niedziela, 10 lutego 2013

2. Gość

Wiiitam :)
Zapraszam na kolejną część opowiadania :D

Gość


Dotarłam do mieszkania. Brata jeszcze nie było, co było dość dziwne, nie spieszyłam się z powrotem do domu. Rzuciłam plecak do pokoju i usiadłam przed komputerem. Chwilę posiedziałam na nudnych portalach  i nie chętnie odrobiłam lekcje. Nie, nie był kujonem, ale zależało mi, na jakiś tam dobrych ocenach.
Dochodziła godzina osiemnasta, a brata wciąż nie było, ale nie martwiłam się o niego. Żeby nie było, ale to on jest tym bardziej opiekuńczym. Przypomniałam sobie o koszulce tego drania. Włączyłam głośno muzykę i odeszłam od komputera. Z plecaka wyjęłam pomiętoloną  koszulkę blondyna. Przyjrzałam się jej uważnie, miał rację, materiał był bardzo miły. Aż szkoda będzie zniszczyć tę bluzkę. A niech wie, że ze mną się nie zadziera! Dureń jeden! Wrzuciłam bluzkę do umywalki, po czym nalałam trochę wody, sypnęłam odrobinkę proszku i dolałam wybielacza. Się zdziwi chłopak, na mej twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.
- A ty, aż tak bardzo się cieszysz, że bluzkę upaprałaś? - zapytał z za pleców chłopak.
- Bardzo śmieszne - odpowiedziałam, po czym odwróciłam się i chlapnęłam brata wodą.
- Ej, ej - zaśmiał się. Wróciłam do swojej poprzedniej czynności. W tej chwili, żałowałam, że nie miałam żadnego różowego ciucha, naprawdę. Aż przykre, było to, że nie będzie różowiutkich plam na tej bluzeczce. No, ale cóż... Skończyłam robotę, rozwiesiłam bluzkę, mam nadzieję, że efekt będzie jeszcze lepszy niż teraz. Wyszłam z łazienki i skierowałam się do salonu, gdzie siedział Felix.
- Załatwiłeś? - spytałam, siadając na wielkiej kanapie i podebrałam mu popcornu z miski.
- Tak. Zajęło mi to trochę więcej czasu, niż myślałem - mruknął, ale mimo to uśmiechnął się.
- Emmmn, nie chcę narzekać, czy coś, ale... - w kieszeni poczułam wibrację.
- Ale co? - zapytał zdziwiony.
- Masz krew - mruknęłam i wyszłam z pokoju odczytując smsa. Jakimś cudem mój numer zdobyła Jasmin. Szybko jej odpisałam. Dziewczyna proponowała mi spotkanie w kawiarence, jednakże nie miałam ochoty nigdzie wyłazić. Znowu zasiadłam przed komputerem i włączyłam jakiś film akcji. Po skończeniu drobnego seansu wzięłam prysznic i położyłam się spać.
Miałam okropny sen. Nie, wróć... To było koszmar. Mianowicie biłam się z Shonem... Co było chore! Nigdy nie dopuściłabym do takiej sytuacji, ale na szczęście to tylko głupi sen...
Westchnęłam siadając na łóżku. Dochodziła godzina szósta. Słyszałam jak Felix krząta się po mieszkaniu. Nie miałam najmniejszej ochoty się podnosić, ale usłyszałam jak tłucze się jakieś naczynie, a potem po raz drugi. Zaniepokojona kolejnym hałasem, wstałam z wyra i zawędrowałam do kuchni. Brat szarpał się z jakimś chłopakiem.
- No tego to już za wiele! - wykrzyknęłam. Obaj spojrzeli na mnie zdziwieni. Czerwonowłosy wysoki chłopak odsunął się od brata. Przeleciał mnie swymi szarymi oczami. No tak! Pomijając fakt, że miałam na sobie różowy zegarek, to stałam w samej bieliźnie. Na swoje <nie>szczęście, założyłam czarne stringi i czerwony biustonosz z kokardką.
- No, no... Niezłą masz siostrę - zaśmiał się chłopak, na co ja zaczerwieniłam się. Teraz moje policzki były koloru włosów gościa.
- Och zamknij się - warknęłam, czując jak gorąco zrobiło się w pokoju. Szybko się odwróciłam - Bądźcie grzeczni - dodałam, nim wróciłam do pokoju. Szybko się ubrałam w długie dżinsy, czerwony top i czarne adidasy. Na ramiona  narzuciłam czarną skórę. Do dużej czarnej torby spakowałam zeszyty.
Wiecie czemu kochałam tą kurtkę? Za kieszenie między innymi.  Do jednej z nich wrzuciłam mały portfel, zaś do drugiej klucze.
- Braaaacie - jęknęłam, widząc cały ten bałagan w kuchni.
- No co? - zapytał z niewinnym uśmiechem.
- Nienawidzę cie...
- Oj, dobra, dobra.... Posprzątam - zrobił naburmuszoną minę dziecka. Zaśmiałam się cicho, zawsze mnie
tym rozwalał. No, wyobraźcie sobie napakowanego koksa z tatuażami z miną naburmuszonego bachora.
Chwila, moment... TATUAŻE?!
- Kiedy? - spojrzałam na jego ręce. Całę były poryte tymi czarnymi rysunkami.
- Niedawno -uśmiechnął się.
- Idioto! .... Ja też chcę! - wydarłam się na cały głos. Felix zmierzył mnie wzrokiem.
- Nie powiem ci nawet gdzie - mruknął i pokazał mi język.
- Ja tobie też nie - warknęłam.
- Oj mała... Zobaczymy - przytulił mnie.
- Oj duży, podrzucisz mnie? - zapytałam.
- Nie, dzisiaj nie mogę - odpowiedział. Po czym westchnęłam.
- No dobra, to do wieczorka - mruknęłam. Dzisiaj miałam strasznie dużo zajęć. A i tak było już po dziesiątej, co oznaczało, że mam półtorej godziny na dotarcie do szkoły.
Szybko wskoczyłam do łazienki i aż pisnęłam z radości widząc koszulę blondyna. Czarna, nie... Wyblakła, miejscami aż biała. Uśmiechnęłam się i wrzuciłam do torby t-shirt, po czym wyszłam z mieszkania. Spokojnie kierowałam się w stronę szkoły, gdy niespodziewanie blondyn złapał mnie za rękę i zaciągnął w jakąś uliczkę między jednym sklepem a drugim.
- Co ty? - zapytałam próbując wyszarpnąć się chłopakowi.
- Zamknij się - zagrzmiał. Spojrzał na mnie swoimi czarnymi oczami pełnymi złości, lodu.
-Shon! -jęknęłam.
- Skąd ... - nie dokończył. Podszedł do nas jakiś chłopak. Wysoki, chudy o kasztanowych włosach, na nosie miał okulary przeciwsłoneczne. Nie widziałam jego oczu.
- No, no... Czyżbyś chciał mi przeszkodzić? - zacharczał mężczyzna. Kierował swe słowa do blondyna.
- Wiesz kim jestem? - zapytał Shon.
- A ty wiesz kim ja? Głupi gówniarzu nie pakuj się w nie swoje sprawy. Oddaj dziewczynę - miał niski głos, taki złowrogi. Chłopak mocniej mnie ścisnął.
- Uważaj na słowa to raz... A dwa, weź ją sobie - mimo tych słów,  nie puścił mnie. Mężczyzna zdjął okulary. Nie miał jednego oka. Patrzyłam na niego przerażona, chwilę potem Shon mnie popchnął w kąt. Jednooki wyjął sztylet, to samo zrobił nastolatek. Młody był szybszy, pierwszy zadał cios, wbijając nóż w żebra napastnika. Zadał mu jeszcze kilka płytszych ran, sam ponosząc jedną szramę na ramieniu. Tym razem miał na sobie czarną koszulkę bez rękawów, dzięki czemu nie mógł narzekać na ciuchy. Cóż za ulga - tak, sarkazm.
Shon zadał jeszcze jeden cios, przejechał ostrzem po szyi mężczyzny.
- Przekaż szefowi, że nic z tego - zawarczał blondyn. Spojrzał na mnie. Stałam przestraszona w rogu szukając drogi ucieczki. Podszedł do mnie i załapał za nadgarstek.
- Nie zabije cię - powiedział tylko, po czym ruszył ze mną w stronę ulicy. W zasadzie to byłam przez niego ciągnięta, gdy ocknęłam się z szoku, z całej siły uderzyłam go w ramię.
- Puszczaj! Zabiłeś go! Ty kretynie! - krzyczałam na blondyna. Już miałam mu zadać kolejny cios w ramię, gdy złapał moją pięść.
- Nie zabiłem go idiotko. Jeśli chcesz żyć, to się zamknij - warknął i znowu zaczął mnie ciągnąć. Próbowałam wyszarpnąć się z jego uścisku, ale na marne.
- Puść - powiedziałam jękliwie.
- Nie rozkazuj mi... - po mimo tych słów puścił mnie. Rzuciłam się biegiem. Chciałam być jak najdalej od niego. W końcu chyba tylko on mógł wiedzieć, co mu do głowy jeszcze wpadnie. Gdy zaczęłam biec, usłyszałam tylko śmiech. Przebiegłam chyba całą ulicę. Zwolniłam dopiero wtedy, gdy wiedziałam, że jestem sama, bez niego, że już mi nie grozi jego towarzystwo. Szybkim krokiem weszłam do parku, usiadłam na ławce na wprost fontanny. Po chwili ktoś się dosiadł, tak jak ja dyszał. Spojrzałam w jego stronę.
- No chyba nie myślałaś, że odpuszczę? - uśmiechnął się perfidnie. Milczałam, chciałam odejść, jak najnormalniejszy człowiek, ale nim zdążyłam się ruszyć, on mnie przytrzymał ręką...

4 komentarze:

  1. Ojeja, ale super popowiadanie ;p masz świetny styl pisania. Kocham blogi o takim temacie, jak twój.
    http://showmeyourbarca.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. opowiadanie naprawdę bardzo ciekawe i nie powiem wciągnęło mnie;) z niecierpliwością czekam na dalszą część

    OdpowiedzUsuń
  3. Świtna fabuła.Masz prawdziwy talent.

    OdpowiedzUsuń
  4. łał...No ciekawe jak to sięskończy.Cisne dalej :P

    OdpowiedzUsuń