środa, 22 maja 2013

21, Rozdział dwudziestypierwszy

Hello ;)
Tak jak obiecałam, kolejna notka :) Czasowo ciężko było, no ale się udało :D
Dziękuję wam wszystkim za komy. Na pewno się odwdzięczę. To tylko kwestia czasu. Zapraszam :)


Rozdział dwudziesty-pierwszy


Biegliśmy po dachu. Słońce grzało nasze ciała, a wiatr delikatnie rozwiewał włosy. Dotarliśmy do drabiny. Uśmiechnęłam się do chłopaka, który dał mi znać, bym pierwsza zeszła. Gdy oboje staliśmy już na ziemi, podjechało do nas czarne BMW. Shon dostał zwiniętą kartkę, a samochód odjechał. Chłopak przeczytał notatkę, a następnie ją spalił i zapalił papierosa.
- Coś nie tak? - zapytałam.
- Nie. Spadajmy stąd - mruknął, po czym wziął mnie za rękę i ruszyliśmy szybkim krokiem przed siebie. Shon raz po raz zaciągał się dymem, a ja próbowałam zorientować się, gdzie jesteśmy. Jednakże, nie mogąc się dowiedzieć samodzielnie, postawiłam się spytać chłopaka.

Oczami Shon'a


- Shon? - Mai pociągnęła mnie za rękę. Wyrwany z przemyśleń spojrzałem na dziewczynę.
- O co chodzi? - zapytałem.
- Pytałam, gdzie jesteśmy - odparła, podejrzliwie mi się przyglądając. 
- Jakiś kawałek od Nowego Jorku. Ze dwie godziny jazdy samochodem i będziemy w mieście,
- Tylko jest jeden mały problem... Nie mamy samochodu - mruknęła bez entuzjazmu.
- Jeszcze. Jeśli ktoś będzie tędy przejeżdżał, to da rade coś wykombinować - odpowiedziałem. Dziewczyna westchnęła i popatrzyła na mnie smutnym wzrokiem. Ja, cały czas pozostawałem sobą. Zimnokrwistym zabójcom. 
- Kiedy się zorientują, że im uciekliśmy? - zapytała, po chwili milczenia.
- Może już wiedzą... - odpowiedziałem. Pół godziny później zaczęły dochodzić nas głosy silników. Obejrzałem się, co też uczyniła moja dziewczyna. Za nami jechało kilka motorów.
- Mam pomysł, poczekaj tutaj chwilkę - powiedziałem. Pocałowałem Mai i odszedłem.

Oczami Mai


Shon zatrzymał motocyklistów i chwilę z nimi porozmawiał. Usiadłam na krawężniku i zamknęłam oczy na kilka minut. Gdy je otworzyłam chłopak stał przede mną nonszalancko oparty o motocykl.
- No nie - mruknęłam - Komu go zabrałeś? - spytałam, pokazując mu język.
- Nikomu - odparł, po czym wyciągnął do mnie rękę i pomógł mi wstać - Pożyczyłem - dodał, gdy oboje patrzyliśmy na maszynę.
- Bezpowrotnie?
- Szczegół - mruknął. Usiedliśmy na motocyklu i ruszyliśmy. Mocno trzymałam się Shon'a by nie zlecieć, a on jechała jak wariat. Zawsze sądziłam, że to mój brat szybko jeździł.. No cóż, przy Shon'ie zmienia się szybko zdanie. Gdybym tylko puściła się chłopaka, zaryłabym pupą o asfalt. On potrafił dodać adrenaliny, jeszcze bardziej wyczuwalnej, niż zazwyczaj, gdy jedzie się na motocyklu. Dwie godziny później znaleźliśmy się w obskurnej dzielnicy. Pełno typów spod ciemnej  gwiazdy, przyglądało nam się, to z zaciekawieniem, to ze znudzeniem. Shon zatrzymał się pod barem. 
- Poczekasz, czy chcesz iść ze mną? - zapytał, gdy staliśmy już obok maszyny.
- Pójdę - powiedziałam, chwytając go za rękę, gdy zauważyłam, że grupa dresów się do nas bliża. Owi dresiarze chwiali się i byłam pewna, że zawartość procentów, które wypili, była bardzo dużo. Shon się zaśmiał.
- A co z twoją odwagą? - spytał, obejmując mnie ramieniem.
- Sam powiedziałeś, że nie dałabym sobie rady - mruknęłam.
- Taka prawda - odparł i weszliśmy do baru. Był prawie pusty. Pomijając barmana za ladą, siedziało jeszcze  kilku mężczyzn przy osobnych stolikach.
- Jerry - zagadnął Shon mężczyznę przy barze. Na oko trzydziestoletni, dobrze zbudowany szatyn poprawił kitkę i wyjął spod lady sztylet.
- Był problem - mruknął mężczyzna. 
- Następnym razem się to nie powtórzy - odparł spokojnie Shon i zabrał z lady przedmiot.
- Idziemy? - spytałam.
- Nie - odparł ktoś zza moich pleców. Odwróciliśmy się. To gang, któremu uciekliśmy. Chłopak stanął przede mną i osłaniał mnie własnym ciałem.
 - Coś długo wam zajęło zorientowanie się, że wam uciekliśmy - zamruczał. Mężczyzna naprzeciw niego spojrzał się groźnie.
- Odejdź - mruknął - Zależy mi tylko na tej małej suce - dodał, wyciągając nóż
- No to jest nas dwóch - warknął Shon, chwytając mnie za rękę.
- Nie chcę tego, co ty - odparł i kiwnął głową. Mężczyzna zza lady, chwycił mnie w tali i wciągnął na ladę, a dwóch kompanów wroga rzuciło się, obezwładniając chłopaka.
- Ty zdrajco - wycharczał Shon, próbując się wyrwać dwóm osiłkom.
- Wybacz, oni płacą więcej - odparł spokojnie Jerry, puszczając mnie. W tej chwili zaczynałam już panikować. Nie pokonałabym ich. Na pewno nie, nawet z czyjąś pomocą widziałam nikłe szansę.
- Wiesz czego od ciebie chcę? - zapytał przywódca, który był coraz bliżej. Delikatnie dłonią gładził nóż.
- Nie - odparłam, dyskretnie szukając czegoś, co mogło by potencjalnie posłużyć za broń.
- Zabiłaś mojego brata, ty suko! - wykrzyczał. Patrzyłam w oczy swojego przyszłego mordercy.
- Chcesz zemsty?! Zabij mnie! To ona będzie wtedy cierpiała - wtrącił Shon.
- Zrobię to - mężczyzna uśmiechnął się tajemniczo. Jednakże nie odwrócił się nawet, cały czas był coraz bliżej mnie.
- Nie, nie zrobisz tego! - powiedziałam ze łzami w oczach. Wróg stał na przeciw mnie, w zasięgu ręki.
- Przekonasz się sama, ale najpierw... Najpierw się zabawię - odparł i mocno uderzył mnie w twarz. Zabolało. Chwilkę później poczułam metaliczny smak krwi...

P.S
Domyślam się, że powinien być dłuższy, jednakże nie chcę dawać wszystkiego w jednym poście... Proszę o wyrozumiałość.
Pozdrawiam :*

5 komentarzy:

  1. Rozdział okej :) Rozbawił mnie błąd "zabójcom" ;D Czekam na dalsze posty ;p Ania :)

    OdpowiedzUsuń
  2. rozdział super z niecierpliwością czekam na następny ! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział super jak zawsze, świetnie piszesz. Z niecierpliwością czekam na następny ;)
    Pozdrawiam
    ¢ιtу σf αиgєℓ ♡

    http://believe-in-live.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale się dzieję xd Wspaniały rozdział <3 Mam nadzieję, że ktoś ich uratuje ;]

    OdpowiedzUsuń