sobota, 9 lutego 2013

1.(2) Słodkie kłopoty

Tak więc rozdział pierwszy ;)
UWAGA! Żeby nie było żadnych "ale" czytacie to na własną odpowiedzialność. Mogą być sceny brutalne, erotyczne itp. Również opowiadanie może zawierać brzydkie słowa. Nie mam zamiaru się ograniczać w tej historii. Tak wiec, piszę ;)


Słodkie kłopoty


Obudziłam się w wygodnym łóżku, był to ulubiony mebel w mieszkaniu. Leżałam z zamkniętymi oczami przedłużając chwilę wstania z łóżka. Nie miałam najmniejszej ochoty na pakowanie się w kłopoty przez tego durnia. No, niech tylko spróbuje przynieść mi tą koszulkę i próbuje wcisnąć, to normalnie... Muszę się chyba zapisać na jakąś siłownię, albo sztuki walki, albo chociaż ćwiczyć kondycje. Że też faceci są silniejsi, a tak miło byłoby go zdzielić.
- Mai. Spóźnisz się - kołdra została mi zabrana.
- Felix! Oddawaj to! - warknęłam na starszego brata.
- Chyba cię coś boli - pokazał mi język. Wysoki umięśniony chłopak upuścił kołdrę pod swoje nogi. Patrzył na mnie tymi swoimi brązowymi oczami.
- Gapisz się, jakbyś po raz pierwszy mnie w bieliźnie widział - warknęłam wstając.
- Ty siostra, ale ty coś z facetami już kręcisz? - zagadnął brunet. Ach, ta jego bezpośredniość.
- A ty ćpasz? Po za tym jestem młodsza tylko o 5 lat, więc żadne już - dodałam.
- Do szkoły się zbieraj. Co chcesz na śniadanie? - jak zwykle kochany i opiekuńczy.
- Zrób mi kanapkę, proszę - uśmiechnęłam się, a chłopak wyszedł z pokoju z cichym mruknięciem:Ok.
Podniosłam kołdrę z podłogi i niedbale rzuciłam na łóżko, po czym weszłam do łazienki. Szybki prysznic, wysuszenie i rozczesanie długich włosów, umycie zębów, nałożenie tuszu na rzęsy, a na usta pomadki ochronnej, kolejno ubrałam się w rurki i szary obcisły t-shirt, a do tego czarne adidasy. Byłam gotowa.
Do czarnego plecaka wrzuciłam kilka zeszytów, piórnik i portfel. Wyszłam z małego pokoju i zawędrowałam do kuchni.
- Smacznego - brat położył na stole mały talerzyk z kanapką z żółtym serkiem, a obok postawił kubek ciepłej kawy.
- Dziękuję, jesteś najlepszy - uśmiechnęłam się, po czym zabrałam za śniadanie.
- Wiem - wyszczerzył się w wielkim uśmiechu.
- Podwieziesz mnie? - poprosiłam spoglądając na różowy zegarek.
- Tak, ale załóż kurtkę, dzisiaj ma być chłodno - dodał.
- Dobrze, dobrze - mruknęłam. Szybko dokończyłam posiłek i pozmywałam po sobie. Brat czekał już na dole, szybko więc narzuciłam na siebie skórzaną kurtkę i wyszłam z mieszkania. Momentalnie zamknęłam drzwi i zbiegłam do rodzeństwa. Stał na parkingu, przy świetnym czerwonym motorze Kawasaki.
- To słodkie, że masz taką samą maszynę, jak nazwisko - uśmiechnęłam się i zajęłam miejsce.
- Kask - upomniał mnie. Zawsze to robił, bo sama nigdy o tym nie pamiętałam. Podał mi taki fajny, czarny z czerwonym sercem. Założyłam go, po czym złapałam mocno brata i ruszyliśmy. Mknęliśmy przez miasto z ogromną prędkością. Niesamowite uczucie, aż szkoda było dojeżdżać do szkoły.
- Ej, mała... Dzisiaj wrócisz sama. Wiesz, mam sprawę do załatwienia - powiedział Felix, gdy zatrzymaliśmy się pod szkołą.
- W porządku- odpowiedziałam i ruszyłam do jakże lubianego przeze mnie budynku. Tak, to sarkazm.. Nie znosiłam tej szkoły, tak samo jak ludzi chodzących do niej.
Na płotku, który bieg wokół całego terenu należącego do budy siedział blondyn. Tak, ten strrrasznie niebezpieczny, którego powinnam unikać, najlepiej szerokim łukiem. Ale jakoś się go nie bałam.
-Ej! - wrzasnął za mną, lecz zignorowałam go. Podbiegł i mocno szarpnął za ramię w tył. Spojrzałam na niego nieźle zdziwiona. Akurat tego się nie spodziewałam. Patrzyłam na niego swymi zielonymi oczami. Wcale nie wydawał się taki zły. Miał delikatne rysy twarzy, ale... One zniknęły, nałożył maskę hmmn, zabójcy.
- Przyniosłem ci koszulkę, jak informowałem cię o tym wczoraj - wcisnął mi w rękę czarny materiał - Upierz, tylko ręcznie - dodał po chwili.
- Zabieraj tą szmatę, nie będę tobie nic prała, szukaj sobie gdzie indziej służącej - warknęłam i rzuciłam t-shirt w jego stronę. Szybko ją złapał.
- To nie szmata! To najwyższej jakości ciuch, nie to, co twoje fatałaszki. Głupia baba. Zrobisz co ci każe i kiedy każe - warknął, a do plecaka wcisnął bluzkę. Wpadłam na pewien pomysł.
- Aż się zdziwisz - chciałam odejść, ale wpadłam na jednego z jego kolegów. Zabolało, bo zrobiłam to ze sporą siłą.
- Wybierasz się gdzieś? - zapytał wysoki szatyn.
- Przepuść mnie - warknęłam. Byłam odważna, to też mój głos przybrał wrogi ton.
- Nie - odparł spokojnie i odwrócił mnie w stronę blondyna.
- Szkoda, że jesteś tylko dziewczyną, normalnie, gdybyś była facetem, był cię skopał... A tak... Jake zostawmy ją.. Tak jak jest -uśmiechnął się tajemniczo do towarzysza. On coś knuł, ja to wiem. Coś było nie tak. Spojrzałam na bruneta, on również się wyszczerzył i po prostu mnie przepuścił. Szybkim krokiem weszłam do szkoły. Lekcje zaczęły się parę minut temu, a nauczyciel od historii, nie lubił spóźnień... Dobra, powiem wprost, nienawidzi mnie i  to ze wzajemnością. Jestem dość słaba z historii.
Na szczęście zdążyłam przed nauczycielem. W ostatniej chwili, bo dosłownie, gdy tylko zajęłam swoje miejsce i wyjęłam piórnik z zeszytem, wszedł profesor. Oczywiście lekcje rozpoczął kartkówką, jakże by inaczej. Kolejna jedynka murowana. Nienawidzę tej szkoły!
Lekcja pełna męczarni dobiegła do końca. Kolejne nudne lekcje. Na długiej przerwie spotkałam Jasmin. Ach, ta różowa barbie.
- Cześć - przywitała mnie z uśmiechem.
- No hej - odparłam niezbyt entuzjastycznie.
- Co, już cię dopadł? - spytała. W odpowiedzi spojrzałam na nią zaskoczona - Shon zawsze dotrzymuje słowa, a tobie powiedział, że przyniesie koszulkę do wyprania.
- A... Wepchnął mi ją do plecaka. Ale skoro tak nalegał, to mu wypiorę - powiedziałam hardo.
- Co? Naprawdę? Myślałam, że będziesz się z nim kłócić. Nie wydajesz się być tchórzem.
-  Nie jestem... Wypiorę tę szmatę i ozdobię przy okazji. Taki tam, mały wypadek.
- Uważaj na siebie. On naprawdę jest niebezpieczny - poradziła. Zignorowałam poradę blondynki, nie będę nikomu usługiwać, choćby miał mi grozić do skończenia szkoły.
Wzruszyłam ramionami i odeszłam. Po zakupieniu ciepłej kawy, znów wpadłam na... NIEGO! Ten facet się uwziął chyba na mnie. Spojrzał wściekły na koszulkę. Miał na sobie t-shirt, znów czarny, tylko ten miał nadruk. Duży wąż oplatał broń. Byłą oblana ciepłym napojem.
- Ty! - wydarł się, po czym złapał mnie mocno za nadgarstek i wyprowadził ze stołówki. Jego uścisk był jeszcze mocniejszy niż wczoraj,ale coś czułam, że to nie koniec jego siły. Wepchnął mnie do łazienki, przez nikogo "odwiedzanej", no chyba, że takich ciemnych typów jak on, nie można do tej grupy zaliczyć. Tym razem byłam tylko ja i on. Kumple zostali na straży.
- Czy ty kurwa, nie umiesz chodzić?! Masz oczy to patrz jak łazisz! - był zły, znowu z jego oczu bił chłód i wściekłość. Tworzył wokół siebie aurę jakiegoś psychopatycznego mordercy.
- To ty tak chodzisz - warknęłam.
- Głupia! Myślisz, że możesz mnie tak prowokować?! Że cię nie uderzę, bo jesteś dziewczyną?! - krzyczał, po czym znowu mocno złapał mnie za ręce.
- Odwal się! - wykrzyknęłam, próbując się wyrwać, ale nie dałam rady. Byłam słaba, słabsza niż on. Chłopak mocniej mnie ścisnął, aż łzy pojawiły mi się w oczach. Niebezpiecznie się zbliżył.
- Przeproś mnie - warknął mi do ucha. Milczałam, nie chciałam mu dać satysfakcji, nie mogłam... Przywarł mnie do ściany, dalej trzymając ręce w uścisku.
- Czekam - znowu zawarczał mi do ucha, jego ciepłe powietrze oplotło moją szyję, mimo bijącego chłodu od chłopaka.
- Nie - wymamrotałam cicho. Na chwilę przyciągnął mnie do siebie, po czym mocno pchnął, ale nie puścił. Uderzyłam twardo plecami o ścianę, aż na chwilę brakło mi oddechu.
- Rób co ci każę. Przeproś - syknął wściekle. Nie chciałam, na prawdę nie chciałam, ale spojrzałam w jego czarne oczy i...
- Przepraszam - wymamrotałam. Shon uśmiechnął się triumfalnie.
- Tego się trzymaj - szepnął mi na ucho i odszedł. Wygrał... Czemu się poddałam?! Czemu? Przecież to tylko zwykły, kolejny dupek, którego nie mogę się bać. Po prostu nie mogę!
Dopiero po dzwonku na lekcje opuściłam łazienkę. Kilka kolejnych nudnych lekcji i dźwięk kończący me zajęcia. Już miałam nadzieję, że Felix przyjedzie po mnie tym swoim czerwonym motocyklem i szybko zawiezie mnie do domu, ale po paru minutach przypomniałam sobie, że mam wracać dzisiaj sama. Przechodząc koło murku, wrogo spojrzałam na Shon'a i jego bandę. W najlepsze uśmiechał się do mnie. Dalej był zadowolony z tego, że mnie złamał, że  przegrałam. Założyłam słuchawki i poszłam do domu. Cały czas czułam, jakby ktoś mnie śledził, jakbym była obserwowana...

3 komentarze: