niedziela, 12 maja 2013

18.

Hello
Tak, więc starając się dotrzymać danego Wam słowa. Kolejna notka... A historia jest taka, że : pisząc tą część, gdy mój ojciec włączył radio leciało : 3 Doors Down - Here Without You! (kocham to , swoją drogą) więc polecam sobie przesłuchać ;) Zapraszam

Rozdział osiemnasty


Gdy mój brat wyciągnął jakimś cudem Shon'a z mojego pokoju, po kilku długich, męczących godzinach zasnęłam. Nawet wtedy nie potrafiłam poradzić sobie z zdradą.We śnie przewijały mi się obrazy Shon'a z różnymi kobietami. Scenerie także się zmieniały, ale morał był ten sam, on to zrobił.
Obudziłam się o godzinie dziewiątej, poduszka była cała mokra od łez. Powolnie usiadłam na łóżku i spojrzałam w okno. Po szybie spływały spokojnie kropelki deszczu. Obraz na zewnątrz mieszkania przesączony był szarością i smutkiem. Niestety, w domu nie było inaczej. Wzięłam szybki prysznic, jakby  ciepła woda miała spłukać ból i żal. Dwie godziny później, w długich, jasnych dżinsowych spodniach, białej bokserce z czaszkami i długim, czarnym, luźnym swetrze, siedziałam na swoim łóżku i powolnie piłam ciepłe kakao. Próbowałam to wszystko zrozumieć. Czemu coś takiego się stało? Potrzebował przygody? Brakowało mu seksu? Żadna odpowiedź mnie nie zadowalała, nie tłumaczyła jego postępowania. I pozostało pytanie , dlaczego chciał się ze mną ożenić, skoro to zrobił? Może myślał, że z nim nie zerwę. Pff, każdy by tak postąpił. I co z tego, że zasługuje się na drugą szansę? Taki ból, takie uczucie, jest niemożliwe do zniesienia. Spojrzałam na blizny. Nie mogłam tego zrobić. Nie dlatego, to było zbyt... Zbyt głupie.
Nagle usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Nie zareagowałam. Mimo mojej reakcji, drzwi zaskrzypiały. Odwróciłam głowę w stronę intruza z wzrokiem wyrażającym : "Jeszcze jeden krok w tę stronę, a zabiję cię samym wzrokiem" Niestety, nie przekonało to mojego brata. Felix bez słowa wtargnął do pokoju, zamknął za sobą drzwi i usiadł obok mnie.
- Już jakiś czas temu nie było tu takiej pogody  -zagadnął.
- Ty na serio o tym chciałeś pogadać, czy raczej była to wymyślona na poczekaniu gadka? - spytałam, a kąciki ust lekko powędrowały ku górze.
- To drugie - odparł, ze wzrokiem, niczym skarcony szczeniak.
- Stać cię na więcej - delikatnie poklepałam brata po plecach.
- Jak się czujesz? - zapytał, po chwili milczenia.
- Tak jak wyglądam - odparłam.
- No, to czyli całkiem dobrze - powiedział z uśmiechem.
 - Nie do końca - mruknęłam.
- Nie myśl o tym. Zasługujesz na kogoś lepszego, na kogoś kto będzie o ciebie dbał. Jesteś dobrą osobą, tak więc coś ci to wynagrodzi - powiedział cicho, jakby sam rzeczywiście w to wierzył.
- Jak mam o tym nie myśleć? - zapytałam łamiącym się głosem. W środku walczyłam ze sobą, by być silną przy bracie, jednakże wcale nie było to takie łatwe. Ciężko zaakceptować, to, że nie było się wystarczająco dobrą dla kogoś, kogo się kocha.
- Nie wiem Mai... Może pojedziemy do kina?  -zaproponował.
- Nie. Weź Landrynę i uszczęśliw ją - powiedziałam z uśmiechem. Oczywiście, że sztucznym, ale nie chciałam, żeby coś ich mogło ominąć tylko dlatego, że ten dupek posunął się do tak hańbiącego czynu.
- Na pewno? - spytał.
- Tak! Zabierz ją do kina, kup kwiaty, a potem idźcie na romantyczną kolację i nie ważcie mi się wrócić tu dzisiaj, ani jutro rano. Jutro zapewnisz jej śniadanie w łóżku i pójdziecie na spacer, a potem... Emmm.. Potem udajcie się na obiad i zabierz ją do zoo, czy jakiegoś takiego miejsca. Laski na to lecą - dodałam.
- A ty?
- Nie martw się - ucałowałam go w policzek - A teraz sio na mega długą randkę - powiedziałam, otwierając mu drzwi.
- Nie zrób niczego głupiego - mruknął, stojąc w drzwiach.
- Felix! Skąd wiedziałeś, że on to zrobił? - zapytałam.
- Wysłałem za nim kogoś - powiedział.
- Aha. obiecaj mi coś, że nikt nie będzie mnie obserwował, domu, ani nic takiego. Obiecaj - dodałam, po dość dłuższej ciszy.
- Dobrze, obiecuję - położył rękę na sercu.
- Dziękuję - odparłam i zamknęłam za nim drzwi. Włączyłam głośno radio i słuchając tak zwanych hitów na czasie zrobiłam generalny porządek w pokoju.
Usłyszałam trzask drzwi i domyśliłam się, że to zakochani opuszczają mieszkanie. Zwinęłam się w kłębek na łóżku, a łzy zebrały się w oczach. To bolało, tak cholernie bolało... Nagle otworzyły się drzwi mojego pokoju, a w nich ujrzałam swojego zdrajcę.
- Wynoś się stąd - powiedziałam, łamiącym się głosem. Usiadł obok mnie na łóżku, a jego czarne oczy na nowo nie wyrażały żadnych uczuć.
- Pamiętasz, co ostatnio powiedziałem? - spytał spokojnie.
- Tak - mruknęłam - Co nie zmienia tego, że nie chcę cię widzieć.
- Kiedy zrozumiesz, że to ja mam władzę? - zapytał.
- Tobie ta cała twoja władza do głowy strzeliła i coś ci się poprzestawiało. Tak może jest w twoim świecie, ale tu każdy jest wolny - powiedziałam, ścierając łzy z policzków.
- Mai, aż tak się nic nie różni - mruknął. Gdy wypowiadał moje imię, ciało zadrżało. Tak bardzo pragnęłam jego dotyku, pocałunku... Tego, żeby mnie przytulił i chronił przed całym światem. Tak bardzo chciałam mu zaufać... Czułam wobec siebie złość, za to czego chciałam.
- Idź sobie stąd - poprosiłam.
- W takim razie chodź - wyciągnął ku mnie swoją dłoń.
- Nie. Nigdzie z tobą nie pójdę. Nie rozumiesz, że chcę zapomnieć?
- Rozumiem, ale ja chcę czego innego - odpowiedział i wstał.
- Czego? - zapytałam. Milczał.
- Shon....
- Załóż buty i chodź. Nie jesteś tutaj bezpieczna - powiedział, a jego ton wyrażał złość.
- No nie mów, że się martwisz o mnie - mruknęłam.
- Rusz się - warknął. Nie widząc żadnej reakcji z mojej strony, złapał mnie za rękę i wyciągnął z pokoju - Załóż te cholerne buty i chodź! - krzyknął. Szczerze powiedziawszy przestraszyłam się i mozolnie spełniłam jego... Rozkaz. On znowu to robił! Tak samo jak na początku naszej znajomości.
- Co z tobą? - niemalże krzyknęłam - Nagle stałeś się taki kochający, czuły... Myślałam, że po prostu zdjąłeś tą maskę, ale... Co jest? -dodałam po chwili.
- Nigdy taki nie będę. Ta rola mi nie pasuję... Wolisz być ze mną takim jakim jestem, czy mam być wobec ciebie fałszywy? - odparł. Milczałam, niby co mu miałam powiedzieć, prawda była zbyt oczywista i on o tym wiedział.
- Mai? - zagadnął, podchodząc bliżej, położył swe dłonie na mej talii.
- Zostaw - warknęłam, próbując się wyrwać, ale bezskutecznie.
- Idziemy - zadecydował ostatecznie i wziął mnie na ręce. Moje prośby, groźby były bezskuteczne. Chłopak wsadził mnie do auta i zapiął pasy, po czym sam zajął miejsce kierowcy i ruszył.



6 komentarzy:

  1. Zastanawiam się dlaczego Mai jest w niebezpieczeństwie i co właściwie Shon kombinuje? Generalnie już go nie lubię po tym jak potraktował Mai... Wkurza mnie XD niech się w końcu zdecyduje! A Tobie dziękuję za rozdział i oczywiście czekam na następny ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Nawet nie wiesz jak bardzo chciałabym żeby to że on ją zdradził nie było prawda żeby powiedział to po to żeby ją chronic z niecierpliwościa czekam na następną czesć ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ja bym chciała żeby on ją naprawde kochał pisz szybko natępną cześć ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. super rozdział czekam na kolejny ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Teraz to naprawdę zgłupiałam. Nie wiem czy Shon jest dobry czy wręcz przeciwnie... hmm..

    OdpowiedzUsuń