało się do góry kołami. Nieumiejętnie otworzyłam drzwi. Shon który wcześniej podbiegł do zniszczonego samochodu, pomógł mi się z niego wyczołgać.
- Głupia! Miałaś uciekać - niemalże krzyczał, mocno mnie przytulając.
- Przepraszam - wymamrotałam tylko. Wszystko mnie bolało, byłam cała poobijana. Czułam na twarzy ciepłą, lepką maź. Miałam rozcięty łuk brwiowy, skąd sączyła powoli krew. Reszta ciała nie była w lepszym stanie. Ręce, nogi, a nawet brzuch, były poranione drobinkami szkła. Adrenalina... To dzięki niej nie wyłam teraz z bólu.
- No, no, no... A mówiłem, że ta mała coś wykombinuje - zamruczał czarnowłosy mężczyzna. Blizna przechodząca poziomo przez czoło wyróżniała go z tłumu.
- Ona nie ma z tym nic wspólnego - warknął Shon. Czułam jak jego mięśnie się napinają. Jak jest w stanie gotowości, by zabijać.
- Ale to twoja narzeczona - zagrzmiał wróg, w szerokim uśmiechu pełnym jadu.
- Już nie - odparł.
- A więc, skoro ci na niej nie zależy, to czemu próbujesz zadbać o jej bezpieczeństwo? - spytał z narastającą ciekawością.
- Gówno cię obchodzą moje czyny - warknął - Bo gdyby było inaczej, wiedziałbyś, że wszyscy zginiecie - Shon mnie puścił, ale po momencie złapał mnie za rękę. 
- Nie wydaje mi się - mruknął spokojnie, po czym dwóch mężczyzn strzeliło do nas. Nastąpiła ciemność i przerażająca cisza.



Obudziłam się na lodowatej posadzce. Wokół mnie panowała niemalże egipska ciemność. Pod dłonią wyczułam materac. Usiadłam na nim, chcąc zminimalizować zimno. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, widać było tylko zarysy. Zarys łóżka, drzwi, sylwetki, najprawdopodobniej  ludzkiej i okno.
- Shon - wymamrotałam. Podeszłam do chłopaka. Na wpół leżał, na wpół siedział oparty o ścianę. On jeszcze się nie obudził. Nie wiem, jakim cudem, ale udało mi się go wciągnąć na łóżko. Ściągnęłam z siebie długi, czarny sweter i okryłam nim chłopaka, chcąc zapewnić mu jak najwięcej ciepła. Usiadłam obok łóżka. W samej bokserce i mimo długich dżinsów, było mi chłodno. Choć nawet nie zwracałam na to uwagi. Zaczęłam obmyślać co możemy zrobić, by uciec, by wyjść z tego cało. Żaden plan nie wydawał się być realny. Byłam tylko ja i on. Zamknięci w jakimś pomieszczeniu. Nie widziałam szans na ucieczkę, bez pomocy, bądź też potrzebnego akcesorium jak na przykład broń, łom, cokolwiek, co by nam dawało możliwość wybrnięcia z tej nieciekawej sytuacji. 
- Marzniesz - odezwał się nagle, aż podskoczyłam. Chłopak nałożył mi sweter na ramiona i  wciągnął na łóżko, a potem objął ramieniem. Automatycznie wtuliłam się w chłopaka, a moje oczy stały się mokre.  Bałam się. Nie tyle tego, że ja umrę, że to mnie coś się stanie, tyle tego, że to on nie jest bezpieczny.
- Dlaczego to zrobiłaś? - spytał nagle, ścierając łzy z policzków. Milczałam. Nie chciałam mu mówić, ani tłumaczyć tego czynu. 
- Odpowiedz - jego chłodny ton był straszny. Sprawiało wrażenie, że nie zależy mu na niczym. Nie zależy mu na nikim, nawet na mnie.
- Bo cię kocham - szepnęłam. Chłopak głośno wypuścił powietrze z płuc. Między nami zapanowała długa cisza. Sprawiała ona wrażenie, że trwa wieki.
- To czemu nie puścisz tego w niepamięć?
- Bo nie chcę cierpieć - powiedziałam smutno. Minuty bez jego głosu ciągnęły się, przerażając coraz bardziej.
- Miałaś uciekać - mruknął bardziej do siebie, niż do mnie.
- Ale nie mogłam tego zrobić! - krzyknęłam pełna złości na chłopaka. Nie dlatego, że tu byłam, tylko dlatego, że musiałam tak postąpić. Nawet nie rozważałam opcji ucieczki.
- Głupia, sentymentalna i bezbronna - warknął.
- Skoro tak sądzisz, to czemu chciałeś się ze mną ożenić? - spytałam, pozwalając łzom spływać z oczu.
- Bo kurwa mi zależy! - wykrzyknął.
- W takim razie czemu to zrobiłeś? - zapytałam głosem przesączonym bólem, zawiścią i złością. Poczułam jak dusza rozwala się na tysiące małych kawałeczków. Cholernie bałam się tej odpowiedzi, ale zawsze sądziłam, że to prawda jest najważniejsza. Lepsza niż kłamstwo, niż niewiadoma, nawet w takich sytuacjach jak ta, gdzie ból rozpierdziela człowieka od środka. Ból, jakiego nigdy wcześniej w życiu nie doznałam, który był koszmarnym przeżyciem.
- Musiałem - odparł.
- Wytłumacz - poprosiłam, patrząc mu w oczy. Shon natomiast wpatrywał się w ścianę naprzeciw nas.
- Miałem dwa zadania. O jednym już wiesz. Natomiast drugie polegało na dotarciu do pewnej osoby. Kobieta ta zagadnęła mnie, więc musiałem ją tylko przelecieć, by dostać to co chcę - powiedział.
- Ale mogłeś to osiągnąć w inny sposób - wyjęczałam przez łzy.
- Ten był najszybszy. Nie mogłem pozwolić na to, że...
- Na co? - dopytała, ale chłopak milczał - Shon...
- Żebyś była dłużej w niebezpieczeństwie - niemalże krzyknął.
- Nie rozumiem - powiedziałam spokojnie, zgodnie z prawdą.
- W moim świecie, gdy teraz każdy wie, że jesteśmy... Że byliśmy razem, chciał cię dopaść, bo wiedzieli, że zrobiłbym... Że zrobię wszystko, byś była szczęśliwa - mruknął.
- A jeśli... -  zamilknęłam, słysząc kroki, gdy ucichł odezwałam się ponownie - A jeśli dałabym ci drugą szansę, obiecałbyś, że nic takiego, nawet flirt nie będzie miało miejsca? - spytałam z nadzieją w sercu.
- Nie będę obiecał ci czegoś, czego nie mogę dotrzymać - odparł szczerze, a całą nadzieja zgasła. Westchnęłam. Chciałam dać mu druga szansę, ale chciałam też, by był tylko mój. Byłam zazdrosna, to fakt. Każda dziewczyna by była, za takiego faceta przecież można zabijać.
- Mogę ci obiecać, że więcej nie pocałuję żadnej kobiety, że z żadną inną nie pójdę do łóżka, ale... Flirt, czasem pomaga mi osiągnąć, to co muszę - zrehabilitował się szybko i moją dłoń schował w swoją. Milczałam. Nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Kochałam go, tak cholernie mocno go kochałam. A jednocześnie była cały czas ta blokada, która nie pozwala mi, dać mu drugiej szansy. Czy dałabym radę, ze świadomością, że flirtuje z innymi?
- Zgoda - odpowiedziałam - Ale zaczniemy od początku - dodałam.
- Rozumiem - mruknął, po krótkim, ale mocnym pocałunku. Położyliśmy się na łóżku, wtuleni w siebie, po uznaniu, że poczekamy na bieg wydarzeń.
Kilka godzin później wstało słońce, a pokój wypełniło światło. Usłyszeliśmy kroki, a potem drzwi się otworzyły. Stanął w nich czarnowłosy z blizną. Mężczyzna wszedł do pokoju i zamknął drzwi. Gwałtownie usiedliśmy na łóżku.
- A teraz powiesz mi, gdzie to jest - zażądał.
- Drake - westchnął Shon - Niczego się nie dowiesz.
 - Czyżby? - warknął mężczyzna i mocno mnie do siebie przyciągnął, po czym wyjął pistolet, mierząc lufą w moje serce. Chłopak spokojnie wstał i podszedł do Drake'a, na co ten mocniej przyłożył broń do klatki piersiowej. Jęknęłam. 
- Zamknij oczy, Mai - mruknął. Gdy zrobiłam, co mi kazał, poczułam mocnej szarpnięcie i upadłam. Shon walczył z wrogiem. Odebrał mu broń, którą rzucił mnie. Podniosłam ją, celując w mężczyznę. Jednakże Shon był szybszy, złamał mu rękę i przydusił, po czym wróg stracił przytomność.
- Wynagrodzę ci to wakacjami - powiedział, po czym pocałował mnie. Następnie wychylił głowę przez drzwi, które momentalnie później zamknął.
- Tam nie mamy szans - mruknął zrezygnowany i podszedł do okna. Majstrował chwilę przy nim - Ale tu tak - powiedział, po czym delikatnie mnie przyciągnął. 
- Skaczemy? - zapytałam przerażona jego pomysłem. 
- Tak - powiedział spokojnie z uśmiechem na twarzy.
- Ale to nie koniec, prawda? - spytałam, na co chłopak kiwnął głową.

piątek, 17 maja 2013

19, Rozdział dziewiętnasty

Hej, hej kochani :)
Weekend! Nareszcie, po tym zmienionym planie chętnie się wyśpię :D Może pojawi się jeszcze jeden post w ten ów weekendzik, jednakże nie obiecuję. Mam nudną lekturę do przeczytania na środę. Wolałabym skończyć wcześniej i jeszcze we wtorek streszczenia wzrokiem przelecieć. W każdym razie postaram się jeszcze coś rzucić ;)
A teraz zapraszam do czytania :*

Rozdział dziewiętnasty



- Dokąd jedziemy? - spytałam.
- W bezpieczne miejsce - odparł, patrząc na drogę. Jego piękne, czarne oczy nie wyrażały żadnych uczuć, jedynie bił od nich mrożący krew w żyłach chłód.
- Shon, wyjaśnisz mi coś? - poprosiłam, wpatrując się w jego profil.
- Później - odparł, gdy otoczyły nas cztery czarne samochody. Jeden z nich uderzył w bok od mojej strony, natomiast drugie auto zaatakowało od drugiej. Chłopak siarczyście zabluźnił.
- Co się dzieję? - spytałam, próbując zachować całkowity spokój, ale czułam jakiś tam poziom adrenaliny.
- Wrogowie - odparł, zaciskając mocniej ręce na kierownicy. Pozwalał, by tamci nas kierowali w zapewne odludne i parszywe miejsce.
- A może coś więcej? - poprosiłam, spoglądając na przyciemnione szyby otaczających aut.
- Podczas ostatniej misji zostałem zmuszony z moimi ludźmi do wybicia ich. Te samochody należą do tego gangu - wyjaśnił krótko.
- Jak byliśmy w domu, to powiedziałeś, że nie jestem bezpieczna, to miałeś na myśli? - zapytałam. Chłopak moment milczał, ale kiwnął głową, akcentując wyraźne i dobitne : tak.
- Co oni mogą planować? - myślałam na głos.
- Nie chcesz wiedzieć. Lepiej, żebyś nie wiedziała - mruknął. Nastąpiła cisza.
- Musimy coś wymyślić - odparłam, ukazując odrobinę optymizmu.
- Ty? - parsknął chłopak - No nie żartuj - zaśmiał się cicho. Popatrzyłam na niego smutno i odwróciłam głowę w przeciwną stronę.
- Mai, nie obrażaj się. Sama musisz przyznać, że ty nie masz szans - powiedział, kładąc swą dłoń na ramieniu.
- Ale to nie jest powód, by się ze mnie śmiać. Po za tym nie dotykaj mnie - dodałam, strącając jego rękę.
- Cały czas jesteś zła - mruknął, bardziej do siebie, niż do mnie.
- Dziwisz się? - warknęłam - Jak ty byś się czuł?
- Nie miałbym wielkiego problemu z tym. On skończyłby martwy. A ty... - urwał, spoglądając na mnie.
- A ja co? - dopytałam.
- Dowiedziałabyś się, że to było złe - odparł, po czym znów patrzył przed siebie.
- Och, więc przyznajesz, że to było złe? - spytałam.
- To skomplikowane - odpowiedział po ciągnącej się ciszy.
- Zatrzymaj się - mruknęłam po chwili. Miałam dość jego głupich wymówek. Nie chciałam już go słuchać.
Po prostu miałam dość.
- Teraz? Jesteśmy na środku ulicy - odparł.
- Nie interesuje mnie to. Zatrzymaj się, proszę - dodałam, z nadzieję, że w ten oto sposób uda mi się osiągnąć to co chcę.
- Mai, jeśli to zrobię, to samochód z tyłu nas uderzy. Może ci się coś stać - warknął. Nie zwracając uwagi na jego słowa, odpięłam pasy. Wpadłam, bowiem na całkiem dobry pomysł, jak mi się wydawało.
- Siedź - warknął.
- A niby co robię? - odszczekałam się, równie złośliwie. Samochody zatrzymały się na czerwonym świetle. Nim zdążyłam chwycić za klamkę, ręka Shon'a znalazła się na mojej. Spojrzałam na niego. Nasze usta dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
- Czemu mnie nie słuchasz? - zapytał, nie puszczając mnie.
- Nie muszę - odpowiedziałam, próbując się odsunąć. Mimo, że tęskno mi było za nim, nie chciałam, by o tym wiedział. Wolałam, by sądził, że preferuję bycie singielką.
- Naiwne - odparł spokojnie, przyciągając mnie do siebie.
- Czemu ty to wszystko jeszcze utrudniasz ? - spytałam, czując jak głos po raz kolejny mi się łamie.
- Ja? To ty nie chcesz odpuścić? - warknął.
- Ale to nie ja cię zdradziłam, więc nie zwalaj winy na mnie - odparłam, czując jakby sztylet wbijał mi się w serce.
- Kurwa, skoro mnie kochasz, to powinnaś przebaczyć! - krzyknął i gwałtownie ruszył, gdy samochód z tyłu lekko nas puknął.
- A ty byś wybaczył? - spytałam, czując jak krople łez powoli spływają mi po policzkach.
- Nie zrobiłabyś tego - odparł hardo. Miał rację. Ja o tym wiedziałam i on. Zawsze mi się w nim to podobało, ta jego pewność siebie, która sprawiała, że jest się bezpieczną, nieważne co by się działo, on potrafił nad tym zapanować. Robiło to na mnie wrażenie, jak pewnie na każdej dziewczynie, która miała to szczęście z nim być. Ta myśl sprawiła, że w serce wbiło się setki szpileczek.
- Shon, ile ty miałeś dziewczyn? - zapytałam nagle. Szybciej, niż zdążyłam to przemyśleć.
- Kilka - odparł, patrząc na drogę.
- A konkretniej? - dopytałam.
- Nie płacz - zmienił temat i swą chłodną dłonią starł me łzy.
- Chcę, żeby to się skończyło - mruknęłam smutno i wtuliłam się w siedzenie.
Godzinę później znajdowaliśmy się na jakimś zadupiu. Przez tą krótką podróż, nie zamieniłam z Shon'em ani jednego słowa więcej. Ani on, ani ja nie zaczęliśmy rozmowy. Może dlatego, albo raczej najprawdopodobniej dlatego, że nie chcieliśmy sobie psuć nerwów. To przykre. Przebywanie z osobą, którą się kocha, ale która zdradziła. Bolało, ale jednocześnie cieszyło, że może jest szansa. Ale nie w tym wypadku, ja jedynie chciałam zapomnieć...
Niebo zrobiło się już ciemne. Dookoła nas znajdowały się jakieś stare, zapewne puste hangary.
- Poczekaj tu - odezwał się Shon.
- Mam inne wyjście? - spytałam ciekawa odpowiedzi.
- Nie - no jakże inaczej... W końcu to on tu rządzi. Dupek jeden.
- Dobrze - odpowiedziałam. Tak, mimo wszystko nie chciałam się pakować w kłopoty. Oczy Shon'a spotkały się z moimi. Chwilę tak trwaliśmy, gdy chciałam odwrócić wzrok, chłopak przytrzymał podbródek i  namiętnie mnie pocałował.
- Gdyby coś mi się stało, uciekaj - mruknął, po czym wysiadł z samochodu.

niedziela, 12 maja 2013

18.

Hello
Tak, więc starając się dotrzymać danego Wam słowa. Kolejna notka... A historia jest taka, że : pisząc tą część, gdy mój ojciec włączył radio leciało : 3 Doors Down - Here Without You! (kocham to , swoją drogą) więc polecam sobie przesłuchać ;) Zapraszam

Rozdział osiemnasty


Gdy mój brat wyciągnął jakimś cudem Shon'a z mojego pokoju, po kilku długich, męczących godzinach zasnęłam. Nawet wtedy nie potrafiłam poradzić sobie z zdradą.We śnie przewijały mi się obrazy Shon'a z różnymi kobietami. Scenerie także się zmieniały, ale morał był ten sam, on to zrobił.
Obudziłam się o godzinie dziewiątej, poduszka była cała mokra od łez. Powolnie usiadłam na łóżku i spojrzałam w okno. Po szybie spływały spokojnie kropelki deszczu. Obraz na zewnątrz mieszkania przesączony był szarością i smutkiem. Niestety, w domu nie było inaczej. Wzięłam szybki prysznic, jakby  ciepła woda miała spłukać ból i żal. Dwie godziny później, w długich, jasnych dżinsowych spodniach, białej bokserce z czaszkami i długim, czarnym, luźnym swetrze, siedziałam na swoim łóżku i powolnie piłam ciepłe kakao. Próbowałam to wszystko zrozumieć. Czemu coś takiego się stało? Potrzebował przygody? Brakowało mu seksu? Żadna odpowiedź mnie nie zadowalała, nie tłumaczyła jego postępowania. I pozostało pytanie , dlaczego chciał się ze mną ożenić, skoro to zrobił? Może myślał, że z nim nie zerwę. Pff, każdy by tak postąpił. I co z tego, że zasługuje się na drugą szansę? Taki ból, takie uczucie, jest niemożliwe do zniesienia. Spojrzałam na blizny. Nie mogłam tego zrobić. Nie dlatego, to było zbyt... Zbyt głupie.
Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Nie zareagowałam. Mimo mojej reakcji, drzwi zaskrzypiały. Odwróciłam głowę w stronę intruza z wzrokiem wyrażającym : "Jeszcze jeden krok w tę stronę, a zabiję cię samym wzrokiem" Niestety, nie przekonało to mojego brata. Felix bez słowa wtargnął do pokoju, zamknął za sobą drzwi i usiadł obok mnie.
- Już jakiś czas temu nie było tu takiej pogody  -zagadnął.
- Ty na serio o tym chciałeś pogadać, czy raczej była to wymyślona na poczekaniu gadka? - spytałam, a kąciki ust lekko powędrowały ku górze.
- To drugie - odparł, ze wzrokiem, niczym skarcony szczeniak.
- Stać cię na więcej - delikatnie poklepałam brata po plecach.
- Jak się czujesz? - zapytał, po chwili milczenia.
- Tak jak wyglądam - odparłam.
- No, to czyli całkiem dobrze - powiedział z uśmiechem.
 - Nie do końca - mruknęłam.
- Nie myśl o tym. Zasługujesz na kogoś lepszego, na kogoś kto będzie o ciebie dbał. Jesteś dobrą osobą, tak więc coś ci to wynagrodzi - powiedział cicho, jakby sam rzeczywiście w to wierzył.
- Jak mam o tym nie myśleć? - zapytałam łamiącym się głosem. W środku walczyłam ze sobą, by być silną przy bracie, jednakże wcale nie było to takie łatwe. Ciężko zaakceptować, to, że nie było się wystarczająco dobrą dla kogoś, kogo się kocha.
- Nie wiem Mai... Może pojedziemy do kina?  -zaproponował.
- Nie. Weź Landrynę i uszczęśliw ją - powiedziałam z uśmiechem. Oczywiście, że sztucznym, ale nie chciałam, żeby coś ich mogło ominąć tylko dlatego, że ten dupek posunął się do tak hańbiącego czynu.
- Na pewno? - spytał.
- Tak! Zabierz ją do kina, kup kwiaty, a potem idźcie na romantyczną kolację i nie ważcie mi się wrócić tu dzisiaj, ani jutro rano. Jutro zapewnisz jej śniadanie w łóżku i pójdziecie na spacer, a potem... Emmm.. Potem udajcie się na obiad i zabierz ją do zoo, czy jakiegoś takiego miejsca. Laski na to lecą - dodałam.
- A ty?
- Nie martw się - ucałowałam go w policzek - A teraz sio na mega długą randkę - powiedziałam, otwierając mu drzwi.
- Nie zrób niczego głupiego - mruknął, stojąc w drzwiach.
- Felix! Skąd wiedziałeś, że on to zrobił? - zapytałam.
- Wysłałem za nim kogoś - powiedział.
- Aha. obiecaj mi coś, że nikt nie będzie mnie obserwował, domu, ani nic takiego. Obiecaj - dodałam, po dość dłuższej ciszy.
- Dobrze, obiecuję - położył rękę na sercu.
- Dziękuję - odparłam i zamknęłam za nim drzwi. Włączyłam głośno radio i słuchając tak zwanych hitów na czasie zrobiłam generalny porządek w pokoju.
Usłyszałam trzask drzwi i domyśliłam się, że to zakochani opuszczają mieszkanie. Zwinęłam się w kłębek na łóżku, a łzy zebrały się w oczach. To bolało, tak cholernie bolało... Nagle otworzyły się drzwi mojego pokoju, a w nich ujrzałam swojego zdrajcę.
- Wynoś się stąd - powiedziałam, łamiącym się głosem. Usiadł obok mnie na łóżku, a jego czarne oczy na nowo nie wyrażały żadnych uczuć.
- Pamiętasz, co ostatnio powiedziałem? - spytał spokojnie.
- Tak - mruknęłam - Co nie zmienia tego, że nie chcę cię widzieć.
- Kiedy zrozumiesz, że to ja mam władzę? - zapytał.
- Tobie ta cała twoja władza do głowy strzeliła i coś ci się poprzestawiało. Tak może jest w twoim świecie, ale tu każdy jest wolny - powiedziałam, ścierając łzy z policzków.
- Mai, aż tak się nic nie różni - mruknął. Gdy wypowiadał moje imię, ciało zadrżało. Tak bardzo pragnęłam jego dotyku, pocałunku... Tego, żeby mnie przytulił i chronił przed całym światem. Tak bardzo chciałam mu zaufać... Czułam wobec siebie złość, za to czego chciałam.
- Idź sobie stąd - poprosiłam.
- W takim razie chodź - wyciągnął ku mnie swoją dłoń.
- Nie. Nigdzie z tobą nie pójdę. Nie rozumiesz, że chcę zapomnieć?
- Rozumiem, ale ja chcę czego innego - odpowiedział i wstał.
- Czego? - zapytałam. Milczał.
- Shon....
- Załóż buty i chodź. Nie jesteś tutaj bezpieczna - powiedział, a jego ton wyrażał złość.
- No nie mów, że się martwisz o mnie - mruknęłam.
- Rusz się - warknął. Nie widząc żadnej reakcji z mojej strony, złapał mnie za rękę i wyciągnął z pokoju - Załóż te cholerne buty i chodź! - krzyknął. Szczerze powiedziawszy przestraszyłam się i mozolnie spełniłam jego... Rozkaz. On znowu to robił! Tak samo jak na początku naszej znajomości.
- Co z tobą? - niemalże krzyknęłam - Nagle stałeś się taki kochający, czuły... Myślałam, że po prostu zdjąłeś tą maskę, ale... Co jest? -dodałam po chwili.
- Nigdy taki nie będę. Ta rola mi nie pasuję... Wolisz być ze mną takim jakim jestem, czy mam być wobec ciebie fałszywy? - odparł. Milczałam, niby co mu miałam powiedzieć, prawda była zbyt oczywista i on o tym wiedział.
- Mai? - zagadnął, podchodząc bliżej, położył swe dłonie na mej talii.
- Zostaw - warknęłam, próbując się wyrwać, ale bezskutecznie.
- Idziemy - zadecydował ostatecznie i wziął mnie na ręce. Moje prośby, groźby były bezskuteczne. Chłopak wsadził mnie do auta i zapiął pasy, po czym sam zajął miejsce kierowcy i ruszył.



czwartek, 9 maja 2013

17. Nie!

Hej hej ;)
Wybaczcie, proszę, że tak rzadko dodaje posty. Postaram się robić to częściej ;)
Dzisiejszy post troszkę inny. Mianowicie podzielony na "Oczy".

Rozdział siedemnasty

NIE!



Obudziłam się sama w łóżku. Rozejrzałam się po pokoju, ale nigdzie nie było Shon'a. Pewnie już pojechał na tą całą swoją misję. Usłyszałam głośne miauczenie, spojrzałam w stronę, z której dochodziły kocie odgłosy. Mała czarna kulka siedziała w kartonie na kocu. Uśmiechnęłam się na ten widok. Wzięłam kota na ręce i podrapałam za uchem, od razu zaczął mruczeć, dając mi znać, bym tylko nie przestawała. Spędziliśmy tak kilka dobrych minut, po których szybko wzięłam prysznic i już sucha zadzwoniłam po Felix'a.

Oczami Shon'a


Samochód głośno mruczał i nabierał prędkości. W oddali ujrzałem wóz policyjny, gdy minęło ich moje czerwone ferrari, nawet nie zareagowali. Przyspieszając, uśmiechnąłem się do siebie. Nagle zauważyłem, że powoli brakuje benzyny.
- Kurwa - mruknąłem i wypatrywałem w napięciu jakiejś stacji benzynowej. Pięć minut później tankowałem samochód.
- Hej - zagadnęła mnie szczupła, opalona blondynka. Nie odpowiedziałem, odwróciłem tylko wzrok i powróciłem do poprzedniego zajęcia.
- Mogę zatankować ci samochód - odezwała się po chwili.
- Poradzę sobie, byle komu nie powierzę takiego samochodu - warknąłem. Dziewczyna przeszła i usiadła na masce ferrari.

Oczami Mai

- Zobacz jakie mamy kotka z Shonem! - wykrzyknęłam, witając brata w drzwiach z wyciągniętymi rękoma, w których trzymałam futrzaka.
- Wy zwariowaliście, tak? - spytał. Cofnęłam ręce i przytuliłam mruczka. Popatrzyłam pytająco na Felix'a.
- No powiedz co - przerwałam ciszę.
- Chciałem mieć psa - powiedział z udawanym wyrzutem.
- Oj braciszku - pokazałam mu język - Zapewniam cię, że niedługo z Shonem się wyprowadzimy - dodałam.
- Wracamy? - spytał, po chwili namysłu.
- Tak - odpowiedziałam i podałam mu kocurka, a sama założyłam szpilki. Felix przepuścił mnie w drzwiach i skierowaliśmy swe kroki na parking, gdzie czekała na nas Landryna w aucie.

Oczami Shon'a

Odjechałem z piskiem opon ze stacji. W końcu trafiłem do umówionego miejsca. Kobieta po trzydziestce, w mocnym makijażu, skąpo ubrana czekała na mnie pod obskurnym budynkiem.
- Zarina -  mruknąłem.
- Shona - uśmiechnęła się ponętnie wyginając swe ciało - Wejdźmy do środka - dodała i ruszyła przede mną. Gdy weszliśmy do budynku, położył swe dłonie na mojej klatce piersiowej i zbliżyła swe usta. Uśmiechnąłem się.
- Najpierw interesy - powiedziałem, mocno odpychając od siebie dziewczynę.
- Przecież wiesz co potrafię - zamruczała, przytulając się od tyłu.
- Ty też - warknąłem i odszedłem. Rosjanka skierowała się z powrotem na ulicę. Usiadłem przy barze.
- Piwo, mocne - powiedziałem, przyglądając się ludziom na parkiecie. Spojrzałem na bramana, gdy podawał mi piwo. Ciemne oczy, jasna karnacja, szerokie bary i blizna przechodząca z lewego ucha do prawego.
- Ben! -  zareagowałem, widząc jak się szczerzy - Jak idą interesy?
- Dobrze - odparł - Chodzą ploty, że się żenisz.
- A no wiesz...

Oczami Mai


Czas powoli upływał. Kilka godzin temu wróciłam do domu. Felix niedawno wybył, więc siedziałam na kanapie, oglądając tv i jednocześnie bawiąc się z nowym towarzyszem broni, którego jeszcze nie nazwałam.
Godziny trwały wiecznie. Ale myśl, że niedługo wróci mój ukochany, napawała mnie jakimś spokojem. Na to co się kocha warto czekać. No to czekam...

Oczami Shon'a

Tydzień powoli dobiega końca, a termin się nie ubłagalnie zbliża.
Siedziałem przy barze, oglądając mecz (tak, to aż dziwne, że znalazłem na to czas), gdy podeszła do mnie Zarina. Czerwonowłosa usiadła mi na kolanach.
- Wiesz, że się żenię, prawda? - spytałem, masując jej dolną część pleców.
- Słyszałam te plotki. - odparła spokojnie, dobierając się do mojej szyi.
- To prawda - odrzekłem zgodnie z prawdą. Kobieta mnie ugryzła, poczułem jak ciepła ciecz spływa po szyi. To nie była tylko jej ślina, ale i moja krew.
- Nie myślałam, że byle komu dasz się usidlić - odparła, wylizując szyję.
- Nie bądź śmieszna - warknąłem, po czym postawiłem kobietę na równe nogi. Ruda spojrzała na mnie z wyrzutem, ale ja cały czas patrzyłem jakby mnie to nie obchodziło. Zgodnie z prawdą...
- Załatwiłaś wszystko?  -spytałam, gdy usiadła obok mnie.
- Tak, jak zawsze zresztą.
- Żeby mi się żadna dziwka, później tutaj nie szlajała. Tylko hotel. Pamiętaj - rzuciłem. Prostytutka kiwnęła głową.
- Będzie tak jak zechcesz - mruknęła, po czym odeszła. Parę godzin później, by nastała ciemność na podwórzu, pod budynek podjechały cztery czarne merole.
- James - powitałem uściskiem dłoni dilera, a zarazem lidera grupy 'Kameleon'.
- Shon - wysoki, czarnowłosy mężczyzna, o pokaźnych rozmiarach uścisnął mi dłoń.
- Przejdźmy do transakcji - zaproponowałem. Diler kiwnął głową i podszedł do nas mężczyzna, podobny do James'a.
- Poznaj proszę mojego brata. Nazywa się Alex, to jeszcze dzieciak, ale wie co dobre - James uśmiechnął się dumnie. Młody chłopak bez słowa otworzył walizkę. Znajdowały się tam kilka rodzai narkotyków. Zasmakowałem wszystkie po kolei.
- Ile? - zapytałem.
- Za kilogram, pięć tysiaków.
- Za słabe to - warknąłem.
- Dla dzieciaków dobre wystarczająco - wtrącił Alex. Zaśmiałem się.
- Słuchaj i patrz uważnie małolacie. To nie jest prawdziwy towar, no chyba, że dla harcerek - zakpiłem.
- Świetnie nada się dla twoich chłoptasi - odpyskował młody. Krew się we mnie zawrzała, zwinąłem dłoń w pięść i uderzyłem smarkacza w twarz. Poleciała mu krew z nosa. Mężczyźni zza pleców James'a wyjęli swoje giwery. Moi towarzysze również to uczynili. Było nas więcej, mięliśmy lepszy sprzęt. 'Kameleon' nie miał szans z moim gangiem. Ben rzucił mi kałacha, którego złapałem szybkim ruchem.
- A miało być spokojnie. Będzie tak, twoje dziewczynki wyjdą stąd, a ty zostawisz ten towarek tutaj, albo was rozstrzelamy. Decyzja należy do was - powiedziałem, spokojnie oddychając.
- Zgoda - odparł James, ale pistolet Alex'a wystrzelił. Gang zareagował momentalnie. W ten oto sposób, w zazwyczaj spokojnym barze rozpętała się mała wojna. Krew lała się ze wszystkich stron. Zewsząd było słychać huki, trzaski, krzyki i hałas wystrzeliwanych naboi. Gdy cała grupa 'Kameleon' była martwa, broń została złożona pod barem u Ben'a.
- Posprzątajcie tutaj - mruknąłem.
- Shon! A ty dokąd?! - zapytał Ben.
- Do domu - odparłem i opuściłem lokal z walizką.

Oczami Mai

Tydzień dobiegł do końca, a mojego narzeczonego jak nie było, tak nie ma. Słysząc otwierane drzwi wybiegłam z pokoju.
- Och, to tylko wy... Jak film? - spytałam, gdy Felix z Jas wrócili z randki w kinie.
- A co my w ogóle oglądaliśmy? - spytała Landryna zdejmując różowe sandałki.
- Szklana pułapka 5 - przypomniał jej Felix - Lipny -pokręcił głową.
- Aaa, no tak, misiek ma rację - zaśmiała się Jas. Usiedliśmy w trójkę w kuchni. Przyglądałam się poczynaniom młodej pary. Robili chińskie na obiad.
- Cześć skarbie - usłyszałam zza pleców i dostałam buziaka w policzek.
- Shon! - wykrzyknęłam, wtulając się w chłopaka.
- Odsuń się od niej - warknął nagle Felix. Popatrzyliśmy się na niego pytająco.
- Ale Felix, co ty? - zapytałam, nie rozumiejąc jego zachowania.
- Zdradził cię - odparł, zaciskając rękę mocniej na nożu, którym kroił kurczaka.
- To prawda? - spytałam, nie mogąc w to uwierzyć.
- Tak - odpowiedział Shon. Minęłam go i wpadłam do swojego pokoju. Łzy spływały mi po policzkach, nie mogłam uspokoić oddechu.
- Mai - usłyszałam jego cichy głos.
- Idź sobie - powiedziałam łamiącym się głosem. Ale chłopak nie wykonał prośby, podszedł bliżej, siadając obok mnie.
- Mai...
- To koniec - przerwałam mu.
- Nie - odparł.
- Nie przekonasz mnie. Nie po tym - płakałam, mocząc sobie poduszkę.
- Znam inne sposoby - mruknął.
- Nie zmusisz mnie, żebym była z tobą.
- A właśnie, ze to zrobię - powiedział mocno mnie całując.

sobota, 4 maja 2013

16 Majówkowy post XD

Sieeeema! XD
Troszkę mnie już tu nie było, dlatego postaram się dzisiaj dać dłuższą część. O tak. Pomysł(y) są, więc... Zapraszam ^^

Rozdział szesnasty



Chłopcy z Landryną siedzieli na kanapie w salonie obgadując szczegóły zabawy. Byłam tym najmniej zainteresowana, bo tak naprawdę, nie przepadałam za imprezami. No, ale niech się cieszą. 
Wyszłam spod prysznica i paradowałam owinięta ręcznikiem w pokoju, w poszukiwaniu ubrań. Włączyłam głośno radio i ubierając się w rytm muzyki ubrałam się w długą zwiewną białą koszulkę, a na nogi nałożyłam zielone szorty.
- No, no, no - usłyszałam ciche pomrukiwania zza pleców. Podskoczyłam zaskoczona, a jego ręce oplotły moją talię.
- Nie musisz jechać - powiedziałam, dopinając spodenki.
- Wiem, ale chcę - odparł Shon, po czym mokry kosmyk założył mi za ucho. Chwyciłam go za dłoń.
- Tak więc, co planujecie? - zmieniłam temat.
- Noc w klubie - powiedział i zsunął jedną rękę  na mój pośladek.
- W klubie? Aż taki tłok będzie? - spytałam, nie ukrywając zaskoczenia.
- Chcę, by w tym drugim świecie zdawali sobie z tego sprawę - odparł, prawie, że dumnie. Zaśmiałam się cicho.
- W porządku. Jak sobie wymyśliliście.
- Musimy być tam o szesnastej. Chcę mieć pewność, że wszystko pójdzie zgodnie z planem - szepnął do ucha.
- Dobrze - powiedziałam, odwracając się do chłopaka i mocno go przytulając.
- Wychodzimy za jakąś godzinę, klub jest kawałek stąd, po za tym trzeba jeszcze zabrać parę rzeczy i wpaść do kilku osób. Możesz się już przebrać i umalować - pokazał mi język, po czym zdążył się ulotnić na tyle szybko, że poduszka trafiła w zamknięte już drzwi. Słuchając najpopularniejszych kawałków przebrałam się w czarne spodenki i czerwoną bluzę z odkrytymi plecami. Zmusiłam się, by na stopy nałożyć czarne buty na obcasie. Umalowałam oczy eye-liner'em i kredką. Na usta naniosłam jasny błyszczyk. Zadbałam, by na głowie nie znajdowało się siano, a piękne loki. Stanęłam przed lustrem i byłam zachwycona swoim dziełem. Tak ładnie dzięki sobie nigdy nie wyglądałam. Uśmiechnęłam się do odbicia w lustrze.
Z biurka sięgnęłam telefon, który po chwili znalazł się w prawej kieszeni i opuściłam pokój. Już od drzwi słyszałam marudzenie chłopców, że zbyt długo się szykuję. Blondynka stała przytulona do Felix'a i  przekonywała ich, że kobieta musi spędzić swoje tak zwane pięć minut w łazience.
- Gotowa - powiedziałam, wchodząc do salonu.
- Jeszcze trochę, a pomyślelibyśmy, że cię porwano - zaśmiał się brat.
- Bardzo śmieszne - pokazałam mu język.
- Dobra, później będziecie się drażnić. Jedziemy - Shon złapał mnie za rękę i wyprowadził z mieszkania. Pod domem ujrzałam jego piękne srebrne porshe. Nie wiem jak on to robił, ale był niesamowity. No bo, który chłopak w tak młodym wieku, ma takie auto, takie wpływy. Shon to fantastyczny facet. Moje rozmyślania nad swoim szczęściem przerwało mi trzaśnięcie tylnych drzwi samochodu i cichy śmiech Jasmin. Chłopak wpuścił mnie do auta, a sam dokończył palić papierosa, którego nawet wcześniej nie zauważyłam i usiadł za kierownicą. Ruszył z piskiem opon. Puściliśmy płytę, składającą się przeróżnych piosenek zgranych przez mojego brata. Podczas podróży zatrzymaliśmy się w kilku miejscach, w których to Shon musiał zawitać.
Po paru godzinach dotarliśmy pod klub. Był to duży obskurny budynek, wyglądał na opuszczony, jakby cały świat o nim zapomniał, ale tak nie było. Weszliśmy do środka, wnętrze diametralnie się różniło. No tak, "nie oceniaj książki po okładce", w tym przypadku się sprawdziło. Był to duży, zadbany lokal. Parkiet był ogromny. W rogach były poustawiane kanapy, stoliki z krzesłami, a na wprost wejścia stał bar. Po lewej stronie wejścia było miejsce dla DJ'a i średniej wielkości scena.
- I jak się podoba? - zapytał nagle Shon.
- Bardzo pozytywne wrażenie - odparłam z uśmiechem.
- To dobrze - mruknął do ucha, przytulając do siebie.
- Okej, to do roboty - westchnął Felix.
- Whoa! Chyba nie myślicie, że coś zrobimy - zaprotestowała Jasmin.
- Dlaczego nie? Możemy pomóc - przerwałam jej spokojnie.
- Ale ta sukienka na to nie zasługuje! - jęknęła, gładząc rękoma prostą, wściekle różową kieckę.
- Macie klucze, tam są drzwi - mruknął niezadowolony Shon, wciskając klucze w ręce Landryny. Dostałam szybkiego buziaka w policzek od narzeczonego i ruszyłam za Jas. Chwilę później siedziałyśmy na czerwonej, skórzanej sofie i piłyśmy piwo. Muszę przyznać, że bardzo miło się nam rozmawiało. Zza drzwi dochodziły nas śmiechy chłopców i puszczana przez nich muzyka.
- Są jak dzieci - skomentowała Landryna, wychylając głowa zza drzwi. Podeszłam do niej z puszką w ręce. Obaj stali na miejscu DJ'a i bawili się sprzętem.
- Jest to dobry argument, by w obecnej chwili uniknąć macierzyństwa - powiedziałam optymistycznie.
- Nie chcesz mieć z nim dzieci? - spytała nagle, zaskoczona przyjaciółka.
- Nie teraz - zaśmiałam się.
- Dlaczego? - zapytała krótko.
- Bo jesteśmy na to za młodzi. Popatrz na niego - wskazałam ręką na chłopaka - On chce się bawić - dodałam po chwili.
- Masz rację - mruknęła, po czym opadła na siedzenie.
- W porządku?  -zagadnęłam.
- Jak najbardziej - odpowiedziała, ale nie ma tak łatwo. Jej łamiący się już powoli głos zdradzał, że kłamie. Zajęłam miejsce obok koleżanki.
- Coś nie tak powiedziałam? - dopytywałam, nie wiedząc co robić.
- Chciałabym być taką szczęściara jak ty - uśmiechnęła się.
- Przecież jesteś z Felix'em - przypomniałam. Dziewczyna objęła mnie ramieniem.
- Chciałabym się już ożenić z nim, wiedzieć, ze jest tylko i wyłącznie mój - wyznała.
- Małżeństwo... To tylko papierek, liczy się uczucie. A obrączki. Pf, już teraz możecie sobie kupić - zaśmiałam się. Na twarzy dziewczyny zagościł promienny uśmiech.
O godzinie osiemnastej zaczęli schodzić się znajomi Shon'a, mojego brata i Landryny. Siedziałam, więc sama  w pokoju, spokojnie dopijając piwo. Godzinę później narzeczony wyciągnął mnie na parkiet. Z początku nie byłam pewna, czy powinniśmy to robić, ale skoro się uparł, to niech zabawa trwa. Tańczyliśmy dobre parę godzin. O północy Shon wszedł na scenę, wziął mikrofon do ręki, a muzyka z głośników przestała lecieć.
- Mogę prosić o uwagę? - zaczął, a wszystkie oczy zwróciły się ku niemu. Na sali panowała idealna cisza.
- Zebrałem was tu wszystkich, byście mięli szansę dowiedzieć się z pierwszej ręki, że już wolny nie jestem. Mai Kawasaki w niedalekiej przyszłości zostanie moją żoną - powiedział, po czym zeskoczył ze sceny i podszedł do mnie. Za krokami chłopaka, zostały skierowane światła. Chłopak władczo mnie objął i namiętnie pocałował.
-Każdy, kto się do niej zbliży, zostanie zabity - powiedział głośno i wyraźnie z uśmiechem na twarzy. Gdy DJ  zapuścił muzykę, zaciągnęłam chłopaka do baru. Zamówiłam sobie drinka, a jemu whisky.
- Mogłeś być milszy - powiedziałam, podając mu szklankę.
- Faktycznie, bo każdy zabójca tryska sympatią do ludzi - zakpił. Zignorowałam tę uwagę i poszłam tańczyć z nowo poznanymi koleżankami.
Razem z Shon'em opuściliśmy imprezę o czwartej rano. Zatrzymaliśmy się w niedalekim hotelu, gdzie pokoje zostały zarezerwowane przez chłopców. Przed wejściem do zadbanego budynku kręcił się mały czarny kotek.
- Spójrz - pociągnęłam chłopaka lekko za kurtkę w stronę malucha.
- Nie mów, że chcesz go zabrać do domu - zaprotestował.
- Dlaczego nie? - spytałam. Chłopak westchnął i chwilę milczał, po czym uśmiechnął się.
- Dobra, ale dostanę, to czego chcę - powiedział, po czym namiętnie mnie pocałował, a jego ręce znalazły się pod koszulką.